Jak przyznaje jej artystyczna droga nie była prosta, a swoje pierwsze kroki w tej dziedzinie stawiać musiała… w ukryciu.
– Wszystko po kryjomu robiłam w domu. Moja mama mówiła do mnie: „Weź się za Pana Tadeusza, za lektury, a nie będziesz marnować swój czas. Z tego pieniędzy mieć nie będziesz”. Po kryjomu kupowałam więc szare mydło, brałam scyzoryk taty i rzeźbiłam w piwnicy: głowy, ręce, to co akurat „grało mi w duszy”. Potem te rzeczy chowałam. Udawałam np., iż idę do kuzynki. Co interesujące mama też malowała, ale tylko kwiaty – wspomina Ewa Bielecka.
Dodaje, iż rozumiał ją tato. Pewnego dnia przyniósł jej kawałek materiału, z którego wykonywane były formy na porcelanowe rzeźby. Zrobiła z niego miotacza, który rzuca kulą.
– Wykonywałam tę rzeźbę na balkonie, tak, żeby mama nie widziała. Gdy skończyłam zostawiłam ją do wyschnięcia. Marzyłam, iż gdy już dobrze wyschnie, namówię tatę, żeby mi ją wypalił w piecu. Niestety któregoś dnia mama odnalazła moją rzeźbę. Znów usłyszałam, iż marnuję swój czas. Byłam wtedy w ósmej klasie i marzyłam o technikum plastycznym w Kielcach. Gdy mama na mnie nakrzyczała, wzięłam tę figurę i zrzuciłam ją z balkonu. I tak rozbiły się moje marzenia – mówi Ewa Bielecka.
Wyjaśnia, iż prowadzone przez nią szkolne zeszyty były pokazywane w klasie jako wzór.
– Kiedyś robiło się szlaczki i ja, gdy malowałam jabłuszka, to wyglądały „jak żywe”. Pani zawsze stawiała mnie za wzór – tłumaczy.
Jako młoda dziewczynka malowała też portrety. Namalowała kiedyś mamę, patrzącą przez okno.
– Naszkicowałam ją z profilu, tak, żeby mnie nie zauważyła. Obrazek schowałam pod ceratę. Niestety któregoś dnia, tato, opierając się o stół, odkrył moją tajną skrytkę. Mama była bardzo stanowcza w tym, abym nie malowała, abym nie zajmowała się sztuką. Potem wyjechałam do Włoch, aby zajmować się starszymi osobami. Tam, gdy miałam dwie godziny wolnego, kupiłam blok i zaczęłam malować farbami, na kolanie, bo nie miałam żadnego stoliczka. Pięknie to wychodziło. Zobaczyła to koleżanka córki babci, którą się zajmowałam i mówi: „Słuchaj Ewa przecież możesz to sprzedać”. Malowałam te obrazy nie na sprzedaż, ale żeby się odstresować, zrelaksować, odpocząć. Namówiła mnie jednak i poszłyśmy na targ. Wystarczyła chwila, aby obrazy zaczęły się sprzedawać. Ludzie proponowali mi 200 euro za jeden obraz. Kto by ich nie sprzedał za taką cenę – wyjaśnia.
Wtedy zaczęły się też obrazy na zamówienie. Koleżanki namawiały ją, żeby zostawiła pracę opiekunki, a zajęła się tylko obrazami. Gdy zajmowała się kolejną włoską rodziną – starszym małżeństwem, także i u nich malowała. Wówczas jeden z namalowanych przez nią obrazów zobaczył ksiądz, który przychodził co niedzielę do włoskich seniorów.
– Babcia mówi: „Proszę księdza mamy takiego anioła w domu, który pięknie maluje. Jest cudowna. Nie możemy bez niej żyć”. Przyszedł do mnie do kuchni i zobaczył Jezusa, którego namalowałam. Spytał czy mogę mu go podarować. Podarowałam. Zrobił z niego wielką kopię, którą powiesił w jednej z grot w Monte Sant’Angelo. Byłam bardzo dumna, iż mój obraz tam wisi. Upłynęły może ze dwa tygodnie. Przyjechała do mnie koleżanka do pracy, poszłyśmy zobaczyć grotę. Ja patrzę, a ten mój ksiądz wykonał jeszcze mnóstwo małych kopii, może ze 200 sztuk, które sprzedawał po 4 euro. Na pewno ktoś na świecie ma jeszcze ten obrazek – wspomina Ewa Bielecka.
Pracująć we Włoszech, zbierała też wszystko to, co wyrzuciło morze.
– Musiałam robić to wieczorami. Brałam to do lasu i tam chowałam. Biegłam po rower i wracałam do domu. Gdy babcia, którą się zajmowałam szła spać, siadałam i od 21.00 do 3.00 skrobałam to wszystko co zmurszało. Wiedziała, iż musi być w tych korzeniach, kawałkach drzew, ukryte piękno. Później przysyłałam je do Polski. Aby nie zostały uszkodzone podczas transportu, mówiłam kurierowi, iż jest tam „szkło dla męża.” Te morskie skarby, obrazy, to dla mnie jest całe życie. Teraz gdy jestem sama, nie mam nikogo, mam wszystko przygotowane do malowania, żeby jakoś przetrwać – podsumowuje.
Wernisaż prac Ewy Bieleckiej, to pomysł Eweliny Cieślikowskiej, radnej Rady Miejskiej w Ćmielowie i Koła Gospodyń Wiejskich „Piaskowe Babki” z Piasków Brzóstowskich.
– Pomysł narodził się w czasie odwiedzin naszej pani Ewy. Wtedy dowiedziałam się, iż pięknie rysuje, maluje obrazy, czyści korzenie, rzeźbi w drewnie. Pani Ewa jest mieszkanką Piasków Brzóstowskich, od około roku jest wdową, jej dzieci mieszkają daleko. Pomyślałam iż to taki fajny pomysł, aby zrobić coś dla niej, aby mogła się rozerwać, aby pobyła wśród nas, aby ktoś ją dostrzegł. Przy okazji mogłyśmy przygotować coś dla lokalnej społeczności, dla mieszkańców Piasków Brzóstowskich – wyjaśnia Ewelina Cieślikowska.
Sylwia Ziółkowska, prezes Koła Gospodyń Wiejskich w Piaskach Brzóstowskich dodaje, iż dotychczas nie znała prac Ewy Bieleckiej.
– Cieszę się, iż możemy pokazać je szerszej widowni. Te korzenie, które pani Ewa zebrała przez lata i dała im drugie życie, są naprawdę piękne. Szkice i rysunki też robią wrażenie. Myślę, iż wokół siebie mamy mnóstwo takich osób, które mają swoje talenty, swoje pasje i zainteresowania i chcą się nimi pochwalić – wyjaśnia Sylwia Ziółkowska.
Przyznaje, iż w organizacji tego typu wydarzeń sporym ułatwieniem jest nowa świetlica wiejska. Wcześniej było to niemożliwe.
Za świetną formę spędzania wolnego czasu i szansę na wspólną integrację mieszkańców, sobotni wernisaż, uważa Barbara Rogala, która od 2000 roku mieszka w Piaskach Brzóstowskich.
– To na pewno dla nas swego rodzaju nowość, ale myślę, iż bardzo trafiony pomysł. Nie wiedziałam, iż mamy tak zdolną mieszkankę. Warto organizować takie wydarzenia. Z jednej strony możemy się zintegrować, z drugiej poznać pasje ludzi, których mijamy często na ulicy, a o których talentach nie wiemy – mówi Barbara Rogala.
W sobotnim wernisażu uczestniczyła również Joanna Suska, burmistrz Ćmielowa.
– Wydarzeń kulturalnych na terenie naszej gminy nie brakuje. Takim centrum kultury jest każda przestrzeń na terenie każdej, najmniejszej choćby miejscowości. Cieszę się, iż pokazujemy naszych lokalnych artystów. Pani Ewa tworzy piękne portrety, piękne rzeźby. To zdolna artystka, cieszymy się, iż chciała się z nami podzielić swoim talentem. Tego wernisażu nie byłoby jednak, gdyby nie działania podjęte przez panią radną Ewelinę Cieślikowską i Koło Gospodyń Wiejskich w Piaskach Brzóstowskich. Podziękowania należą się również pani Krysi Wójcik, również mieszkance naszej gminy, która zadbała o oprawę muzyczną wydarzenia. Nasza gmina jest bogata w takie artystyczne perełki – podsumowuje Joanna Suska.
Fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info
Ewa Bielecka. Fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info
Ewa Bielecka. Fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info
Ewa Bielecka. Fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info