Markę Ferrari zna praktycznie każdy – czy byłby miłośnikiem motoryzacji, czy nie. Dlatego film skoncentrowany na jej założycielu, wydawał się przepisem na sukces. Choć filmowej biografii Enza Ferrari nie można odmówić pewnych plusów, tak ostatecznie mam wrażenie zmarnowanego potencjału.
Czarne chmury
Rok 1957. Włoski przedsiębiorca, Enzo Ferrari, przeżywa liczne kryzysy. Mimo iż założona przez niego marka samochodów wyścigowych odniosła spektakularny sukces, on boryka się z problemami natury osobistej: przeżywa śmierć syna, jego relacje z żoną się pogarszają, a na dodatek nad jego firmą zbierają się czarne chmury. Jedyną nadzieją na pozyskanie inwestorów i ocalenie podupadającego przedsiębiorstwa ma być zwycięstwo w prestiżowym wyścigu Mille Miglia. Jednocześnie stara się on ułożyć swoje skomplikowane życie prywatne..
Po obejrzeniu filmu, najbardziej zawiedzeni mogą być miłośnicy motoryzacji i wyścigów. Wprawdzie sekwencja Mille Miglia jest dosyć długa i bardzo dobrze zrealizowana, ma ona jednak miejsce dopiero w ostatnim akcie produkcji. Znaczną część metrażu poświęca się bowiem prywatnym problemom rodziny Ferrarich oraz osób z ich najbliższego otoczenia.
Pod względem struktury „Ferrari” nieco przypomina film „Air”, gdzie początki kariery Michaela Jordana ukazane są z perspektywy pracowników firmy Adidas. Podobnie jak tam, Ferrari pozostając centralną postacią, jest ukazywany za pośrednictwem relacji z innymi.
Nadmiar wątków
Tego typu struktura nie działa w „Ferrari” w podobny sposób, ze względu na wysoki próg wejścia. Bohaterów, wokół których skupiają się wydarzenia, jest bowiem wielu, a niektórych z nich (podobnie jak część odniesień) poznają i zrozumieją tylko osoby zainteresowane branżą wyścigów samochodowych.
- PRZECZYTAJ TAKŻE: „Napoleon”. Film Ridleya Scotta jest jak naprędce przeczytany podręcznik
Także wątek związany z upadłością firmy, może wydać się wyjątkowo siermiężnie i nieciekawie poprowadzony. W mojej opinii tak zwanych „wypełniaczy” czasu ekranowego jest w filmie po prostu nadmiar.
Najlepiej wypada Penélope Cruz
Nieco lepiej wypadają wątki obyczajowe związane z rodziną Enza. Jednak, o ile mogę docenić niewątpliwą dojrzałość w ukazaniu relacji pomiędzy Enzem, jego żoną oraz kochanką i nieślubnym synem, o tyle dostrzegam znaczny rozstrzał na polu gry aktorskiej.
Zdecydowanie najlepiej wypada Penélope Cruz w roli Laury Ferrari. Świetnie oddaje ona na ekranie z jednej strony wierną partnerkę męża, a z drugiej zdradzaną kobietę. Dobrze prezentuje się również grana przez Shailene Woodley Lina Lardi.
Natomiast zarówno do kreacji głównej postaci, jak i odgrywającego Enza Adama Drivera, mam już więcej zastrzeżeń. Odnoszę wrażenie, iż Driver – aktor dysponujący przecież solidnym talentem – jest sztywny aż do poziomu przerysowania. Wprawdzie jego manierę można łatwo podpiąć pod podkreślany narcyzm postaci, w którą się wciela, ja jednak jestem zdania, iż egoizm bohatera można było ukazać inaczej niż tylko poprzez ciągłe cedzenie kwestii przez zęby, bądź ich wygłaszanie całkowicie pozbawionym emocji tonem z brakiem widocznej ekspresji na twarzy.
- MOŻE CIĘ ZAINTERESOWAĆ: Ostatnia wigilia Tomka Beksińskiego
Jeśli zamysłem twórców było uczynienie Enza Ferrari osobą całkowicie antypatyczną, muszę szczerze przyznać, iż ich zamiar się powiódł prawdopodobnie lepiej, niż sobie zamierzyli.
Dobra warstwa produkcyjna
Film „Ferrari” zdecydowanie na plus wyróżnia warstwa produkcyjna. Zarówno praca kamery, montaż, scenografie, jak i zdjęcia autorstwa Erika Messerchmidta drobiazgowo ukazują Włochy oraz Modenę z końca lat 50. ubiegłego wieku.
Podobne wrażenie może budzić staranna choreografia wyścigu Mille Miglia. Próżno szukać w niej przesadzonego rozmachu, przez co sama sekwencja jest tym bardziej autentyczna i sprawia, iż mimo mankamentów filmu, uważam, iż naprawdę warto było ją zobaczyć. Jakość aspektów audiowizualnych podkreśla również dobra ścieżka dźwiękowa autorstwa Daniela Pembertona.
Moja ocena filmu „Ferrari”
„Ferrari” jest filmem, który mógłby być znacznie lepszy, przez co w mojej opinii jest on zmarnowanym potencjałem. Dobra warstwa produkcyjna nie maskuje, niestety, jakości scenariusza – jest on wypełniony dłużyznami, licznymi, niezapadającymi w pamięć bohaterami, a do tego wszystkiego doliczyć trzeba również nierówny poziom aktorstwa. Mogło być bardzo dobrze, jest zaledwie przeciętnie.
Recenzja filmu „Ferrari” Łukasza Żelazko
tytuł oryginalny: Ferrari
reżyseria:
Michael Mann
scenariusz: Troy Kennedy Martin
muzyka: Daniel Pemberton
autor zdjęć: Erik Messerschmidt
obsada: Adam Driver jako Enzo Ferrari/ Penelope Cruz jako Laura Ferrari/
Shailene Woodley jako Lina Lardi