Galeria Toy Piano, czyli o świecie wszechdźwiękowym opowiada Paweł Romańczuk w rozmowie z Izabellą Starzec

wroclawskiportal.pl 8 miesięcy temu

Izabella Starzec: W niedzielę 14 stycznia finalizuje się Twoje wielkie marzenie o Galerii Toy Piano eksponującej niezwykły zestaw małych instrumentów, na których grałeś i które kolekcjonowałeś przez kilkanaście lat. Kiedy kupiłeś pierwszy egzemplarz?

Paweł Romańczuk, muzyk, performer, badacz: To było w 2006 roku, ale nie kupowałem go z myślą o przyszłej galerii, tylko był to po prostu początek dla rok później debiutującej formacji Małe Instrumenty. Z kolei w 2009 roku podjąłem się wyzwania, żeby oprócz gry na małych pianinach i fortepianach przygotować książkę o historii tych instrumentów. Aby to jednak porządnie zrobić, musiałem mieć dużo egzemplarzy, by wiarygodnie je opisać i porównać. Interesowały mnie również jako obiekty, przedmioty ze swoją historią, zjawiskowym nieraz designem czy pochodzeniem. Badałem więc dzieje tych instrumentów. W 2012 roku podjąłem rozmowy z Gminą Wrocław o możliwości stworzenia pracowni dla zespołu Małe Instrumenty i wtedy koncepcja galerii stała się już bardzo realnym planem.

Jaki był powód kupna tego pierwszego pianinka?

– Przez lata grałem na gitarze basowej i kontrabasie, ale jednocześnie fascynowałem się eksperymentalną muzyką, w której używano nietypowych obiektów, w tym zabawek dźwiękowych. W pewnym momencie postanowiłem rozpocząć działalność pod nazwą Małe Instrumenty, bazując na wielorakich doświadczeniach z muzyką, jaką tworzyli John Cage, Mauricio Kagel, Pascal Comelade, Margaret Leng Tan, Klimperei, Pierre Bastien i inni. Idąc za tą potrzebą, zacząłem rozglądać się wokół i kupiłem pierwsze toy piano enerdowskiej firmy Goldon.

Ile egzemplarzy liczy sobie w tej chwili Twoja kolekcja?

– Ponad trzysta sztuk. Wymyśliliśmy specjalny ekspozytor, by instrumenty mogły zaistnieć na dwóch ścianach w tym stumetrowym pomieszczeniu przy ul. Ruskiej 46a. Ekspozytory są odpowiednio dopasowane do wielkości poszczególnych egzemplarzy. Staraliśmy się je ułożyć w gęsty, ale dość atrakcyjny sposób. To tworzy stały element galerii.

Fot. Łukasz Rajchert

Czy zakładasz taką sytuację, iż zwiedzający będą mogli dotknąć wybranych instrumentów, czy wręcz pograć?

– Oczywiście, iż tak. To bardzo naturalna potrzeba, by czegoś dotknąć lub coś sprawdzić. Odkąd pamiętam, ludzie, widząc klapę zasłaniającą klawisze, musieli ją podnieść, a widząc klawisz – musieli go nacisnąć. W żaden sposób nie chciałbym ograniczać dostępu do tych instrumentów, ale nie mogę udostępniać wszystkich, ponieważ duża grupa w tej kolekcji to stupięćdziesięciolatki, które mogłyby nie przeżyć kontaktu z przypadkowym użytkownikiem. Z pewnością będzie kilka egzemplarzy, które zostaną przeznaczone do testów, gry, spróbowania jak w ogóle brzmi toy piano.

Czy katalogowałeś też te instrumenty poprzez ich brzmienia?

– Nie tworzyłem takiej ewidencji, zresztą myślę, iż nie do końca ma to sens. Być może byłbym w stanie zwrócić uwagę na różnice brzmieniowe 50 – 100 egzemplarzy, ale już nie 300, i nie na tym etapie. Niektóre grają dźwiękiem bardzo ułomnym, bo strona techniczna, stan, konstrukcja nie do końca pozwalają na pełną ekspozycję optymalnego dźwięku. Nie oznacza to, iż to się nie zmieni, bowiem cały czas pracuję nad instrumentami i zakładam, iż pod moją opieką będą grały coraz lepiej. Natomiast prawie o każdym mogę coś powiedzieć, i – poza wartością dźwiękową – są po prostu ciekawymi przedmiotami z nietuzinkową historią.

Czy są znane daty produkcji tych instrumentów?

– Nie zawsze. Pianino zabawkowe nigdy nie było produkowane jako profesjonalny instrument i rzadko kiedy ktoś zawracał sobie głowę notowaniem daty, kiedy dany egzemplarz został wyprodukowany. Jestem w stanie oszacować wiek najstarszych na 150 lat, ale tylko na podstawie zdobytej już wiedzy i orientacji, co się w danym czasie działo w podaży instrumentów, jakie były cechy i priorytety przemysłu zabawkarskiego, jakie były koncepcje materiałowe, jakie znano i oferowano źródła dźwięku. Niektóre z nich mają datę produkcji, większość nie. Mam w kolekcji instrument, który uznaję za jeden z najstarszych, z datą 1873.

Co jeszcze jest ich wartością?

– Z pewnością dźwięk, czyli zróżnicowanie brzmieniowe i konstrukcyjne. W toy piano źródłem dźwięku bywały sztabki szklane, sztabki metalowe, pręty metalowe, rurki, kopułkowe dzwonki i oczywiście struny. To są najczęściej spotykane warianty brzmieniowe i to one decydują o pewnej unikalności toy piano w muzyce. Dodatkowo to, w jaki sposób instrumenty te były budowane, wyposażane i zdobione, opowiada nam o potrzebach estetycznych ludzi na przestrzeni ostatnich 150 lat, o rozwoju rzemiosła, zmianach przemysłowych i kulturowych. Pochodzenie też nie jest bez znaczenia – inaczej te zabawki budowano w USA, Japonii czy Niemczech. Francuska firma Michelsonne słynęła z wysokiej klasy toy piano, ale produkcja trwała tylko do końca lat 60-tych XX wieku z powodu pożaru fabryki. Egzemplarze tej firmy są więc unikatami mocno poszukiwanymi na rynku.

Co było dostępne w Polsce?

– W PRL-u wypuszczono na rynek tylko jeden model, który był bardzo ubogi brzmieniowo i konstrukcyjnie. Mieliśmy też produkcje z bratnich krajów, jak NRD, Czechosłowacja, ZSRR lub choćby z Korei Północnej, ale też było ich kilka – raptem cztery do sześciu modeli, które tylko z rzadka można było kupić. Natomiast Francja, Niemcy, Hiszpania, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone to są kraje, w których odmian toy piano były dziesiątki, a choćby setki.

Gdzie poszukiwałeś i kupowałeś toy piano?

– Pierwsze egzemplarze znajdowałem oczywiście w Polsce, ale gwałtownie zorientowałem się, iż w zasadzie w naszym kraju kultura toy piano nie istnieje zarówno w twórczości kompozytorów, praktyce wykonawców, jak i w dostępności instrumentów. Musiałem poszerzyć zakres poszukiwań, początkowo głównie o Niemcy i Stany Zjednoczone. Dzięki temu już po dwóch latach działalności Małych Instrumentów mogliśmy nagrać płytę z użyciem 20 świetnie brzmiących toy piano.

Oczywiście Stany Zjednoczone, gdzie powstała pierwsza fabryka zajmująca się wyłącznie zabawkowymi pianinami i fortepianami (1872), były oczywistym kierunkiem. Przez kolejne lata dzięki „sieci” chętnych do pomocy fanów muzyki udało mi się ściągnąć instrumenty z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii, Japonii, Szwajcarii, Rosji, Czech, Bułgarii, Izraela.

Czy Stany są ojczyzną tych instrumentów?

– Poniekąd tak, choć – jak już wspomniałem – pojawiały się w Europie: Hiszpanii, Francji i Niemczech. To właśnie z tych państw zdobyłem najwięcej egzemplarzy. Co ciekawe, najdroższe pianino, jakie posiadam, wcale nie jest najdroższe z tego powodu, iż jest tyle warte, tylko przytrafiła się mu pewna historia. Zapłaciłem za nie niewiele, ale sprzedawca wysłał przedmiot paczką w trybie, którego nie zrozumiałem. Przesyłka przeleżała kilka miesięcy w jakimś boksie na dworcu autobusowym w Chicago. Ja nie wiedziałem, iż ona tam jest i należy ją odebrać. Dopiero po kilku miesiącach wyszło na jaw, iż wciąż czeka na odbiór. Trzeba było więc uiścić „kilkusetdniową” opłatę za przechowywanie. Ostatecznie zapłaciłem wielokrotnie więcej niż wartość samego instrumentu. Nie mogłem jednak tak zwyczajnie zrezygnować. Moją ideą jest również ratowanie tych instrumentów od zapomnienia i od zniszczenia.

Wynika z tego, iż kupowałeś nie tylko sprawne egzemplarze?

– To prawda, każdy jednak można było naprawić. Dzisiaj już nie poszukuję tak intensywnie jak przed laty. w tej chwili nieczęsto udaje się mi znaleźć instrument wart posiadania, ale w poprzednich latach udało mi się zbudować bardzo reprezentatywny zbiór. jeżeli coś miałoby mnie zachęcić do kupna, to interesujące detale, które do kultury małych pianin i fortepianów wnoszą coś nowego.

Na przykład?

– Na przykład szczegóły budowy (źródło dźwięku, ilość klawiszy, sposób strojenia, rodzaj mechanizmu klawiatury, autorskie systemy edukacji muzycznej), wygląd zewnętrzny (kolorystyka, rodzaje oklein, nadruki, typografia, nazwy modeli, tempo zużywania się), zdobienia i wyposażenie (mini uchwyty, świeczniki, pulpity, żarówki, lusterka, szybki, imitacje strun, dodatkowe funkcje, elektryfikacja, dołączone książki w kształcie klapy fortepianu, itd.) – możliwości wydawały się być nieograniczone. Warianty powstawały w wyniku podpowiedzi rynku, dostępności materiałów, konkurencyjności, rozwoju produkcji seryjnej, cen, mody, kraju, w którym przyjęło się określone wzornictwo przemysłowe, pojawienia się nowych technologii i pomysłów na generowanie dźwięku.

Mówiąc o modzie, co masz na myśli?

– Popularność danej dziedziny i uruchomione potrzeby, które mogły mieć wpływ na kształt oferty.

Mogły być to zyskujące coraz większą atrakcyjność tworzywa sztuczne w przemyśle, okresowo lub obszarowo dominujące rozwiązania kolorystyczne, skojarzenia z ofertami odnoszącymi sukcesy (np. umieszczanie nazw, imion, logotypów, wizerunków popularnych postaci, bohaterów filmów, pomników przyrody i innych osobliwości danego czasu czy regionu). Wynajdowano atrakcyjniejsze i nowe rozwiązanie konstrukcyjne. Wprowadzano innowacje, które pozwalały obniżać koszty, co producenci chętnie podchwytywali i stosowali – znamy podobne zachowania ze wszystkich dziedzin.

Modą była też potrzeba posiadania instrumentów w domu, co podnosiło status społeczny i ekonomiczny rodziny. Nie każdego stać było na drogi instrument, więc mniej zamożne gospodarstwa sięgały po domowe imitacje profesjonalnych instrumentów. Im więcej kunsztu rzemieślniczego i powabnego wyglądu wnosiły instrumenty do przestrzeni domowej, tym korzyść była większa, czasem zupełnie bez związku z podstawowymi funkcjami muzycznymi.

Na obudowach instrumentów pojawiały się zatem „dodatkowe wartości”, które miały „podnosić atrakcyjność” zabawkowego pianina, czy fortepianu, choć same w sobie nie były niczym wartościowym. Malowane na złoto miniaturowe świeczniki, rączki, metalowe akcesoria, jak np. pedały, ale wszystko to nie miało żadnego sensu użytkowego. Czy 12-klawiszowe pianino, które waży 1-2 kg wymaga uchwytów transportowych? Oczywiście nie, ale korzystano z tej okazji do stworzenia kolejnego atrakcyjnego detalu.

W latach 60-tych XX wieku design się uprościł. Pianina zaczęły przypominać bardziej prostopadłościany i miały czystszą formę, co wiązało się wprost z estetyką tamtego czasu. Zniknęły też kwieciste formy, złote zawijasy, laury nad głowami grających aniołków, postneogotyckie liternictwo z Niemiec z przełomu XIX i XX wieku. Wartość estetyczna przeniosła się gdzie indziej, a względy ekonomiczne częściej wskazywały na użycie płyty pilśniowej i wiórowej niż drewna. Taniej też było nakleić wydruk z ozdobnym elementem niż wytoczyć z drewna realne zdobienie. W ten sposób w latach 80-tych toy piano, które jest akustycznym instrumentem, zaczęło przegrywać z coraz tańszymi zabawkami elektronicznymi.

Specyfika dźwięku tych instrumentów wyrasta wprost z własności konstrukcyjnych. Które brzmią najbardziej atrakcyjnie?

– Moim zdaniem najbardziej zjawiskowe brzmienie mają te instrumenty z grającymi prętami, podobne w odbiorze do bijących zegarów – tych wielkich, gabinetowych, umieszczanych w dużych drewnianych obudowach. Myślę, iż przez cały czas kojarzymy ich dźwięki – gongowe, długo wybrzmiewające, pochodzące z tego samego źródła, czyli zawieszonego jednostronnie drgającego pręta. Brzmienie jest naprawdę niezwykłe i unikalne, ponieważ trudno jest je porównać z jakimkolwiek innym instrumentem. Może właśnie dlatego toy piano zainteresowało mocno kompozytorów i wykonawców w dziedzinie muzyki współczesnej począwszy od II połowy XX wieku. Wtedy zaczęły pojawiać się utwory na toy piano i liczba jego zwolenników zaczęła rosnąć. Oczywiście wciąż nie słyszymy jego brzmienia szczególnie często, ale nie da się już nie zauważyć jego roli w rozwoju sztuki muzycznej.

Taki dźwięk zabawkowego instrumentu?

– Tak, i myślę, iż jest to naturalne dążenie autorów muzyki w stronę eksperymentu, pokonujące dotychczasowe przyzwyczajenia i wprowadzające do palety kolorów element wcześniej nieobecny. Nie jest to przecież zjawisko nowe. Obserwujemy je w każdym okresie, np. w XVIII w., gdy nowością brzmieniową była glassharmonica – harmonika szklana, utwór na ten instrument napisał chociażby Mozart. Szczególnie wiek XIX dostarczył ogromnej ilości nowych wynalazków, a wiek kolejny dodatkowo nam poszerzył myślenie – zaczęliśmy redefiniować pojęcie sztuki, twórcy, narzędzia, rzemiosła. I tak zaczęły się pojawiać wśród instrumentów obiekty dźwiękowe, generatory „hałasu”, znalazło się też miejsce na toy piano – nie tylko jako źródła dźwięku, ale również jako obiekt sceniczny, nadający inny wymiar aktowi wykonawczemu. Stało się to w 1948, kiedy pojawił się pierwszy formalnie napisany utwór na toy piano i wydany nakładem wydawnictwa nutowego Petersa.

Kto stał za tą inicjatywą?

– John Cage, Stany Zjednoczone.

No i wszystko jasne. Jeden z największych nowatorów muzycznych minionego stulecia – absolutnie niezwykła postać.

– Przypomnijmy, iż wiele utworów Cage’a miało charakter manifestów i podążało w stronę otwartości rozumienia roli kompozytora, utworu muzycznego i zadań stawianym wykonawcom.

Jako Małe Instrumenty też eksplorujecie nieoczywiste ścieżki.

– Małe Instrumenty bazują na wyszukiwaniu dźwięków unikatowych, czasami wręcz zaskakujących i przełamujących kulturowe przyzwyczajenia. Jest w tym szczypta konceptualizmu, bardzo dużo muzyki, wieloznaczeniowości, humoru, a dla mnie jest to konsekwencja 17-letnich poszukiwań brzmień nietypowych i unikania wytartych już ścieżek instrumentalnych.

Stworzyliście jako zespół mnóstwo różnych projektów, nagrań, współpracujecie też z wrocławskim środowiskiem kompozytorskim. Jak zaczęły się przecinać te wasze ścieżki?

– Od dawna interesowałem się twórczością kompozytorów związanych z Wrocławiem: Cezarego Duchnowskiego, Rafała Augustyna, Pawła Hendricha, Paula Preussera i innych. W sposób naturalny zaczęły się te nasze drogi krzyżować na różnych koncertach i festiwalach. Potem przyszły propozycje współpracy. Wydaje się, iż współczesnych kompozytorów również interesują nietypowe instrumenty, a moją rolą było dostarczenie im tej substancji, która była dla nich innym, nowym budulcem. Uważam, iż jest to wspaniała współpraca, a najważniejsze jest to, iż możemy promować inne instrumenty w sztuce współczesnej.

Wypożyczasz też instrumenty?

– Czasem się tak zdarza, ale przede wszystkim dążymy do tego, by były częścią projektu wykonawczego. Nie zawsze korzystamy z gotowych instrumentów, często buduję nowe obiekty i słucham podpowiedzi kompozytorów, czego by sobie życzyli w tym finalnym brzmieniu. Jesteśmy więc otwarci w poszukiwaniach nowych obiektów dźwiękowych.

Do Twoich zbiorów toy piano dochodzą też i inne instrumenty, w tym obiekty budowane własnoręcznie. Czy dobrze rozumiem?

– To odwrotnie postawione pytanie. Toy piano to tylko jeden z rodzajów instrumentów, których używamy w Małych Instrumentach. Moja przestrzeń artystyczna to świat wszechdźwiękowy, który wyposażam jak wielką orkiestrę symfoniczną, tyle iż złożoną z samych nietypowych źródeł dźwięku.

Są wśród nich aerofony, idiofony, chordofony i przedstawiciele wszystkich grup i rodzajów instrumentów, tylko iż w formach nietypowych, a czasem choćby umykających klasyfikacjom. W sumie ten zbiór liczy sobie około 700 egzemplarzy. Z kolei budowa obiektów dźwiękowych własnego pomysłu to dodatkowa ścieżka, dzięki której mogę uzupełnić brzmienie Małych Instrumentów o dodatkowe warianty. Od lat prowadzimy warsztat, w którym powstają takie instrumenty poszerzające możliwości wykonawcze. W odróżnieniu od większości używanych instrumentów, toy piano w jakiejś części jest również kolekcją, na której nie gramy, tylko traktujemy jako ekspozycję.

Jakie macie unikatowe osiągnięcia?

– Poza autorskimi koncepcjami jak instalacja Harmonie Spirale czy Internal Visit – kilkoma rodzajami mechanicznych instrumentów zbudowanych w pracowni Małych Instrumentów. Ostatnio bardzo mocno eksplorowałem potencjał Daxophonu autorstwa Hansa Reichela, Eufon autorstwa Ernsta Chladniego, Voice Leaf i Cristal Baschet autorstwa braci Françoisa i Bernarda Baschet, skonstruowany przez nich w 1952 roku i nigdy nie wprowadzony do masowej produkcji. Autorzy już nie żyją, jeżeli więc chcielibyśmy mieć taki instrument, to tylko wtedy, gdy sami go zbudujemy, co jest bardzo trudne, bo nie ma żadnych dostępnych planów. Ten instrument, który udało nam się odtworzyć w naszej pracowni, jest bodajże jedynym w całej Polsce.

Wróćmy do otwarcia Galerii i Twojej kolekcji toy piano. Czy oprócz tych na stałe wyeksponowanych instrumentów przewidujesz może w przyszłości przestrzeń na inne?

– Zasadniczym celem galerii jest ekspozycja toy piano. Rozbudowywana od 2012 kolekcja tu właśnie miała znaleźć swoją przestrzeń, by trafić do ludzi o otwartym umyśle, głowach i uszach. Natomiast pozostałe służą nam do pracy więc nie będą wystawiane. Są w użyciu w tej naszej orkiestrze różnych dziwnych brzmień. Oczywiście, będziemy przygotowywać wystawy czasowe i wtedy poza toy piano zaprezentujemy inne interesujące zjawiska instrumentalne, które udało mi się zbadać – np. ptasie gwizdki, nietypowe nośniki dźwięku, stuletnie okaryny wiedeńskie i inne „specjały”.

Jaka jest koncepcja prowadzenia galerii, godzin otwarcia, oprowadzania?

– Sama ekspozycja to stały element Galerii Toy Piano, ale w miarę możliwości chcielibyśmy organizować w jej przestrzeni wydarzenia artystyczne, które dobrze pasują do misji tego miejsca – upowszechniania nowego, otwartego myślenia o muzyce. Chciałbym, żeby odbywały się tutaj kameralne koncerty, prezentacje, instalacje, projekcje i performensy związane ze sztuką dźwięku i w ten sposób rozwijające tożsamość Galerii .

Wstępnie założyliśmy, iż galeria będzie czynna trzy dni w tygodniu, przy utrzymaniu elastyczności godzin. Oczywiście będą stałe pory otwarcia, ale oprócz tego chcielibyśmy zapraszać grupy zorganizowane, które po wcześniejszym umówieniu będą mogły przyjść o ustalonej porze. Zależy mi na tym, by trafiły do nas młode pokolenia – dzieci i młodzież, grupy z przedszkoli i szkół, a my pomożemy odwiedzającym rozwinąć wyobrażenie o tym, czym jest dźwięk.

Doprecyzujmy te dni otwarcia.

– Planujemy je w środy w godzinach 14-19, oraz w soboty i niedziele w godzinach 12-18. Natomiast na otwarcie galerii zapraszamy 14 stycznia, prosząc jedynie o zapisanie się na wybraną godzinę poprzez podane linki. W dniu otwarcia zagrają oczywiście Małe Instrumenty, a toy piano będzie głównym bohaterem koncertu.

Opublikujemy je pod wywiadem, natomiast wiem, iż masz jeszcze w zanadrzu inne zaproszenie. Co to będzie?

– W piątek 19 stycznia warto przyjść do Galerii na finał wspólnego projektu studentów z wrocławskiej Akademii Muzycznej oraz Akademii Sztuk Pięknych, przygotowanego pod kierunkiem kompozytorów Cezarego Duchnowskiego i Marcina Rupocińskiego. Studenci przygotowują własne utworu z użyciem wybranych „małych instrumentów”.

Zapisy na otwarcie Galerii Toy Piano, ul. Ruska 46a, 14 stycznia, godz. 17.00 lub 19.00

http://toypiano.pl/zapisy

https://www.facebook.com/GaleriaToyPianoPL

https://www.facebook.com/maleinstrumenty

https://www.facebook.com/pawelmaleinstrumenty

oraz Facebook Otwartych Pracowni Plastycznych, które są oficjalnym opiekunem Galerii Toy Piano – https://www.facebook.com/ognisko.kultury.plastycznej.wroclaw

Idź do oryginalnego materiału