"Fellow Travelers" zamienia Jonathana Baileya i Matta Bomera w namiętnych kochanków – recenzja

serialowa.pl 10 miesięcy temu

Historie o miłości pokonującej wszelkie przeszkody nigdy nie wychodzą z mody. „Fellow Travelers” mogłoby być jedną z nich, ale… jest o wiele ciekawsze. Nie tylko dlatego, iż z ekranu lecą iskry.

Czy może być coś piękniejszego od uczucia, które łączy parę kochanków mimo potężnych przeciwności losu? Pewnie tak, ale tak się jakoś przyjęło, iż to właśnie zakazane romanse już od wieków rozgrzewają publiczność do czerwoności. „Fellow Travelers” opowiada właśnie o takiej relacji – tylko znacznie bardziej pokręconej i namiętnej niż zwykle.

Fellow Travelers – o czym jest serial Showtime?

Akcja serialu będącego ekranizacją powieści Thomasa Mallona o tym samym tytule – oznaczającym ludzi sympatyzujących z daną ideologią, zwłaszcza komunistyczną – rozciąga się na kilka dekad amerykańskiej historii. Zaczynamy w roku 1986, kiedy to poznajemy Hawkinsa 'Hawka” Fullera (Matt Bomer, „Białe kołnierzyki”), świętującego właśnie kolejny zawodowy sukces dyplomatę. Wystarczy rzut oka na uśmiech, którym raczy towarzystwo, stojąc u boku żony Lucy (Allison Williams, „Dziewczyny”), aby uznać go za w stu procentach spełnionego. W tym momencie można już być pewnym, iż pod tą idealną powierzchnią coś się kryje. I rzeczywiście. Niespodziewana wizyta starego przyjaciela sprawia, iż bohatera dopada przeszłość, a my przenosimy się wraz z nim w czasie.

„Fellow Travelers” (Fot. Showtime)

Lądujemy ponad trzydzieści lat wcześniej, gdy podczas wieczoru wyborczego senatora Josepha McCarthy’ego (Chris Bauer, „Czysta krew”) Hawk, udekorowany weteran wojenny i pracownik Departamentu Stanu, spotyka po raz pierwszy Tima Laughlina (Jonathan Bailey, „Bridgertonowie”), młodego idealistę chcącego wkroczyć w świat waszyngtońskiej polityki, żeby zrobić coś dobrego. Z miejsca widać, iż między tymi dwoma pojawia się chemia i to nie z rodzaju tych przyjacielskich. Nie trzeba czekać długo, żeby przerodziła się ona w konkrety. Problem w tym, iż okoliczności do romansu dwóch mężczyzn, zwłaszcza na wysokich stanowiskach, są wyjątkowo mało sprzyjające, bo w Stanach trwa epoka polowań na „dewiantów”.

W tym miejscu tak naprawdę zaczyna się adekwatna fabuła serialu, który w ośmiu odcinkach (widziałem przedpremierowo całość) przedstawi rozwijającą się na przestrzeni trzydziestu lat zakazaną relację dwójki bohaterów. A wszystko to na tle zawsze w inny sposób nieprzyjaznej im rzeczywistości – od procesów i prześladowań ery maccartyzmu podczas pierwszych lat ich znajomości, po epidemię AIDS za prezydentury Reagana, gdy po długim czasie przychodzi im spotkać się ponownie.

Fellow Travelers – gorący romans i brudna polityka

Przyzwyczajcie się do tego rodzaju dualizmu, ponieważ stanowi on fabularny fundament „Fellow Travelers”. Dotyczy to zarówno dwóch głównych linii czasowych osadzonych w latach 50. i 80., ale też wiodących wątków. Z jednej strony miłosnego, z drugiej historycznego, który kręci się wokół społecznego postrzegania osób homoseksualnych w poszczególnych epokach.

„Fellow Travelers” (Fot. Showtime)

Twórca serialu, którym jest nominowany do Oscara scenarzysta „Filadelfii” Ron Nyswaner, prowadzi obydwa całkiem zręcznie, opakowując je pomniejszymi historiami innych bohaterów. Choćby wspomnianej Lucy i jej związku z Hawkiem czy dziennikarza Marcusa (Jelani Alladin, „The Walking Dead: Nowy świat”) i jego partnera Frankiego (Noah J. Ricketts, „Amerykańscy bogowie”), w którym perspektywa queerowa zderza się z byciem czarnym w rasistowskiej Ameryce.

Ani te wątki, ani polityczna intryga związana z krucjatą Josepha McCarthy’ego i prokuratora Roya Cohna (Will Brill, „Wspaniała pani Maisel”) wymierzona w komunistów i homoseksualistów zatrudnionych w instytucjach państwowych, nie są jednak dla serialu kluczowe. Od początku jest bowiem jasne, iż uwaga widza ma koncentrować się na relacji Hawka i Tima – cała reszta to tylko jej obramowanie, choćby jeżeli obydwaj bohaterowie są bezpośrednio zaangażowani w inne historie.

Fellow Travelers to historia pasji, miłości i kłamstwa

A są, zwłaszcza w latach 50., gdy zażyłość między nimi jest szczególnie niebezpieczna, narażając ich na publiczny ostracyzm, utratę stanowisk i społecznych pozycji. Oglądamy zatem, jak będąc zmuszonymi do manewrowania między pasją a utrzymywaniem publicznych pozorów, mierzą się jednocześnie z własnym sumieniem (Tim) i powoli, a w przypadku Hawka bardzo powoli dochodzącymi do głosu uczuciami.

„Fellow Travelers” (Fot. Showtime)

Im bardziej się w nią zagłębiamy, tym wyraźniej widać, iż burzliwa relacja tych dwóch jest wyjątkowo skomplikowana, z czasem bynajmniej nie stając się łatwiejszą. Ale tak jak po sztormie przychodzi spokój, tak tutejsze konflikty i różnice między mężczyznami prowadzą do wyciszenia, zdając się jeszcze wzmacniać łączącą ich, koniec końców piękną więź.

Wynika z tego jednak również pewien problem. Im ciekawszy staje się bowiem romans Hawka i Tima, tym mocniej cierpi na tym cała reszta. Na czele z jednowymiarowym wątkiem politycznym, gdzie na każdym kroku podkreśla się hipokryzję i okrucieństwo duetu McCarthy/Cohn. Jasne, jest więcej niż prawdopodobne, iż to obraz bliski rzeczywistości. Tutaj jednak skutkuje uczynieniem z nich karykaturalnych postaci, których ciągnąca się przez cały sezon historia staje się nużąca.

Fellow Travelers – gorący romans, ale czy jak z bajki?

„Fellow Travelers” ma tymczasem do zaoferowania znacznie ciekawsze rzeczy, począwszy oczywiście od głównych bohaterów i ich stosunków. Tak, tych fizycznych również, bo serial nie szczędzi widzom odważnych, raz szalenie intymnych, raz wręcz zwierzęcych scen erotycznych. Na nich się jednak nie kończy. O nie, uczuć jest tu od groma i to z obydwu stron. Tak w przypadku wrażliwego i szukającego emocjonalnego ciepła Tima, jak niedostępnego Hawka.

„Fellow Travelers” (Fot. Showtime)

Właśnie te różnice między bohaterami, z zewnątrz wyglądające na absolutnie nie do pogodzenia, sprawiają, iż śledzenie rozwoju ich relacji jest fascynujące już od pierwszego spotkania, potem nabierając jeszcze więcej kolorów i odcieni. Hawk i Tim nie stoją wszak w miejscu. Sęk w tym, iż podczas gdy pierwszy brnie coraz dalej w kłamstwo, drugi podąża w przeciwnym kierunku.

Jak to zatem możliwe, iż nieważne, co by się działo i jak bardzo by się od siebie oddalili, ich ścieżki stale się ze sobą krzyżują? Wbrew pozorom, nie jest to wcale naciągane, sztuczne czy wymuszone. Ba, kolejne rozstania i powroty wypadają naturalnie, choć oczywiście mają swoje konsekwencje, gdy światy i przekonania mężczyzn coraz wyraźniej się rozjeżdżają. To jednak właśnie te rozbieżności sprawiają, iż ich związek jest czymś więcej niż zwykłym romansem, a oni ewoluują jako postaci.

Fellow Travelers to niesamowity popis pary aktorów

Sprawienie, iż tak pogmatwana relacja zachowuje autentyczność, to rzecz jasna zasługa nie tylko scenariusza, ale też, a może przede wszystkim, wykonawców, którzy w tym przypadku obsadzeni zostali absolutnie perfekcyjnie. Co więcej, nie dość iż Matt Bomer i Jonathan Bailey wyśmienicie wywiązują się z aktorskich zadań, na zupełnie różne sposoby nadając swoim bohaterom ludzkiego wymiaru, to jeszcze w duecie potrafią sprawić, iż ekran niemal wybucha od żądzy i namiętności.

„Fellow Travelers” (Fot. Showtime)

Na iskrach i efektach wizualnych w postaci rozgrzanych męskich ciał się jednak nie kończy, bo Tim i Hawk to w pierwszej kolejności niezwykle złożone charaktery. Młodszy jest bijącym sercem serialu, kupując widza początkowo słodką naiwnością, niewinnością i uroczym zagubieniem, żeby potem zostać personifikacją dręczących duszę wątpliwości. Bailey jest autentyczny i jako kochanek, i jako miotający się od ściany do ściany żółtodziób, przy czym nie robi z Tima emocjonalnie rozchwianej marionetki. To po prostu facet pragnący bliskości, na swoje nieszczęście trafiający z tą potrzebą najgorzej, jak się da.

Hawk to bowiem jego totalne przeciwieństwo. Ukrywając się za grubą warstwą kłamstw i emocjonalnego odcięcia, wystawia partnera na wiele prób, często traktując go okropnie. Dodając do tego swój fałszywy obraz, jaki prezentuje na zewnątrz i to, jak panicznie boi się demistyfikacji, czyni z niego z jednej strony materiał na rasowego psychopatę, a z drugiej zaszczutego człowieka, który tak dawno nauczył się skrywać ból głęboko w sobie, iż już go choćby nie odczuwa. Nie, bynajmniej nie usprawiedliwia to cierpień zadanych Timowi czy Lucy. Ale pozwala zrozumieć, skąd wzięła się w nim bariera wyrażana na ekranie przez nienaganną postawę Bomera.

Fellow Travelers – czy warto oglądać serial SkyShowtime?

Wszystko to, w połączeniu z bijącą z ekranu zmysłowością, sprawia, iż po „Fellow Travelers” zdecydowanie warto sięgnąć, chociaż wcale nie jest serialem pozbawionym wad. Tych znajdzie się sporo, bo gdy spuszczamy z oczu Hawka i Tima, pozostałe elementy fabuły nie wypadają już tak dobrze.

„Fellow Travelers” (Fot. Showtime)

Przydługi wątek polityczny. Nierówne rozłożenie akcentów między poszczególnymi dekadami. Potraktowany po macoszemu drugi plan. Płytkie odfajkowywanie problemów queerowej społeczności. Tak, jest się do czego przyczepić. Ale wszystko to tak naprawdę traci znaczenie w obliczu wielopłaszczyznowego, a równocześnie jednego z najgorętszych romansów, jakie mogliśmy oglądać w ostatnich latach na małym ekranie.

Fellow Travelers – odcinki co niedzielę na SkyShowtime

Idź do oryginalnego materiału