Innsbruck kontra Wiedeń – czekamy na decyzję 
Już w drugiej połowie sierpnia (a niektóre media twierdzą, iż dokładnie 20 sierpnia) telewizja austriacka ORF ma ogłosić miasto, w którym odbędzie się Eurowizja 2026. Do wybory ma tylko dwie opcje – stolicę kraju czyli Wiedeń (faworyt fanów) i stolicę Tyrolu czyli Innsbruck (uznawany za czarnego konia z powodu wielu podobieństw do oferty w stylu Bazylei). Z uwagi na podpisanie przez oba miasta umowy o poufności, nie ma w mediach austriackich przecieków czy spekulacji na temat tego, które miasto jest bliżej otrzymania tytułu gospodarza i mówi się o zaciętej walce i bardzo dobrze przygotowanych ekipach. Zdaje się jedynie, że EBU może bardziej skłaniać się ku Innsbruckowi, z kolei w samym Innsbrucku Eurowizja ma wielu politycznych przeciwników, którzy głośno nawołują o oddanie tego (wątpliwego ich zdaniem) zaszczytu Wiedniowi. Ba, pojawiają się choćby głosy wzywające telewizję ORF do wycofania się z Konkursu Piosenki Eurowizji co oczywiście nie jest w żaden sposób prawdopodobne.
Moda na bitwę miast 
Tak naprawdę od roku 2017 rywalizacja miast o tytuł gospodarza nabrała widowiskowego efektu i to przed Eurowizją w Ukrainie media i fani zaczęli intensywnie śledzić ten proces, zresztą sama telewizja ukraińska chętnie podsycała emocje, a miasta gwałtownie podłapały pomysł na promocję. Łącznie aż 10 miast wyraziło chęć organizacji konkursu po wygranej Jamali, ale do oficjalnego procesu przystąpiło ostatecznie sześć – wszystkie aplikacje były wspierane przez lokalne władze. 22 lipca 2016 Ukraińcy powiadomili, iż do „ścisłego finału” rywalizacji zakwalifikowano trzy oferty – Kijowa, Odessy i Dnipro. Lwów przegrał z powodu braku dachu nad proponowanym obiektem, Charków także musiałby zbyt mocno zainwestować w obiekt, a Chersoń był za mały. Chersoń i Charków to miasta, które w czasie wojny znalazły się w niezwykle trudnym położeniu. Chersoń był choćby na jakiś czas zajęty przez Rosjan, ale ostatecznie wyzwolony przez armię ukraińską. Charków do tej pory jest silnie bombardowany.
Ogłoszenie zwycięzcy wyścigu o Eurowizję było wielokrotnie przekładane przez telewizję publiczną co ostatecznie skłoniło władze Dnipro do wycofania oferty, tym samym Kijów miał już dość prostą drogę do zwycięstwa i tak się faktycznie stało. Do wiadomości publicznej decyzję podano 9 września, a Kijów miał ugościć konkurs na terenie Centrum Wystawowego, chociaż władze stolicy pierwotnie wykorzystały ten obiekt tylko jako zgłoszenie rezerwowe wobec Pałacu Sportu w centrum miasta.
Lizbona kontra reszta Portugalii 
Triumf Salvadora Sobrala sprawił, iż Portugalia po wielu dekadach w końcu otrzymała prawo do organizacji konkursu. Podekscytowane władze RTP gwałtownie oznajmiły, iż Eurowizja trafi do Lizbony, ale równie gwałtownie się z tego wycofały twierdząc, iż decyzja jeszcze nie jest podjęta. Sześć miast wyraziło chęć, a do procesu aplikacje wysłało pięć ekip. Były to miasta, które raczej nie są tak znane – Braga, Gondomar, Guimaraes i Santa Maria de Feira stanęły do walki z Lizboną, która była pewniakiem. Do walki nie przystąpiło Faro, a władze Porto stwierdziły, iż nie chcą za konkurs płacić, ale wspierały miasta z regionu. Już 25 lipca telewizja RTP podała, iż faktycznie Eurowizja trafi do stolicy, a niespodzianką nie było też to, iż w tej stolicy konkurs odbędzie się na terenie MEO Arena (kiedyś Altice Arena, Pavilhão Atlântico). Co ciekawe, zarówno w Sztokholmie, w Kijowie jak i w Lizbonie arena sąsiadowała z dużym centrum handlowym, co dla dziennikarzy w Centrum Prasowym było wybawieniem.
Izraelski bałagan 
Zupełnie inaczej było w Izraelu, gdzie cały proces aplikacyjny i organizacyjny został zmieszany z polityką z powodu niejasnego statusu Jerozolimy jako stolicy kraju, a także z warstwą finansową, która wywołała choćby ryzyko odebrania telewizji KAN prawa do organizacji show. Oskarżony teraz o zbrodnie przeciwko ludzkości, prezydent Beniamin Netanjahu upierał się przy Jerozolimie, natomiast gwałtownie pojawiły się głosy, że Jerozolimy na Eurowizję nie stać i iż to Tel-Awiw jest poważniejszą kandydaturą. Sam proces wyboru miasta ruszył dopiero pod koniec czerwca, a z powodu różnego rodzaju zawirowań jakie telewizja izraelska i EBU miały po drodze, dopiero pod koniec sierpnia przedstawiciele EBU odwiedzili cztery proponowane miasta.
gwałtownie odrzucono hangary oferowane przez Eljat, z rywalizacji wypadła też Hajfa, której obiekt nie miał dachu. Na polu bitwy pozostały już tylko Jerozolima i Tel-Awiw – to pierwsze miasto oferowało halę widowiskowo-sportową, a drugie pawilony wystawowe. Ostatecznie wskazano Tel-Awiw, a Eurowizja odbyła się nieco na peryferiach centrum miasta w obiekcie stosunkowo niewielkim, zwłaszcza w porównaniu do Lizbony. Expo Tel-Awiw charakteryzowało się też stosunkowo słabym skomunikowaniem z resztą miasta, stąd w dość intensywnym użyciu były shuttle busy.
Rotterdam dostał drugą szansę 
Przed Eurowizją 2020 zainteresowanych miast w Holandii było aż dziewięć, jednak ostatecznie oficjalnie zgłosiło się pięć. Z powodu braku dostępnych obiektów zrezygnować musiał Amsterdam, ale o Eurowizję przez cały czas walczyła stolica administracyjna – Haga. Miasto Arnhem przygotowało wspólną aplikację z Nijmegen i regionem Veluwe, z kolei kandydatura miasta ‚s-Hertogenbosch wspierana była przez Bredę, Eindhoven, Tilburg i Helmond. Walczył też Utrecht, jednak nie miał zbyt wielkich szans. Ostatecznie telewizja NPO na short-listę wpisała dwóch kandydatów – Rotterdam zmierzył się ze znacznie mniejszym Maastricht, które jednak przygotowało ambitny i pełen entuzjazmu plan wspierany przez wielu celebrytów. Wiemy, iż Maastricht miał jednak problemy z obiektem, a władze nie podpisały jednego z ostatnich ważnych kontraktów między miastem a organizatorami, co sprawiło, że 30 sierpnia miastem-gospodarzem ogłoszono Rotterdam i arenę Ahoy, gdzie kiedyś odbywał się Junior.
Przygotowania ruszyły pełną parą, jednak 18 marca EBU ogłosiło anulację konkursu z powodu pandemii. Władze miasta gwałtownie zgłosiły, iż jeżeli mają być gospodarzem ESC w 2021 roku, potrzebują dodatkowego budżetu, a EBU dało Holendrom czas do końca kwietnia by zdecydować o finansach. Gdyby się nie udało i Rotterdam odmówiłby organizacji, NPO miało w ciągu pół miesiąca znaleźć alternatywę. EBU chciało ogłosić gospodarza podczas programu „Eurovision: Shine a Light” – tak też się stało. Ogłoszono Rotterdam.
17 kandydatów we Włoszech 
Prawdziwy cyrk organizacyjny zgotowały nam Włochy i to już od samego początku. Telewizja RAI podała, iż aż 17 miast i miasteczek jawnie wyraziło chęć organizacji Eurowizji, często bez żadnego pomyślunku i koncepcji. W wielu przypadkach aplikacje gwałtownie przepadały, bo proponowane obiekty nie miały zadaszenia lub były za małe albo za stare, pomijając już kwestię nieodpowiedniej bazy noclegowej czy braku międzynarodowego lotniska. Na wstępnym etapie odpadły więc pełne chęci Genua, Alessandria, Palazzolo Acreide na Sycylii czy Rzym jako stolica kraju. Następnie szanse na Eurowizję utraciły m.in. Florencja, Matera (która chciała Eurowizję robić niemal w jaskini) czy Triest. Do ścisłego finału przeszło aż pięciu kandydatów – Turyn, Bolonia, Mediolan, Pesaro oraz Rimini. Niektóre kandydatury wspierane były przez odpowiednie regiony. Faworytami byli Mediolan i Turyn, które znajdują się relatywnie blisko siebie. Ogłoszenie miało nastąpić pod koniec sierpnia, ale przesunęło się o parę tygodni gdyż RAI chciało zapewnić sobie czas na transparentność i prezycję. Ostatecznie Turyn został ogłoszony gospodarzem dopiero 8 października 2021 roku.
Po co to zamieszanie?
Zdaje się, iż walka miast (mniej lub bardziej oficjalna) będzie nam towarzyszyć w okresie poeurowizyjnym już co roku, gdyż z pewnością jest to temat interesujący dla lokalnych mediów z uwagi na kwestie finansowania, ale nie tylko. Wielu polityków, na szczeblu lokalnym czy krajowym lubi wypowiadać się wtedy o Eurowizji, a miasta chętnie dzielą się swoimi planami i pomysłami, często oryginalnymi i niemożliwymi do zrealizowania, na co zaawansowani obserwatorzy konkursu patrzą po prostu z przymrużeniem oka. Dzięki deklaracjom, wywiadom, projektom wielu fanów Eurowizji może poznać kolejne miasta danego kraju poprzez czytanie i słuchanie o ambitnych marzeniach o organizacji konkursu. Każda promocja jest dobra, a pojawianie się w mediach bez konieczności płacenia za publikację zawsze się opłaca i przynosi zyski. Bez względu na ostateczną decyzję nadawcy.
Źródło: Wikipedia, ORF, inf. własne, fot.: Lizbona, M. Błażewicz 2018