Najnowsza produkcja Marvela była ogromnie wyczekiwanym filmem. Fantastyczna 4: Pierwsze kroki to kolejna próba przeniesienia Pierwszej Rodziny Marvela na wielki ekran. Czy tym razem w końcu się udało?
Tym, co przede wszystkim odróżnia film Fantastyczna 4: Pierwsze kroki od poprzedników, jest fabuła. Pomimo iż historia przypomina to, co widzieliśmy w Fantastycznej 4: Narodziny Srebrnego Surfera, to jest to kompletnie inna opowieść. Reed, Sue, Ben i Johnny muszą zmierzyć się z potężną kosmiczną siłą – Galactusem. Jednocześnie starają się zadbać o balans między życiem obrońców planety a czasem dla rodziny. Stawka sięga zenitu, gdy warunki przeciwnika, by ocalić Ziemię okazują się niemożliwe do spełnienia dla świeżo upieczonych rodziców. Za reżyserię produkcji zabrał się Matt Shakman, który odpowiadał również za serial WandaVision. W filmie widać jego rękę i styl. Reżyser zdecydował się na umiejscowienie filmu w latach 60., które przypominają wyglądem kreskówkę Jetsonowie. Przejdźmy jednak do rzeczy, bo jest o czym rozmawiać.
Trzeba przyznać, iż scenariuszowi, który napisali Josh Friedman i Eric Pearson nie brakuje serca i wyczucia. Szczególną uwagę poświęcono zdecydowanie Reedowi Richardsowi i Sue Storm. Ich relacja jest szczera i doskonale ukazuje różnice charakterów postaci. Jesteśmy świadkami prawdziwej miłości, gdzie o związek i rodzinę się walczy. Nieco mniej czasu otrzymują Human Torch i The Thing. Niemniej są to bohaterowie wielowymiarowi, których nie da się nie lubić. Moje serce skradł jednak Galactus. Pożeracz Światów rzeczywiście wydaję się siłą nie do pokonania. Bezlitosny, nieuchwytny i kolosalny – w Fantastycznej 4: Pierwsze kroki jest realnym zagrożeniem. Czuć jego obecność przez cały film, co w sposób niepretensjonalny wzbudza napięcie. Samą historię należy jednak podsumować stwierdzeniem – to opowieść z morałem. Coś, czego często w produkcjach superbohaterskich zaczyna brakować. Twórcy rzeczywiście próbują nam przekazać wartości rodzinne i pozostawić nas z przemyśleniami po wyjściu z kinowej sali.
Niestety tym, co w dużej mierze uwłacza tej pomysłowej fabule, jest nieudolny montaż. Już w pierwszym akcie atakuje nas chaotyczna, szybka sklejka scen, które przybliżają nam genezę i moce głównych bohaterów. Szczerze mówiąc, gdybym nie znał dobrze tych postaci, miałbym problem ze zrozumieniem całej tej sekwencji. Przede wszystkim jednak film wydaje się dziurawy. Wiele scen nie jest w stanie wystarczająco wybrzmieć, co bardzo szkodzi przy odbiorze emocjonalnym postaci. Niektóre wątki wydają się również niedomknięte lub zbyt pobłażliwie potraktowane. Szczególnie dotyczy to Bena, czyli The Thinga. Jego psychologia dotycząca wyglądu nie jest dostatecznie pogłębiona, a w zasadzie niektórzy mogą choćby nie zauważyć próby pokazania bohatera od tej strony.

Wróćmy jednakże do pozytywów, bo jest ich dość wiele. Mnóstwo ludzi obawiało się efektów komputerowych w tej produkcji. Z racji, iż Marvel nie rozpieszczał nas ostatnio dobrym CGI, ten strach był uzasadniony. Tak czy owak, efekty specjalne okazują się w Fantastycznej 4: Pierwsze kroki ogromnym atutem. Wygląd Galactusa, Srebrnej Surferki i The Thinga robią świetne wrażenie. Dbałość o szczegóły widać np. w odbiciach widocznych na ciele Surferki. Cały krajobraz Nowego Jorku z Ziemi-828 jest niesamowicie komiksowy, żywy i ekscytujący. Retrofuturystyczna stylistyka działa i jest rzetelnie utrzymywana przez cały czas trwania filmu. W dodatku kocham sposób ukazania kosmicznych podróży Fantastycznej 4, który wykorzystuje elementy oparte na naukowych faktach. Krótko mówiąc, wygląda to cudownie!
Na sam koniec należy przyjrzeć się obsadzie, wobec której były również obiekcje. Te dotyczyły w większości wyboru Pedro Pascala na Reeda Richardsa. Nie owijając w bawełnę, przyznam, iż jego występ pozytywnie mnie zaskoczył. Pedro był mniej „pedrowy” niż zwykle i spełnił wszystkie warunki bycia Reedem. Mr. Fantastic ciągle rozważa w głowie najczarniejsze scenariusze, stara się być dobrym mężem, a jednocześnie jest naukowcem oddanym swojej pasji. Pedro Pascal łączy w sobie te cechy w wiarygodny sposób. Do tego jego chemia z Vanessą Kirby jest naprawdę urocza. Sama aktorka jako Invisible Woman wypada genialnie i to ona jest głównym powodem wzruszeń na sali kinowej. To matka z krwi i kości. Nie można pominąć również Josepha Quinna i Ebona Moss-Bachracha, którzy emanują energią i charyzmą. To ta dwójka dostarcza wielu komediowych aspektów historii, które świetnie działają na wielkim ekranie. O ciarki przyprawia także głos Ralpha Inesona jako Galactusa. Natomiast Julia Garner jako Srebrna Surferka wykorzystują każdą sekundę do granic możliwości. Gra aktorska szczególnie poprzez mimikę zasługuje na oklaski. Było to chyba największe zaskoczenie aktorskie w tej produkcji.

Fantastyczna 4: Pierwsze kroki to kolejna kinowa produkcja Marvel Studios, która nie zawodzi. Tak samo jak w Thunderbolts twórcy postarali się o dostarczenie czegoś więcej niż rozrywki. To opowieść o znaczeniu rodziny i ta historia naprawdę wzrusza. Humor i napięcie są dobrze wyważone. Niestety nie jest to produkcja pozbawiona niedoskonałości. Poszatkowany montaż często nie pozwala na emocjonalne odczucie niektórych scen, na czym film bardzo traci. Niemniej nadrabiają to efekty specjalne, retrofuturystyczna stylistyka i kreacje bohaterskie. To satysfakcjonujące widowisko, które może obejrzeć ze zrozumieniem każdy – niezależnie czy jest fanem Marvela, czy też nie. Fantastyczną 4: Pierwsze kroki miałem okazję zobaczyć w technologii IMAX w kinie Cinema City. Bardzo dziękuję za taką możliwość i niesamowicie zachęcam do obejrzenia tej produkcji właśnie w IMAX.
fot. główna: materiały prasowe