Wioletta wiozła właśnie kolację dla chorej teściowej, gdy zadzwonił jej prawnik: Wracaj natychmiast!
Mąż poprosił mnie, żebym zawiozła jego mamie obiad, bo źle się czuła. W połowie drogi, z ledwo upieczoną lazanią na kolanach, odezwał się telefon. To była moja prawniczka. Natychmiast wracaj do domu! krzyknęła.
Wcześniej myślałam, iż mam stabilne życie. Jako dyrektorka finansowa dobrze płatnej firmy czułam niezależność, o której zawsze marzyłam. Rachunki opłacone, lodówka pełna, a ja mogłam pozwolić sobie na drobne przyjemności. Wszystko wydawało się pod kontrolą aż do dnia, gdy poznałam prawdę o mężu, Krzysztofie.
Poznaliśmy się osiem lat temu na wycieczce górskiej, zorganizowanej przez wspólnych znajomych. Był tym typem faceta, który rozświetla pokój, choćby nie próbując. Pamiętam, jak jego śmiech rozładowywał napięcie, gdy wchodziliśmy na stromy szlak. Wtedy myślałam: To jeden z najciekawszych ludzi, jakich spotkałam.
Ale nie zaczęliśmy od razu się spotykać. Przez dwa lata byliśmy przyjaciółmi pisaliśmy do siebie, czasem piliśmy kawę i dzieliliśmy się historiami. Krzysztof zawsze był pełen życia, choć miał też uparty charakter. Wszystko musiało iść po jego myśli czy to wybór restauracji, czy plany na weekend. Usprawiedliwiałam to pewnością siebie.
Trzy lata później wzięliśmy ślub. Myślałam, iż jesteśmy gotowi, choć przejście z przyjaźni w związek nie obyło się bez trudności. Tak, czasem bywał natrętny, zwłaszcza w kwestii pieniędzy. Często pożyczał drobne sumy, obiecując zwrot z kolejnej wypłaty. Nie przeszkadzało mi to w końcu budowaliśmy wspólną przyszłość.
Ale małżeństwo odsłoniło drugą stronę Krzysztofa. Zrozumiałam, jak wielką rolę w jego życiu odgrywała matka, Bogna. Była nadopiekuńcza, a ja często czułam, iż konkuruję z nią o jego uwagę. A on? Zawsze stawał po jej stronie. Gdy spytałam, dlaczego jej zdanie jest ważniejsze niż moje, odparł: To moja matka, Wioletta. Była przy mnie całe życie. Nie mogę jej ignorować.
Z czasem napięcie rosło. Krzysztof wciąż pożyczał pieniądze teraz na prezenty dla mamy lub pilne potrzeby. A Bogna? Zawsze umiała sprawić, bym poczuła się niegodna jej syna. choćby drogie podarunki kwitowała sarkazmem: Mikrofalówka? Czemu nie z funkcją parowej?.
Wszystko się zmieniło tej nocy, gdy Bogna rzekomo rozchorowała się nagle. Mieliśmy podpisać umowę kupna domu, na który oszczędzaliśmy latami. Ale Krzysztof w ostatniej chwili odwołał spotkanie: Mama jest bardzo chora. Możesz zawieźć jej twoją lazanię?.
W drodze odezwała się moja prawniczka, Agnieszka: Wracaj natychmiast! Krzysztof i Bogna są w domu z agentką nieruchomości. Przenoszą własność na Bognę!.
Gdy wpadłam do środka, zobaczyłam ich stojących z dokumentami. Bogna, zdrowa jak rydz, uśmiechała się szyderczo. To proste powiedziała. Mój syn zawsze będzie moim synem. A w tych czasach nie każdemu można ufać.
Agnieszka nie puściła płazem tej zdrady: Planowali, iż Krzysztof ożeni się z córką przyjaciółki Bogny. Chcieli zostawić cię z niczym.
Patrzyłam na Krzysztofa, czując, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Dałam ci wszystko szepnęłam. A ty chciałeś mnie wymazać?.
To nie tak tłumaczył się, nie patrząc mi w oczy. Mama uważała, iż to lepsze rozwiązanie.
Dla kogo?! krzyknęłam.
Agnieszka stanęła przy mnie: Dom jeszcze nie jest sprzedany. Walczymy.
W kolejnych miesiącach rozwód, łzy, śmiech. Krzysztof wyszedł z małżeństwa z blenderem i lampą. Agnieszka została moją przyjaciółką, a agentka nieruchomości która ostrzegła mnie tamtej nocy też dołączyła do naszego grona.
Sześć miesięcy później kupiłam nowy dom. Tym razem tylko dla siebie. Bez Krzysztofa. Bez Bogny. Bez zdrady.




