Druga edycja Cavatina Guitar Festival za nami – i jeżeli ktoś jeszcze miał wątpliwości, czy Bielsko-Biała to dobre miejsce na muzyczne święto gitary, to chyba właśnie je stracił. Cavatina Hall, przestrzeń o wręcz laboratoryjnej akustyce, ponownie udowodniła, iż świetnie radzi sobie nie tylko z kameralnymi koncertami, ale też z pełnoprawnym festiwalem.
Program? Różnorodny, ale przemyślany. Gitary były oczywiście w centrum, ale nie tylko jako źródło rockowych riffów – również jako instrument z duszą, który potrafi opowiadać historie i wzbudzać emocje. Poza koncertami odbywały się też wywiady z artystami, warsztaty oraz imprezy towarzyszące, a dla fanów sprzętu – prawdziwa gratka: strefa wystawców z gitarami, które można było nie tylko podziwiać, ale też przetestować. Gitarowa pasja w praktyce.
Dzień pierwszy – od debiutu po symfoniczne zakończenie
Start należał do Patryka Pietrzaka i zespołu Kaprysy – młody skład, który pojawił się na scenie jako laureat konkursu organizowanego we współpracy z Premierowy Music. Mimo wczesnej pory, ich energia spokojnie wystarczyłaby na finał wieczoru. Autorskie piosenki, świeże podejście, spójność i moc – bardzo udane otwarcie.
Potem zrobiło się bardziej poetycko – za sprawą Thibaulta Cauvina, francuskiego gitarzysty klasycznego, który podczas trasy świętuje swoje 40. urodziny. Wirtuoz? Tak, ale bez zadęcia. Jego występ to był spacer przez dźwiękowe opowieści: trochę Bacha, trochę własnych utworów, dużo emocji i fantazji. Publiczność słuchała w absolutnej ciszy – a to zawsze dobry znak.
Wieczorem przyszedł czas na zmianę klimatu. Arc de Soleil, czyli projekt Daniela Kadawatha, wprowadził nieco bardziej elektroniczny, nastrojowy vibe. Instrumentalnie, przestrzennie, niemal filmowo – coś dla tych, którzy lubią odpłynąć przy dźwiękach.
Na koniec – klasa sama w sobie
Zwieńczeniem pierwszego dnia był występ Smolika i Kev Foxa z towarzyszeniem Cavatina Philharmonic Orchestra. I trudno o lepsze zakończenie. Znane utwory duetu – „Run”, „Dancing With the Ghost”, „Belly of the Whale” – dostały nowe życie w symfonicznych aranżacjach. Orkiestra nie była tylko tłem, ale pełnoprawnym partnerem w tej muzycznej opowieści. Brzmienie? Głębokie, dopracowane, pełne oddechu.
Smolik – jak zwykle precyzyjny i wyczulony na detale. Kev Fox – z charakterystycznym, surowym wokalem, który tym razem idealnie współgrał z elegancją klasycznych instrumentów. To był koncert bez efekciarstwa, bez „ściany dźwięku”, ale za to z wyczuciem i emocją. I tak, można to śmiało nazwać wydarzeniem wyjątkowym – bo rzadko zdarza się taki balans między formą a treścią.
Jeśli Cavatina Guitar Festival będzie się rozwijać w tym kierunku, to w przyszłości może stać się jednym z najciekawszych wydarzeń muzycznych w Polsce. Bo dobry dźwięk, jak się okazuje, potrafi przyciągnąć nie tylko audiofilów – ale każdego, kto po prostu lubi posłuchać czegoś z klasą.
Relacja Daria