Hiszpania na wojennej ścieżce z EBU
Eurowizja znów zakończyła się kontrowersjami, które ciągną się od finału i zataczają coraz szersze kręgi. Powód jest taki sam jak rok temu – udział Izraela w konkursie, jego wysokie miejsce zdobyte głównie głosami tele-widzów i podejrzenia o manipulację głosowaniem w wielu krajach przy pomocy rządowych pieniędzy na ogromną skalę. Pierwsza sytuację skrytykowała telewizja RTVE z Hiszpanii, która jeszcze przed konkursem zwróciła uwagę na to, iż Izrael nie powinien uczestniczyć w konkursie, a Europejska Unia Nadawców powinna rozpocząć ogólnoeuropejską dyskusję na temat przyszłości tego kraju w ESC. Zgodnie ze swoimi założeniami RTVE zezwoliła lokalnemu komentatorowi półfinału na powiedzenie parę słów dotyczących tragicznej sytuacji w Strefie Gazy podczas pocztówki Izraela. Europejska Unia Nadawców zagroziła, iż jeżeli sytuacja powtórzy się w finale, RTVE może zostać objęte sankcjami lub karą finansową. Hiszpanie się jednak nie przestraszyli o przed występem Izraela wyświetlili napis „W obliczu praw człowieka milczenie nie jest opcją. Pokój i sprawiedliwość dla Palestyny”. Lokalni eksperci twierdzą, iż taka strategia RTVE mogła jeszcze bardziej podjudzić osoby głosujące na Izrael i w efekcie Hiszpania przekazała najwyższą notę właśnie piosence „New Day Will Rise”. „Nie sposób stwierdzić, jakie rezultaty zostałyby osiągnięte, gdyby hiszpańska telewizja publiczna podjęła inne decyzje lub nie złożyła pewnych oświadczeń” – komentuje dziennik „La Razon”.
Jeden z dziennikarzy sądzi, że na patologię televotingu wpływ ma możliwość głosowania aż 20 razy z jednego numeru telefonu. „Fakt, iż Izrael osiągnął najwyższy wynik w wielu krajach, odzwierciedla, jak bardzo ten system może przynieść korzyści tym, którzy mają dobrze zorganizowaną strategię angażowania obywateli” – twierdzi. Inny ekspert, Alfredo Semprun nie ma wątpliwości, iż masowe głosowanie na Izrael z Hiszpanii to efekt chęci zdenerwowania premiera Hiszpanii – Pedro Sancheza. „Zaangażowanie Hiszpanii na rzecz praw człowieka musi być stałe i konsekwentne. Tak powinno być również w Europie. jeżeli Rosja została zobowiązana do nieuczestniczenia w Eurowizji po inwazji na Ukrainę, to Izrael również nie powinien” – napisał na portalu X polityk, który wcześniej w podobnym tonie wypowiadał się na konferencji prasowej w Madrycie. Hiszpania to kraj, który już drugi rok z rzędu przekazał 12 punktów Izraelowi w głosowaniu widzów, chociaż wcześniej nie był sojusznikiem tego kraju, a diaspora nie miała silnego wpływu na wynik. Na osiem edycji (2016-2025) Hiszpania tylko czterokrotnie przydzieliła Izraelowi jakiekolwiek punkty, w tym dwunastki w 2018 (wtedy Izrael wygrał) oraz w 2024 i 2025 roku. Teraz RTVE domaga się audytu televotingu podając, iż łączna frekwencja w finale zdecydowanie przekraczała normy z poprzednich lat co świadczy o masowym głosowaniu.
Belgowie chcą zmian i grożą wycofaniem
W podobnej sytuacji jest Belgia. Flamandzka partia socjalistyczna Vooruit wzywa flamandzkiego nadawcę publicznego VRT do wszczęcia dochodzenia w sprawie systemu głosowania. Fakt, iż reprezentantka Izraela otrzymała od belgijskiej publiczności 12 punktów, podczas gdy jury złożone z ekspertów nie przyznało jej nic, nasuwa podejrzenie manipulacji, podobnej do tej w Hiszpanii. Jedna z parlamentarzystek, Katia Segers de Vooruit, uważa, że system, w którym można oddać aż 20 głosów zachęca do manipulacji. Belgijscy politycy chcą nie tylko audytu televotingu, ale też oczekują od stacji VRT by przewodziła dyskusji na temat dalszego udziału Izraela w Eurowizji. Rzeczniczka stacji, Yasmine Van der Borght, podkreśla, iż Belgom nie zależy na zawnioskowaniu wyniku Eurowizji (Red Sebastian nie dostał się do finału), ale martwią się, iż konkurs staje się coraz bardziej polityczny, a televoting nie odzwierciedla prawdziwego gustu widzów i słuchaczy. Nadawca grozi, że bez dokładnego zbadania sprawy i organizacji Eurowizji zgodnie z wartościami telewizji, udział Belgii może być zagrożony. To jednak nie VRT, a RTBF jest odpowiedzialne za start Belgii w 2026 roku. Frankofońska stacja stoi murem za VRT. „W obliczu trwających debat dotyczących systemu głosowania RTBF popiera potrzebę zapewnienia najwyższego poziomu przejrzystości. Jesteśmy gotowi do pracy i, jeżeli to konieczne, do dostosowania się do usprawnień i dostosowań do warunków konkursu” – informuje rzeczniczka stacji.
Ogromne zasięgi izraelskich reklam
Telewizja RTBF szczegółowo opisuje śledztwo, którego efektem było odkrycie, że rządowa agencja Izraela sponsorowała reklamy i akcje promocyjne zachęcające do głosowania na Izrael. „Śledztwo przeprowadzone przez Eurovision Spotlight Network ujawniło, iż izraelska agencja rządowa prowadziła w mediach społecznościowych reklamy skierowane do odbiorców w krajach uczestniczących i zachęcające ich do głosowania na Izrael w Konkursie Piosenki Eurowizji 2025. Agencja udostępniła także instrukcje online, dzięki którym obywatele mogą głosować do 20 razy na przedstawiciela swojego kraju” – czytamy. Na specjalnym koncie YouTube @Vote4NewDayWillRise opublikowano 89 filmików przygotowanych pod reklamy. Ich łączna oglądalność w dniach 6-16 maja wyniosła ponad 8,3 miliona.
„16 maja, dzień przed finałem, kanał opublikował 73 filmy skierowane do 35 krajów, zachęcając w nich do głosowania na Izrael i przypominając o oddaniu głosu na #04, z informacją w języku angielskim „możesz głosować maksymalnie 20 razy” . Filmik skierowany do francuskojęzycznej Belgii, umieszczony na YouTube, został obejrzany 120 000 razy” – podaje RTBF dodając, iż chociaż kanał oficjalnie nie był powiązany z rządem Izraela, to jednak odpowiednia analiza wykazała, iż sponsorem całego projektu były władze kraju. Eurovision Spotlight Network zwraca uwagę, iż filmy reklamowe były szeroko udostępniane na wszystkich platformach social media przez ambasady i organizacje izraelskie. „Zasady Konkursu Piosenki Eurowizji wyraźnie stanowią, iż konkurs „ jest wydarzeniem apolitycznym ” i iż wszyscy uczestniczący nadawcy są zobowiązani do podjęcia środków zapobiegających upolitycznieniu lub „instrumentalizacji” konkursu” – przypomina nadawca.
Inni też tak robią, ale rządy tego nie sponsorują
Eurovision Spotlight Network zwraca uwagę, że w całej akcji promocyjnej pomijana była telewizja KAN, która była faktycznym uczestnikiem Eurowizji. Świadczyć to może o tym, iż sponsorowanie reklam odbywało się bez wiedzy telewizji. Przypomniano również, iż samo korzystanie z reklam nie jest zakazane i inne kraje również z tego czerpały. Wymienia się tu m.in. posty sponsorowane Malty, Grecji, Albanii, Polski, Armenii i Francji. Z kolei we Włoszech na ulicach miast pojawiły się plakaty zachęcające do głosowania na Estonię i hit „Espresso Macchiato”. Wpływ reklam dotyczących innych państw był jednak niewielki – Malta, Armenia czy Francja nie osiągnęły sukcesu w głosowaniu widzów, a Grecja, Polska czy Albania zyskały sporo punktów dzięki wsparciu diaspory, która i tak by głosowała. Działania Izraela są nie tylko opłacane przez rząd (czego żaden inny reprezentant nie robi), ale też są nastawione na potężną skalę, której nie da się pokonać i przebić bez ogromnego finansowania. Do sprawy odniósł się sam Red Sebastian: „Szkoda, iż Konkurs Piosenki Eurowizji kręci się wokół polityki. Tak było kiedyś, ale naprawdę skonfrontowałem się z faktami. To powinien być festiwal. Była świetna atmosfera wśród wszystkich uczestników, wszyscy się wspierali. Czułem tam dużo miłości, ale niestety jest ona przyćmiona przez politykę i pieniądze” – przyznał. Telewizja VRT opublikowała dane o frekwencji w głosowaniu, która pokazuje, iż w tym roku była ona w Belgii rekordowa, co ma się nijak do informacji, iż finał Eurowizji zanotował…najsłabszą oglądalność od ponad dziesięciu lat.
Islandczycy nie wiedzą jak głosowali, Włosi podają wyniki
W sprawę zaangażowała się też telewizja islandzka RUV, która z kolei w televotingu przekazała 12 punktów Polsce, co jest zrozumiałe – Polacy stanowią tam najsilniejszą mniejszość. Okazało się, że nadawca nie ma dostępu do szczegółowych danych o tym jak głosowali Islandczycy. „Głosowanie telefoniczne leży całkowicie w gestii Europejskiej Unii Nadawców, która prowadzi negocjacje z firmami telekomunikacyjnymi w poszczególnych krajach w sprawie jego wdrożenia, dlatego też nie mamy dostępu do żadnych informacji poza tymi, które zostały już upublicznione na tym etapie” – tłumaczy dyrektor stacji. Telewizja islandzka jest od lat wplątana w konflikt izraelsko-palestyński. Jej reprezentanci z 2019 roku pokazali flagę Palestyny w Green Roomie, a w 2024 roku do udziału w selekcjach zaproszono palestyńskiego wykonawcę, przez co na chwilę Islandia była choćby faworytem do wygrania Eurowizji. Najprawdopodobniej silna akcja agencji izraelskiej wykupującej karty SIM w tym kraju spowodowała, iż ostatecznie w finale selekcji wygrała Hera Bjork.
O ile Islandczycy nie posiadają danych o televotingu, nieco więcej informacji ma telewizja RAI, która rok temu poprzez błąd techniczny jako pierwsza wywołała wśród obserwatorów podejrzenia o manipulację głosowaniem przez Izrael. Teraz stacja opublikowała procentowy udział w televotingu dla wszystkich kraju. W pierwszym półfinale ponad połowę głosów oddano na włoski utwór „Tutta Italia” reprezentujący San Marino, a Justyna Steczkowska zdobyła 8. miejsce i 2,61% głosów. W finale Włosi mogli głosować na Izrael, który zdobył aż 11,44% głosów i został pokonany tylko przez hit Gabry’ego Ponte oraz diasporę albańską. „Gaja” utrzymała ósmą pozycję – zebrała 2,15% głosów.
Holendrzy też chcą dołączyć, EBU reaguje
Do debaty o televotingu chce przystąpić też telewizja holenderska, która rok temu była głównym poszkodowanym przez działania EBU, a reprezentant Joost Klein został niesłusznie zdyskwalifikowany przed finałem. Holendrzy podjęli później długie rozmowy z EBU, które zakończyły się porozumieniem, co w efekcie dało udział Holandii w 2025 i potwierdzenie startu w 2026. „Udział Izraela stawia nas przed pytaniem, w jakim stopniu Konkurs Piosenki Eurowizji przez cały czas funkcjonuje jako wydarzenie apolityczne, jednoczące i kulturalne” – czytamy w oficjalnym oświadczeniu AVROTROS i NPO. Na apele nadawców odpowiedziało już EBU zapowiadając „szeroką dyskusję„, ale jednocześnie twierdząc, że televoting Eurowizji opiera się o najnowocześniejszy system na świecie i nie ma tam mowy o żadnych pomyłkach czy manipulacji, gdyż cały proces jest kontrolowany przez niezależną firmę. „Wyniki każdego kraju są sprawdzane i weryfikowane przez ogromny zespół ludzi, aby wykluczyć jakiekolwiek podejrzane lub nietypowe wzorce głosowania” – twierdzi dyrektor Eurowizji w oświadczeniu. Martin Green dał się już poznać jako osoba niezwykle wyszkolona do odpowiadania na trudne pytania jednak jego wyuczone odpowiedzi nie dawały pola do dalszej dyskusji wywołując wrażenie braku otwarcia na argumenty drugiej strony. Takie wrażenie wywarł też podczas briefingów medialnych w Centrum Prasowym.
Czy TVP dołączy do dyskusji?
Rok temu o nieprawidłowościach w głosowaniu na Izrael głośno mówiła stacja RTV SLO ze Słowenii, która dziwiła się, iż Eden Golan uzyskała od Słoweńców aż 10 punktów mimo braku hitowego utworu i stosunkowo niewielkiej społeczności izraelskiej w tym kraju. Co ciekawe, pomimo braku państw b. Jugosławii w finale Izrael uzyskał w tym roku jedynie 6 punktów ze Słowenii. RTV SLO prawdopodobnie dołączy do dyskusji o televotingu, a spodziewać się należy, iż w rozmowach wezmą też udział Irlandczycy z RTE i Finowie z YLE. Czy Polska również będzie tam obecna? Televoting w Polsce nie przydzielił ani jednego punktu Izraelowi, co stawia nas w zupełnej opozycji do reszty Europy. Mówi się, iż wynika to z konieczności rejestrowania kart SIM poprzez dokument tożsamości, jednak nie jest to prawda, gdyż w innych krajach również tego typu wymogi są stawiane. Nie wydaje się, by nasze głosowanie zostało zmanipulowane, ale TVP powinna aktywnie wziąć udział w dyskusji, gdyż działania Izraela odbierają nam punkty, które moglibyśmy otrzymać chociażby od krajów, które zwykle głosują na Polskę, a teraz jednak „postawiły” na Izrael. Fani Eurowizji są sceptyczni i nie wierzą w to, iż rozmowy z EBU cokolwiek dadzą. Pojawiają się głosy, iż bez widocznego sprzeciwu i radykalnych kroków nic nie zostanie osiągnięte. Przez radykalne kroki rozumie się bojkot Eurowizji i masowe rezygnacje z udziału w 70. (czyli jubileuszowej) Eurowizji organizowanej przez Austrię. Czy którykolwiek kraj się na to zdecyduje?
Izraelczycy triumfują, Niemcy ich wspierają?
Jak wygląda sytuacja po drugiej stronie barykady? Izraelskie media cieszą się z drugiego miejsca Yuval Raphael i uznają ją za zwyciężczynię Eurowizji. Liczne portale zwracają uwagę na ogromną mobilizację społeczności izraelskiej, która pozwoliła osiągnąć tak wielki sukces w televotingu. Pojawiły się choćby głosy, iż tego typu mobilizacja powinna pojawiać się nie tylko w kontekście konkursu muzycznego, ale też w innych miejscach gdzie Izraelczycy są krytykowani, np. w social mediach. Portal Jerusalem Post zwraca uwagę, że EBU broni systemu televoting i jego wyników, tym samym stoi po stronie Izraela.
Oliwy do ognia dodała publikacja informacji, jakoby telewizja niemiecka ARD miała zagrozić EBU wycofaniem się z Eurowizji o ile Izrael zostanie z niej wykluczony. Sensacyjną wiadomość podała turecka strona Cumhuriyet. Nie wiemy, czy jest prawdziwa, ale jeżeli tak (co jest prawdopodobne) EBU znajdzie się między młotem a kowadłem. Niemcy to kraj Big5, czyli nadawca który najwięcej płaci na organizację Eurowizji oraz dostarcza konkursowi najwyższą oglądalność. W tym roku finał zebrał tam ponad 9 milionów widzów, najwięcej od 2016 roku. Poświęcenie Niemiec na rzecz wykluczenia Izraela zgodnie z apelem wielu innych nadawców może być działaniem nie do wykonania przez EBU.
Czy mamy realną szansę na zmiany?
Co dalej? Nie wiemy, bo z pewnością jakiekolwiek dyskusje między organizatorami Eurowizji a nadawcami będą się odbywały za zamkniętymi drzwiami. Fani nie są optymistycznie nastawieni i liczą na drastyczne kroki i szereg rezygnacji, co jednak może nie nastąpić tak samo, jak nie wydarzyło się w 2024 roku. Nadzieja tli się w oczekiwanym zakończeniu kontraktu sponsorskiego z izraelską firmą kosmetyczną przed Eurowizją 2026, jednak nie wiadomo czy to faktycznie prawda i jaka inna firma (i z jakiego kraju) przejmie rolę sponsora tytularnego. Z informacji podanych w szwedzkich mediach wynika, iż na wiosnę 2024 roku swoją kadencję na stanowisku Executive Supervisor ma zakończyć nielubiany Martin Osterdahl. W tym przypadku też nie wiadomo, kto go zastąpi i czy cokolwiek to zmieni. Sama postawa dyrektora Eurowizji – Martina Greena – także nie napawa optymizmem. Zdaje się, iż do jubileuszowej Eurowizji w Austrii wielu nadawców przystąpi w złej atmosferze, a fani znów będą drżeć o to, czy Izrael nie wygra konkursu. Jak to wpłynie na zainteresowanie artystów udziałem w preselekcjach i poziom muzyczny konkursu? Można się tylko domyślać.
Źródło: El Pais, La Razon, RTVE, VRT, RTBF, AVROTROS/NPO, Visir.is, Eurovoix, Eurovisionfun.com, inf. własne, fot.: M. Błażewicz 2025