Fryderyki – cóż to był za wieczór! Emocjonalna krzywa skrajnych emocji. Od złości (a raczej wściekłości) z powodu skandalicznego traktowania osób niepełnosprawnych do ogromnej euforii z trzymanego w ręku Fryderyka. Miałem ogromny dylemat czy pisać ten wpis, czy przemilczeć sytuację i cieszyć się z finalnego obrotu spraw, ale doszedłem do wniosku, iż jak nie zacznę mówić głośno o tym, co się dzieje to nigdy nie zmieni się nic. Zatem do rzeczy.
Dziś mija równo rok od mojego pierwszego koncertu na dużej arenie. W dniu 24.04.2022 wybrałem się na mój pierwszy rytuał – koncert zespołu GHOST w czeskiej Pradze. Od tamtej chwili pokochałem duże eventy i pokochałem to piękne czeskie miasto. To właśnie o tym miałem dziś pisać, post o Fryderyki 2023 miał wlecieć wczoraj. Zmęczenie i sprawy rodzinne sprawiły, iż musiałem to przesunąć na dziś.
Po drodze do Gliwic musiałem wpaść do Bytomia. Robię to zawsze, gdy przejeżdżam w tamtych okolicach, by odwiedzić grób mistrza Romana Kostrzewskiego. Jak zawsze trzeba zapalić świeczkę i zostawić tam swoją różę miłości, które jak dobrze wiemy, najlepiej przyjmują się na grobach. Może to co powiem jest głupie, ale za każdym razem gdy tam jestem, czuję zachwyt tym miejscem. Jest to zdecydowanie jeden z najładniejszych cmentarzy, jakie widziałem. Można w nim choćby spotkać wiewiórki!
Na Gliwicką Arenę dojechałem około godziny 19. Wiedziałem, iż pierwsza część wydarzenia nie będzie transmitowana w telewizji i nie będzie tam też nic co by mnie interesowało. Chciałem jak zawsze skorzystać z toalety po długiej podróży, uczesać się i na spokojnie zdążyć na występ Me and That Man. Miałem na to prawie 2 godziny. Wydawać by się mogło, iż wystarczająco dużo czasu, by się jeszcze wynudzić. Co by nie mowić – nuda nie była mi pisana tego dnia.
Ignorancja wobec niepełnosprawnych na dużych wydarzeniach
Po wejściu na obiekt ochrona sprawdziła nasze bilety i powiedziała, iż nasze miejsce jest zaraz na lewo, ale nie możemy przejść, bo po drodze znajduje się strefa VIP. Pokierowano nas w prawo, aby okrążyć Arenę i dojść na miejsce od drugiej strony. Proste, nie? No nie… ale do tego zaraz dojdziemy, ponieważ po drodze w końcu znalazłem toaletę. Zamykana toaleta męska po lewej, zamykana toaleta damska po prawej i toaleta dla niepełnosprawnych – bez zamka. Tak – dobrze przeczytaliście – toaleta nie miała żadnego zamknięcia. Wyobraźcie sobie sytuację, iż w tym miejscu było (szacuję) kilka / kilkanaście tysięcy osób, z czego jakaś część szuka toalety. Wielce zdziwiony zapytałem Panią sprzątającą o to gdzie znajdę jakąś normalną, zamykaną toaletę i dowiedziałem się, iż to jest jedyna bez zamka, ale idąc dalej znajdę inne, które zamek mają. Kawałek miałem do okrążenia więc nie było to dla mnie problemem.
Gdy doszedłem już prawie na swoje miejsce, zatrzymała mnie obsługa z informacją, iż nie przejdę, bo jest tu strefa VIP. Tak – ta przez którą na początku nie mogłem iść w lewo. Mój bilet jasno i wyraźnie wskazywał miejsce, które znajdowało się w tej strefie, ale nikogo to nie obchodziło. A co z toaletą? Znajdowała się w strefie VIP, co oznaczało, iż z niej też nie mogę skorzystać. Brak wykupionego miejsca i brak toalety. To był moment, w którym nerwy mi trochę puściły. Ochrona wezwała Panią z obsługi, która przeprosiła za zaistniałą sytuację. Pani zaprowadziła nas do toalety, pilnując by nikt nieproszony do niej nie wszedł po czym wskazała nam inne miejsce. Trochę to wszystko trwało. Myślę, iż około godzinę.
Czułem się jak klient choćby nie drugiej, a trzeciej kategorii. Kolejny raz w ciągu roku zderzyłem się z murem ignorancji wobec osób niepełnosprawnych. Zauważyłem, iż im większe wydarzenie – tym większe problemy. Czara goryczy się wylała i mimo, iż wcześniej tego nie chciałem robić, to postanowiłem wyjąć jokera z rękawa.
Na ratunek: Behemoth!
Kto mógł uratować sytuację? Oczywiście niezastąpiony Przemysław Chłąd z ekipy BEHEMOTH. Napisałem SMS do Przemka z informacją co się dzieje, a On w moment przyniósł mi plakietkę ARTYSTA, która dawała mi dostęp wszędzie. Nie chciałem się nigdzie wpraszać, ale Przemek zaprosił nas na dół i powiedział, iż jest tam mnóstwo miejsca gdzie na spokojnie wszystko zobaczymy.
Zjeżdżając windą, Pan ochroniarz zapytał o plakietkę mojej partnerki. Powiedziałem, iż jest moją opiekunką i iż mam przy sobie legitymację, która potwierdza mój stopień niepełnosprawności i to, iż zawsze potrzebuję przy sobie opiekuna. Pan w moment dał Dominice plakietkę GOŚĆ – „tak w razie czego”.
Gdy byliśmy na dole przed garderobą BEHEMOTH i mijaliśmy dużą ilość gwiazd (m.in. Muniek Staszczyk, Natalia Szroeder, Sara James, Mrozu, Szczyl, Smolasty), to pomyślałem, iż skoro tu jestem, to już nie będzie żadnych problemów. Nic bardziej mylnego. Chcąc wejść na płytę, zatrzymała nas w drzwiach ochrona z informacją, iż ja mogę przejść, ale moja Dominika już nie. Stałem jak głupek przed bramą wejściową i w kółko tłumaczyłem Pani, iż potrzebuję opiekuna do funkcjonowania, czego dowodem jest moja legitymacja, a Ona w kółko powtarzała, iż rozumie, ale nie wpuści nas razem. Wątpię, czy tak naprawdę rozumiała. Nagle usłyszałem, iż na scenie zaczyna grać Me and That Man. Jeden z dwóch koncertów, na które przyjechałem.
Coś wtedy we mnie pękło. Przypomniałem sobie w moment wszystkie problemy, z którymi mierzyłem się przez ten rok jeżdżąc na koncerty. To jak wszystkie obiekty są przystosowane wg pustych przepisów ustalanych przez osoby, które nigdy w życiu nie siedziały na wózku. Jak na Tauron Arenie są grube, metalowe belki na wysokości wzroku osoby siedzącej na miejscach dla osób na wózkach. A także jak ich opiekunowie mają miejsca dwa metry za nimi, na których nie widzą nic poza tyłem wózków. W końcu pomyślałem, iż tym razem nie odpuszczę. Tak długo, jak się głośno nie odezwę, to nic się nie zmieni. Zawsze byłem człowiekiem bardzo obrotnym i umiałem sobie poradzić. Raz lepiej, raz gorzej, ale zawsze jakoś. Wiem jednak, iż nie każdy taki jest. Jestem też bardzo wdzięczny losowi za to, iż mam znajomości, które mogę często wykorzystać, ale też nie każdy je ma.
Nagle pojawiła się inna Pani, szefowa ochrony, która jak zwykle przeprosiła za zaistniałą sytuację i nakazała reszcie nas przepuścić i nie robić problemów. Można powiedzieć, iż rzuciła magiczne zaklęcie, bo od tego momentu już serio nie było problemów. Szkoda, iż musiałem przegapić jeden z występów, na które przyjechałem. Po wejściu na teren wydarzenia byłem tak roztrzęsiony, iż upuściłem moją kamerę prosto do szklanki z napojem. Co się z nią stało? Możecie się domyślić.
Początek dobrej zabawy
Będąc już na miejscu byłem pod wrażeniem tego jak pięknie wyglądała scena. Serio robiło to wrażenie.
Po chwili podszedł do nas Mateusz Cierpiał – jeden z najbardziej oddanych, krajowych legionistów BEHEMOTH, z którym nie widziałem się od Katowickiego koncertu. Zawsze ogromną przyjemnością jest rozmowa z Legionistami, z którymi od lat jest się w kontakcie.
Po dłuższej rozmowie poszliśmy dalej, gdzie zaczepił mnie Piotr „Kay” Wtulich (Neolithic / Black River) i Dariusz „Daray” Brzozowski (Vesania, Neolithic, Azarath, Sunwheel, Vader, Crionics, Masachist, Black River, Dimmu Borgir, Hunter, Faust). Piotra poznaliśmy już wcześniej, dlatego też bardzo miło było porozmawiać o nadchodzących planach.
Gdy wystartowała transmisja w TV, a gala się na dobre rozpoczęła, szczena mi opadła, gdy usłyszałem i zobaczyłem Julię Wieniawę. Ok – to nie są moje klimaty muzyczne, ale wyglądała zjawiskowo, a do tego pięknie śpiewała na żywo. To samo mogę powiedzieć o występie Natalii Szroeder, który obejrzałem jeszcze raz w domu z transmisji na YouTube. Brzmiał równie dobrze, ale wyglądał trochę gorzej. Na żywo ogromne wrażenie robiły latające bańki wypełnione dymem a w telewizji nie wyglądało to aż tak dobrze. Absolutnie nie można też odmówić talentu najmłodszej wokalistce tego wieczoru Sarze James. Niespełna 15 letnia wokalistka weszła na scenę i zrobiła ogromny pokaz swoich umiejętności wokalnych. Przyznam szczerze, iż do tej pory nie miałem pojęcia kim ona jest…
W przerwie tuż przed występem zespołu Behemoth, wyszliśmy z Dominiką na backstage, gdzie spotkaliśmy Marcina Prokopa, który zapytał nas jak się bawimy. Odpowiedziałem, iż z początku bardzo źle ale przyznałem też, iż bardzo podoba mi się od strony artystycznej i wizualnej. Był zdziwiony tym co mnie spotkało i życzył dobrej zabawy. Porozmawialiśmy też o tym, iż zespół Behemoth musi zdobyć nagrodę. Nie wiedziałem do tej pory, iż Pan Marcin też jest ich fanem.
Emocje, emocje i jeszcze raz emocje…
Po powrocie na płytę serce zaczęło mi mocniej bić, gdyż wielkimi krokami zbliżał się występ zespołu Behemoth. Panowie jak zwykle zrobili totalny rozpierdziel i udowodnili, iż są najlepsi w tym co robią. Pirotechnika i oprawa sceniczna robiła wielkie wrażenie. Publiczność bawiła się na prawdę dobrze. Mało tego – widziałem choćby ludzi, którzy próbowali tańczyć.
Gdy występ się skończył a moje emocje lekko opadły, spotkałem znajomego, który pracuje w ekipie Mroza. Bardzo się ucieszyłem, bo znamy się już bardzo długo, ale jeszcze nigdy się nie widzieliśmy na żywo.
Nagle miało dojść do przyznania nagrody w kategorii „Album Roku – Metal”. Grupa nominowanych była mocna. Byłem przekonany na 100%, iż statuetka pójdzie do Behemoth lub Decapitated i miałem rację. Gdy usłyszałem werdykt, to zwariowałem z radości. Co by nie mówić jest to duże wyróżnienie. Piękny wstęp Mateusza Żły (z którym też udało się wymienić kilka zdań) i bardzo mocna przemowa. Gdy Panowie zaczęli schodzić ze sceny, bardzo gwałtownie poleciałem na backstage by osobiście im pogratulować. Gdy Nergal mnie zobaczył, podszedł do mnie z całym zespołem i dał mi Fryderyka do rąk mówiąc, iż to też moja nagroda. Byłem oszołomiony z radości.
To miłe, iż w takiej chwili artysta pamięta o tym, iż Jego sukces zależy w dużej części od fanów. choćby w najskrytszych marzeniach nie spodziewałem się, iż tego dnia będę trzymał w swoich rękach Fryderyka. Nigdy bym o to choćby nie poprosił. Nie ukrywam, iż było to wspaniałe uczucie.
Gdy zespół poszedł do garderoby, zobaczyłem Vogga (Decapitated / Machine Head) z James’em Stewart’em (ex Vader, Decapitated) i Maltą. Podszedłem do Nich, by porozmawiać. Było mi bardzo miło, iż mnie pamiętali, przez co rozmowa bardzo dobrze się kleiła. Pojechaliśmy razem windą na górę, a ja miałem się już zbierać, jednak ponownie spotkałem Mateusza z żoną, którzy szli do garderoby Behemoth. Zdecydowałem, iż pójdziemy z Nimi jeszcze na chwilę. W końcu było co świętować, a taka okazja może mi się już nigdy nie powtórzyć.
W garderobie posiedzieliśmy jeszcze trochę, gdzie porozmawialiśmy z Panami z Behemoth i Me and That Man. Wspaniali ludzie, pełni pasji i dobrego humoru. Uwielbiam w zasadzie każdego z nich. Tak samo jak wszystkich z Wolfpack’a.
Wydarzenia kulturalne i osoby niepełnosprawne – czy nasze potrzeby są uwzględniane?
Czy te wszystkie problemy, które miałem na początku zostały mi wynagrodzone? Myślę, iż tak, ale uważam, iż o takich sytuacjach należy mówić głośno. Jakim organizatorem trzeba być, by bez znajomości nie mieć dostępu do toalety? Jakim człowiekiem trzeba być, by mieć przed sobą kogoś, kto wydał mnóstwo pieniędzy na specjalistyczny przejazd i traktować go w ten sposób? Wiecie jak ciężkie, drogie i pracochłonne jest dla nas, osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności, podróżowanie po takich wydarzeniach? Są to koszta liczone nie w setkach zł a tysiącach za wyjazd. Mam nadzieję, iż ten wpis da ludziom do myślenia i, iż już niedługo osoby na wózkach zaczną być traktowane na równi w praktyce, a nie tylko w teorii.