F1 – recenzja filmu. Wyścig za marzeniami

popkulturowcy.pl 6 godzin temu

Z pewnością fani Formuły 1 bardzo ucieszyli się na wieści o powstawaniu filmu F1. Oczekiwania jeszcze bardziej podsycił fakt, iż reżyserem produkcji został Joseph Kosinski. Czy udało się jednak je wszystkie spełnić?

Za reżyserię F1 odpowiada Joseph Kosinski znany m.in. z Top Gun: Maverick i Tron: Legacy. Scenariusz napisał natomiast Ehren Kruger, którego skojarzymy ze scenariuszy do filmów z serii Transformers. Duet ten efektywnie działał, tworząc Top Gun: Maverick, co udowodnił odbiór tego filmu. Tym razem twórcy postanowili zejść na ziemię i opowiedzieć historię Sonny’ego Hayesa. Postać, w którą wcielił się Brad Pitt, to wyścigowa legenda, która daje się namówić na powrót z emerytury. Dołącza jako kierowca do zmagającego się z problemami zespołu Formuły 1. Jednocześnie Sonny staje się mentorem młodszego kierowcy APXGP. Przy okazji legenda dostaje szansę, by raz jeszcze stanąć na szczycie.

Z pełną dozą pewności nie mogę nazwać siebie fanem Formuły 1. Widziałem kilka wyścigów i znam kilku kierowców. Jak najpewniej wielu Polaków ten sport kojarzę głównie z Robertem Kubicą. W związku z tym nie miałem wielu wymagań wobec historii, jaką miałby zaprezentować nam film F1. Nie wspomnę już o fakcie, iż po prostu nie znam się na wyścigach samochodowych i zasadach panujących na torze. Wychodzi na to, iż gdybym się znał, mogłoby to zmienić moje postrzeganie tej produkcji. Nie jestem w stanie ocenić go od tej strony, jednak jestem świadom niespójności fabuły z rzeczywistością. Jest to zdecydowanie strzał w kolano dla fanów, którzy oczekiwali wiarygodnego oddania ich ulubionej rozrywki. Chcę jednak zaznaczyć, iż dla mnie nie jest to istotna kwestia i nie będzie miała znaczącego wpływu na ocenę.

fot. kadr z filmu F1

Warto rozpocząć od głównego bohatera, czyli Sonny’ego Hayesa. Brad Pitt wypada w tej roli wyśmienicie. Wyścigowa legenda to arogancki marzyciel o wysokim ego, który stara się odnaleźć spełnienie w swoim życiu. To postać wielowymiarowa. Brad Pitt nadał Hayesowi pewien urok nonkonformisty, który pociąga odbiorców tak samo, jak innych bohaterów F1. Ten nieprzewidywalny charakter jest niestety jednocześnie wadą i zaletą. Decyzje Sonny’ego w trakcie wyścigów zapewniają stosowne napięcie, niemniej poza torem dają wrażenie losowych i niespójnych z postacią. Szczególnie widać to w jego relacji z Joshuą Pearce’m granego przez Damsona Idrisa. Postać Brada Pitta ma być jego mentorem. Jednakże bardzo ciężko określić stosunek Hayesa do Joshuy. Do czasu ujawnienia prawdziwego powodu, dla którego legenda zrezygnowała ze swojej emerytury, zachowanie Hayesa jest bardzo niejednoznaczne. Sonny raz wydaje się gnębić młodszego kolegę, raz próbuje grać zespołowo, a samego mentoringu kilka widać.

Chemia między Joshuą a Sonnym nie jest niczym szczególnym. Duet nie wnosi do historii zbyt wielu elementów, a fabuła skupia się raczej na postaci Brada Pitta jako jednostce niż na obydwu bohaterach. Jest to naprawdę dobra decyzja ze strony reżysera. Joshua Pearce nie ma sobą zbyt wiele do zaprezentowania. To typowy bohater, który musi przejść drogę od niedojrzałego do racjonalnego. Drogę tą ogląda się dość dobrze, choć i tu dają się we znaki pewne niespójności w zachowaniu Joshuy. Damson Idris w tej roli wypada bardzo dobrze. Aktor nie dostaje jednak zbyt dużej przestrzeni na pokaz swoich umiejętności. W swoich rolach wypadają doskonale również Javier Bardem oraz Kerry Condon. Między Kerry Condon a Bradem Pittem brakuje jednak chemii. Ich wątek romantyczny jest zbędny i z pewnością lepiej działałaby między nimi relacja przyjacielska.

fot. kadr z filmu F1

Historia w F1 nie jest górnolotna, ale to nie problem. Film może nie niesie ze sobą zbyt dużego przekazu i, co za tym idzie, wielu refleksji. Niemniej jest to świetna – idealna na letni wieczór w kinie – rozrywka. Cały film stoi właśnie głównie dzięki energicznym i efektownym scenom wyścigów. Napięcie w takich momentach sięgało zenitu, co można zawdzięczać wielu elementom. Scenariuszowo film broni się poziomem zawiłości scen akcji, w których do samego końca nie jesteśmy w stanie odgadnąć, co może się wydarzyć. Tutaj nieszablonowość Sonny’ego Hayesa ma wielkie znaczenie, o czym już wspominałem. Jednocześnie sposób ukazania tych scen i muzyka stworzona przez Hansa Zimmera składają się na pełen emocji wyścig.

Prawda jest taka, iż ciarki miałem już od pierwszych minut filmu. Zdjęcia autorstwa Claudio Mirandy pozwoliły poczuć się jak w prawdziwym bolidzie Formuły 1. Nie znaczy to, iż w innych momentach historii było gorzej — ten film w całości jest prawdziwą ucztą dla oka. Równocześnie Joseph Kosinski zadbał o dynamiczne tempo rozwoju fabuły, zachowując przy tym odpowiednie spowalnianie akcji na złapanie oddechu. O czym warto również tutaj wspomnieć to elementy komediowe, które rozbawiły mnie wiele razy. Humor ten często był dość głupi, ale trafiał w punkt praktycznie za każdym razem. Z drugiej strony poważniejsze momenty odpowiednio wybrzmiewały i budowały stawkę. To wszystko prowadziło do satysfakcjonującej konkluzji oraz wyraziście emocjonującego wyścigu wieńczącego całą historię.

fot. kadr z filmu F1

F1 to produkcja, którą zdecydowanie warto polecić na kinowy wieczór pełen napięcia i zaskoczeń. Jest to historia, która nie niesie ze sobą wielu refleksji, jednak wymaga aktywnego obserwowania wydarzeń. To pełne humoru i niesamowitych scen wyścigowych widowisko. Dla fanów Formuły 1 zalecam zachowanie dystansu, gdyż nieścisłości wobec rzeczywistości tutaj co niemiara. Na całe szczęście film broni się wielobarwnymi postaciami, a szczególnie Sonny’m Hayesem, którego charakter jest wręcz hipnotyzujący. Niestety panują tu pewne niespójności w zachowaniu postaci oraz musimy mierzyć się z niezbyt wiarygodnym wątkiem romantycznym. Są to jednak jedynie mankamenty, a produkcja pochłania widza w swój świat pełną parą. F1 to nie jest merytoryczny film, który zmienia postrzeganie całego świata. Jest to czysta, wciągająca i emocjonująca rozrywka.


fot. główna: kadr z filmu F1

Idź do oryginalnego materiału