"Facet z zasadami" robi wszystko, aby zostać naszą nową "Sukcesją" – recenzja miniserialu Netfliksa

serialowa.pl 1 tydzień temu

Tęsknicie za „Sukcesją”? „Facet z zasadami” Netfliksa próbuje wypełnić lukę, jaka powstała po zakończeniu hitu HBO. Czy David E. Kelley do spółki ze znakomitą obsadą podołali temu niełatwemu zadaniu?

„Facet z zasadami” to nowy sześcioodcinkowy miniserial Netfliksa oparty na powieści Toma Wolfe’a, za którego sterami stanął sam David E. Kelley – jedno z najgłośniejszych nazwisk wśród telewizyjnych twórców. Problem w tym, iż w ostatnich latach Kelley, po niewątpliwie ogromnym sukcesie „Wielkich kłamstewek”, zaliczył kilka wpadek, a jego nazwisko w czołówce serialu przestało być gwarantem sukcesu. Czy „Facet z zasadami” będzie odwróceniem karty?

Facet z zasadami – o czym jest serial Netfliksa?

Charlie Croker (Jeff Daniels, „Newsroom”) to magnat nieruchomości z Atlanty, do którego idealnie pasuje określenie „król życia”. Ma wszystko – duże posiadłości, prywatne odrzutowce, a wokół siebie masę ludzi, którzy zrobią wiele, by żyć z nim w dobrych stosunkach. Jednak niedługo po swoich 60. urodzinach – powiedzieć, iż były „huczne”, to nic nie powiedzieć – Charlie musi zmierzyć się z ogromnym kryzysem, który zagrozi istnieniu jego biznesowego imperium.

„Facet z zasadami” (Fot. Netflix)

Oto bowiem dość niespodziewanie dla samego głównego bohatera bank żąda nagle zwrotu pożyczek, które w dużej mierze fundowały jego biznes, ale także bizantyjski styl życia. Kolejne osobiste zachcianki, które Charlie spełniał dzięki pieniędzy banku, ostatecznie przelały czarę goryczy. Teraz trzeba oddać to, co się pożyczyło, czyli jakiś miliard dolarów – całkiem sporo. Charlie de facto staje się więc bankrutem, a nad jego biznesem zaczynają krążyć sępy, tylko czekające, by wyrwać coś dla siebie.

I to właśnie walka Charliego o utrzymanie firmy na powierzchni będzie główną osią „Faceta z zasadami”, jednak wątków w serialu jest zdecydowanie więcej. Pytanie, czy choćby nie za dużo, skoro mówimy o zaledwie sześciu odcinkach. W takiej sytuacji nie wszystkie otrzymują tyle czasu, na ile by zasługiwały, przez co można odnieść wrażenie, iż doskonała obsada, w której znajdują się m.in. Diane Lane („Konflikt: Capote kontra socjeta”), Tom Pelphrey („Ozark”), William Jackson Harper („Dobre Miejsce”) czy Lucy Liu („Ally McBeal”), czasami się marnuje.

Facet z zasadami chce trafić do fanów serialu Sukcesja

„Facet z zasadami” to na papierze serial, po który szczególnie chętnie powinny sięgnąć wszystkie sieroty po „Sukcesji”. Problem w tym, iż serialowi Netfliksa – chyba tu nikogo nie zaskoczę – brakuje głębi, jaką miała produkcja HBO. Nie każda telewizyjna opowieść o skomplikowanych relacjach w świecie bogaczy może być od razu drugą „Sukcesją”, a tu mamy na to najlepszy dowód. „Facet z zasadami” chciałby być wszystkim tym, czym była „Sukcesja”, finalnie będąc niczym. Brakuje mu błyskotliwości, humoru i tej odrobiny dystansu, którą cechował się serial Jessego Armstronga.

„Facet z zasadami” (Fot. Netflix)

Trochę nie potrafię tego zrozumieć – przed kamerą mamy rewelacyjną obsadę i niektórzy z aktorów faktycznie dają tutaj z siebie wszystko. Za kamerą z kolei jest nie tylko David E. Kelley, który napisał cały sezon, ale także reżyserujący go Thomas Schlamme („The West Wing”), prawdziwa legenda wśród telewizyjnych reżyserów oraz Regina King („Pewnej nocy w Miami…”), która nie ma aż tak imponującego portfolio, ale może wnieść świeże spojrzenie na książkę Wolfe’a z 1998 roku. Dlaczego więc praktycznie wszystko poszło tutaj nie tak? jeżeli mam kogoś wskazać palcem, wskazuję Kelleya i jego chaotyczny scenariusz.

To w ogóle pierwsza adaptacja akurat tej książki, do tej pory uchodzącej za niemożliwą do przeniesienia na ekran. Netflix być może chciał pokazać, iż dla niego nie ma rzeczy niemożliwych, ale tutaj poniósł wyraźną porażkę. „Facet z zasadami” to serial, który pod skorupą znanych nazwisk i całkiem aktualnej tematyki nie skrywa absolutnie niczego – wystarczy trochę podrapać, by to zauważyć. To produkcja napuszona, swoim poważnym tonem próbująca przekonać nas, iż jest prawdziwym telewizyjnym dziełem, ale to tylko pozory, które sami jesteśmy w stanie gwałtownie przejrzeć.

Facet z zasadami – czy warto oglądać serial Netfliksa?

Niektórzy aktorzy, a w szczególności aktorki, są w „Facecie z zasadami” skandalicznie wręcz zmarnowane. Diane Lane, grająca byłą żonę głównego bohatera, i wcielająca się w jej przyjaciółkę Lucy Liu zdają się być tu głównie po to, by obsada serialu wyglądała jeszcze bardziej imponująco. Wiadomo, im więcej gwiazd, tym łatwiej wmówić widzom, iż mamy do czynienia z wielką produkcją. To wrażenie wielkości „Facet z zasadami” próbuje tworzyć na każdym kroku, jednak po bliższym spojrzeniu widzimy, iż te wszystkie ornamenty są zrobione z plastiku i można je kupić w pierwszym lepszym chińskim sklepie.

„Facet z zasadami” (Fot. Netflix)

Świat serialu Netfliksa to świat, w którym brudny biznes przenika się z jeszcze brudniejszą polityką, a równie ważne co pieniądze jest tu także ego. Punkt wyjścia dla całej historii jest naprawdę obiecujący, tym bardziej szkoda, iż obietnica pozostała niespełniona. W całej historii brakuje emocji, a Charlie pozostaje bohaterem tak antypatycznym, tak pozbawionym jakiegokolwiek ludzkiego pierwiastka, iż widzom będzie ciężko się z nim utożsamiać. Z drugiej strony jest on trochę zbyt karykaturalny, by wypadał autentycznie jako antybohater.

Jeśli po finale „Sukcesji” brakuje wam seriali utrzymanych w podobnym tonie, „Facet z zasadami” może być jak kanapka z fast foodu. Na gwałtownie zaspokoi głód, ale to tyle. Bardzo żałuję, bo choć oczywiście nie liczyłem na to, iż produkcja Netfliksa zbliży się poziomem do jednego z najlepszych seriali wszech czasów, to finalnie i tak jestem rozczarowany tym, jak bardzo „Facet z zasadami” okazał się miałkim i pozbawionym życia serialem. Co oczywiście nie przekreśla szans na to, by i tak został hitem na Netfliksie. W czasach kreujących gusta algorytmów wszystko jest możliwe.

Facet z zasadami jest dostępny w serwisie Netflix

Idź do oryginalnego materiału