Jorgos Lantimos i Emma Stone wyrasta na jeden z najciekawszych duetów reżysersko-aktorskich ostatnich lat. Po świetnej "Faworycie" przyszły równie udane (jeśli wierzyć weneckim widzom) "Biedne istoty". A na tym nie koniec. Fanów kina czekają kolejne ich filmy. Jeden z nich został już nakręcony!
Nie, nie chodzi tu o zapowiedziany "AND". Ta produkcja jest dopiero przed nimi. Jednak w jednym z ostatnich wywiadów reżyser ujawnił, iż w tajemnicy nakręcił ze Stone film.
Niestety Lantimos nie chciał ujawnić zbyt wielu szczegółów. Nie podał choćby jego tytułu. Zdradził jedynie, iż film został nakręcony w Grecji i jest prostszy i kompletnie odmienny od "Biednych istot".
Za kamerą tajemniczej produkcji stanął inny częsty współpracownik reżysera, Robbie Ryan.
W konkursie głównym tegorocznego weneckiego festiwalu pokazywany jest najnowszy film Lantimosa ze Stone, "Biedne istoty". Tak o nim pisał w swojej recenzji Jakub Popielecki:
"Biedne istoty" to taka bardziej perwersyjna "Barbie". Ot, opowieść o kobiecie-lalce, która porzuca sztuczne życie pod kloszem, by poszukać głębszych doznań i szerszej świadomości. Barbie Grety Gerwig trafiała do prawdziwego świata, Bella Yorgosa Lanthimosa również trafia. W obu przypadkach jest to jednak "prawdziwy świat" - taki w cudzysłowie satyrycznego przejaskrawienia. Grecki reżyser po raz kolejny przekrzywia kamerę i patrzy z ukosa, by wychwycić absurdalność społecznego ładu oraz mechanizmów władzy i opresji. "Dziwny film", powie ktoś. Ale Lanthimos zrobił karierę na powtarzaniu do upadłego "chyba ty": na przypominaniu nam o tym, iż sami jesteśmy dziwni.
Nowe dzieło twórcy "Faworyty" to też po trochu "Frankenstein", "Pigmalion", "Człowiek słoń" i – bliżej domu – "Kieł". Ekscentryczny naukowiec doktor Godwin Baxter (Willem Dafoe) przywraca do życia zmarłą kobietę, której nadaje imię Bella (Emma Stone). Dziewczyna budzi się jako tabula rasa i Godwin - zdrobniale "God", czyli "bóg" - może ją kształtować wedle swojego widzimisię, ucząc od nowa ludzkich zwyczajów, języka i świata. Z czasem jednak apetyt poznawczy rośnie i Bella nie chce już żyć pod lupą jako eksponat w laboratorium. Wyrusza więc w podróż. Wojażując między Londynem, Aleksandrią a Paryżem pozna niuanse seksu i przemocy, pesymizmu i idealizmu, kapitalizmu i socjalizmu, wreszcie - patriarchatu i małżeństwa. Żyćko.
Podobnie jak "Barbie", "Biedne istoty" są zarazem wariantem Bildungsroman, jak i współczesną wersją satyry mennipejskiej. Bella to młoda dojrzewająca dziewczyna, która w toku fabuły socjalizuje się i przepoczwarza w dojrzałą kobietę. Ale to też eksplorerka krainy dziwów rodem z oświeceniowej powiastki filozoficznej: outsiderka testująca kolejne społeczne układy i kostiumy, która obnaża nienormalność normalności. Lanthimosowi udaje się więc zjeść ciastko i mieć ciastko: jego bohaterka patrzy zarazem "szkiełkiem oraz okiem", jak i "sercem". Reżyser zderza impuls oświeceniowy z romantycznym, kodując ten konflikt już w dyskretnych aluzjach. Godwin to przecież nazwisko Williama Godwina, XVIII-wiecznego prekursora anarchizmu, męża Mary Wollestonecraft, pionierki feminizmu, ojca Mary Shelley, autorki "Frankensteina" i żony romantycznego poety, Percy’ego Bysshe Shelleya. Zacni patroni dla filmu, który patrzy bardzo podejrzliwie na społeczny teatrzyk.
Całą recenzję filmu "Biedne istoty" przeczytacie na karcie produkcji pod LINKIEM TUTAJ.
Lantimos i Stone nakręcili w tajemnicy film
Nie, nie chodzi tu o zapowiedziany "AND". Ta produkcja jest dopiero przed nimi. Jednak w jednym z ostatnich wywiadów reżyser ujawnił, iż w tajemnicy nakręcił ze Stone film.
Niestety Lantimos nie chciał ujawnić zbyt wielu szczegółów. Nie podał choćby jego tytułu. Zdradził jedynie, iż film został nakręcony w Grecji i jest prostszy i kompletnie odmienny od "Biednych istot".
Za kamerą tajemniczej produkcji stanął inny częsty współpracownik reżysera, Robbie Ryan.
Jakub Popielecki recenzuje "Biedne istoty"
W konkursie głównym tegorocznego weneckiego festiwalu pokazywany jest najnowszy film Lantimosa ze Stone, "Biedne istoty". Tak o nim pisał w swojej recenzji Jakub Popielecki:
"Biedne istoty" to taka bardziej perwersyjna "Barbie". Ot, opowieść o kobiecie-lalce, która porzuca sztuczne życie pod kloszem, by poszukać głębszych doznań i szerszej świadomości. Barbie Grety Gerwig trafiała do prawdziwego świata, Bella Yorgosa Lanthimosa również trafia. W obu przypadkach jest to jednak "prawdziwy świat" - taki w cudzysłowie satyrycznego przejaskrawienia. Grecki reżyser po raz kolejny przekrzywia kamerę i patrzy z ukosa, by wychwycić absurdalność społecznego ładu oraz mechanizmów władzy i opresji. "Dziwny film", powie ktoś. Ale Lanthimos zrobił karierę na powtarzaniu do upadłego "chyba ty": na przypominaniu nam o tym, iż sami jesteśmy dziwni.
Nowe dzieło twórcy "Faworyty" to też po trochu "Frankenstein", "Pigmalion", "Człowiek słoń" i – bliżej domu – "Kieł". Ekscentryczny naukowiec doktor Godwin Baxter (Willem Dafoe) przywraca do życia zmarłą kobietę, której nadaje imię Bella (Emma Stone). Dziewczyna budzi się jako tabula rasa i Godwin - zdrobniale "God", czyli "bóg" - może ją kształtować wedle swojego widzimisię, ucząc od nowa ludzkich zwyczajów, języka i świata. Z czasem jednak apetyt poznawczy rośnie i Bella nie chce już żyć pod lupą jako eksponat w laboratorium. Wyrusza więc w podróż. Wojażując między Londynem, Aleksandrią a Paryżem pozna niuanse seksu i przemocy, pesymizmu i idealizmu, kapitalizmu i socjalizmu, wreszcie - patriarchatu i małżeństwa. Żyćko.
Podobnie jak "Barbie", "Biedne istoty" są zarazem wariantem Bildungsroman, jak i współczesną wersją satyry mennipejskiej. Bella to młoda dojrzewająca dziewczyna, która w toku fabuły socjalizuje się i przepoczwarza w dojrzałą kobietę. Ale to też eksplorerka krainy dziwów rodem z oświeceniowej powiastki filozoficznej: outsiderka testująca kolejne społeczne układy i kostiumy, która obnaża nienormalność normalności. Lanthimosowi udaje się więc zjeść ciastko i mieć ciastko: jego bohaterka patrzy zarazem "szkiełkiem oraz okiem", jak i "sercem". Reżyser zderza impuls oświeceniowy z romantycznym, kodując ten konflikt już w dyskretnych aluzjach. Godwin to przecież nazwisko Williama Godwina, XVIII-wiecznego prekursora anarchizmu, męża Mary Wollestonecraft, pionierki feminizmu, ojca Mary Shelley, autorki "Frankensteina" i żony romantycznego poety, Percy’ego Bysshe Shelleya. Zacni patroni dla filmu, który patrzy bardzo podejrzliwie na społeczny teatrzyk.
Całą recenzję filmu "Biedne istoty" przeczytacie na karcie produkcji pod LINKIEM TUTAJ.