Jeszcze dekadę temu relacje polsko-litewskie nie układały się najlepiej. Gdy jasne było, iż Litwę na Eurowizji reprezentować będzie litewska Polka, wśród odbiorców pojawiły się choćby porównania do „polskiej okupacji”, działalności agenturalnej. Co więcej, kontrowersje lepiły się zarówno nazwiska, jak i sukienki. Jednak sukces łagodzi obyczaje — gdy reprezentantka Litwy trafiła do finału Eurowizji, delikwenci przebrali się za gorliwych fanów i przyjaciół polskiej społeczności w kraju.
#CoSięMówi To cykl felietonów, w którym koncentrujemy się na postrzeganiu Eurowizji w poszczególnych krajach Europy. Nie brakuje również tematów o charakterze społecznym, na które Konkurs wywarł znaczący wpływ i doprowadził do szerszej debaty na forum publicznym. Artykuły powstają przy współpracy z członkami OGAE różnych krajów, a także miłośnikami Eurowizji, którzy na co dzień mieszkają w omawianych państwach, bądź są z nimi silnie związani.
Eurowizja 2011: Litwa wysyła Ewelinę Saszenko
Ciepły utwór w języku francuskim, angielskim i migowym (sic!). Dość spokojny, ale wysoce profesjonalny występ ukrócił narzekanie na utwór, strój, talię, głos, a choćby na nazwisko i narodowość. Ewelina Saszenko, Polka z Litwy, swoim występem w 2011 r. w Düsseldorfie zapisała się złotymi zgłoskami w historii konkursu Eurowizji.
Jako Polka z Litwy jeszcze przed finałem była obecna również w polskich mediach. Mimo serdecznego odbioru zarówno w Wilnie, jak i Warszawie, droga do konkursu prowadziła przez skomplikowaną rzeczywistość. Na Litwie panowały antypolskie nastroje, charyzmatyczna Polka mogła więc dla niektórych być drzazgą w oku.
Litwini nie słynęli wtedy z imponujących występów. Przypominamy, to było na długo przed The Roop i Silvestrem Beltem (Silvestras Beltė). Litwa operowała raczej poczuciem humoru rozumianym na swój własny sposób (jak ściągający gacie InCulto czy śpiewający w kółko „We are the winners of Eurovision” LT United). Tym razem ojczyzna Mickiewicza postawiła bardziej na kunszt niż groteskę — wysłała wysokiej klasy sopranistkę z francusko-angielsko-migowym utworem „C’est ma vie”.
Nim porozmawiamy o występie — pewne rzeczy trzeba zrozumieć
Był rok 2011, jeszcze przed aneksją Krymu przez Rosję w 2014 roku. Rosyjska napaść na Ukrainę stanowiła kamień milowy w relacjach polsko-litewskich. To wtedy Litwini zobaczyli, iż to nie Polska zburzy międzynarodowy porządek, tylko Rosja.
Kiedy Saszenko przecierała swój szlak na Eurowizję, Litwa postrzegała Polaków jako antypaństwowców, mącicieli, spolonizowanych Litwinów. Z kolei w 2014 roku litewscy Polacy zaczęli stawać się bramą do relacji z Polską jako sąsiadem z silnym wojskiem i przede wszystkim partnerem, który może zapewnić bezpieczeństwo.
To oczywiście duże uproszczenie, ale na wchodzenie w szczegóły nie ma tu miejsca. Jest to jednak ważne dla zrozumienia, dlaczego problemem mogły być choćby tak banalne sprawy, jak nazwisko czy konkursowa sukienka.
Litewska Polka w Düsseldorfie po francusku, angielsku i na migi
Ewelina Saszenko, pochodząca z umuzykalnionej rodziny, studiowała wówczas na Litewskiej Akademii Muzycznej. Choć społeczność Polaków na Litwie żyła informacją o przygotowywanych zmianach w szkolnictwie — miały one bowiem ograniczyć możliwości nauczania w języku polskim i zrównać egzamin z języka litewskiego dla Polaków i Litwinów — wieść, iż Litwę na Eurowizji będzie reprezentowała Polka została przyjęta jako tryumf społeczności w „trudnych czasach”.
W wywiadach artystka przyznawała, iż sukces zawdzięcza polskiej społeczności na Litwie, wśród której jest bardzo popularna. Co oczywiście nie oznacza, iż nie była znana wśród litewskiej publiczności. Wystąpiła chociażby w programie „Arka triumfu” w państwowej telewizji LRT. Stopniowo budowała swoją pozycję w litewskim showbiznesie aż w końcu została pierwszą Polką, której udało się wygrać litewskie eliminacje na Eurowizję. Było to jej drugie podejście w ogóle. Pokonawszy 13 konkurentów i zdobywszy uznanie jury oraz widzów, otworzyła drogę do Düsseldorfu, a przede wszystkim — na okładki prasy całej Litwy.
Litwa na Eurowizji z polskim sponsorem?
To był jednak początek żmudnej drogi. Po krajowych eliminacjach, ale jeszcze przed konkursem w Niemczech, artystka pomimo licznych starań nie mogła znaleźć sponsorów w kraju. Wsparcie zaoferowała firma z Polski, która podpisała z nią roczną umowę. Spółka Aktio sfinansowała wydanie płyty (która również była kontrowersyjna, o czym opowiem później) oraz zadbała o sceniczny wizerunek na Eurowizji. Suknia Eweliny, w kolorze kości słoniowej, została uszyta w Polsce. Naturalnie, wywoływało to lawinę komentarzy, ale wydźwięk był dość przykry: „Oto Polka, która będzie rozsławiała Litwę, nie może we własnym kraju znaleźć sponsora, który zafunduje konkursową sukienkę”.
„Nie jest tajemnicą, iż jestem Polką, gdzie jeszcze miałam szukać pomocy, jak nie w Polsce?” — mówiła Ewelina Saszenko, odpowiadając dziennikarzom na pytania o polskiego sponsora.
Ewelina Saszenko, czy może jednak… Sašenko?
Pewne kontrowersje wzbudziła także kwestia… Nazwiska! Polacy na Litwie, inaczej niż Litwini w Polsce, nie mają prawnej możliwości zapisu nazwiska w formie oryginalnej, czyli polskiej. To znaczy, iż Ewelina Saszenko w dokumentach widnieje jako Evelina Sašenko (bądź widniała, ponieważ od 2022 r. Litwa zezwala na częściowy zapis fonetyczny wg zasad języka mniejszości narodowych, ale wciąż bez znaków diakrytycznych).
Gdy Saszenko udzieliła wywiadu polskiej prasie – nie tylko tej na Litwie, ale i w Polsce, a swoją płytę podpisała po polsku – nie umknęło to uwadze litewskich mediów. W sprawę zaangażowali się choćby komentatorzy polityczni (znowuż — sic!). Media litewskie alarmowały: „Dziennikarze dotarli do płyty Eweliny Saszenko, na której nazwisko piosenkarki jest zapisane wyłącznie po polsku!”. Urządzono całe śledztwo, jaka mogła być tego przyczyna. Dopatrzono się nawet, iż kompozytor jednego z utworów na płycie i jednocześnie współautor jej konkursowej propozycji, Pauliaus Zdanavičius, był zapisany po litewsku, więc polski zapis nie wynikał z braku litewskiego kroju pisma.
Byli też apologeci
Jednak nie brakowało także obrońców. Žilvinas Pekarskas, komentator jednego z najpopularniejszych portali w krajach bałtyckich, delfi.lt, wręcz łajał swoich rodaków, Litwinów, za to, iż „Nie doceniają profesjonalnej polsko-litewskiej piosenkarki, która godnie reprezentuje wszystkich obywateli”. Jakby tego było mało, w nagłówku zapisał jej imię i nazwisko w wersji litewskiej, a w nawiasie w wersji polskiej. Zauważył, iż jej obecność w polskim dyskursie to praktycznie darmowa reklama, za którą normalnie należałoby płacić ogromne pieniądze. Podkreślał, iż oto zagłosują na nią polscy widzowie i Litwa ma większe szanse na sukces. Do tego podkreślał jej urok sceniczny.
„Czy mieliśmy kiedyś uczestnika Eurowizji, który tak pięknie się uśmiechał? Mieliśmy jednego z pamiętnym kapeluszem czy szortami… Ale to nic nie dało. Ciepły uśmiech Eweliny i jej język migowy (choć pospieszny) mówią światu, iż Ewelina reprezentuje kraj ciepłych, szczerych ludzi. Czy może być lepsza reklama dla Litwy?” — wychwalał przekaz niesiony przez Saszenko Pekarskas. Swój komentarz zakończył prowokacyjną sugestią: „Dzięki Ewelinie, możemy do finału kroczyć z wysoko podniesioną głową (…) i powiedzieć Polakom »dziękuję«” (zapisane po polsku — przyp. red.).
Jakby mało było podpisywania płyt po polsku, litewska reprezentantka zapowiadała, iż będzie zapisana na Eurowizji również w tym języku — z w i sz. Tak się jednak nie stało. Kierownik delegacji litewskiej rozwiał wątpliwości mówiąc, że: „Nie ma problemów technicznych, aby zapisać ją po litewsku”. Ten temat po konkursie jednak już nie powracał. Za to powracały pochwały dla poziomu Eweliny.
„Wydarzył się cud!”
Ewelina Saszenko z powodzeniem wystąpiła w półfinale Eurowizji, gdzie utwór „C’est ma vie” wzbudził zainteresowanie zarówno widzów, jak i komentatorów. Warto odnotować, iż wokalistka zajęła pierwsze miejsce w głosowaniu jurorów, co uplasowało Litwę w sumie na piątej lokacie w klasyfikacji półfinałowej. Po wyczytaniu Litwy w gronie finalistów, na Placu Ratuszowym w Wilnie wybuchła euforia. W niebo puszczono białe balony, a media ogarnęła radość:„Litwa w finale Eurowizji!”. Niektórzy porównywali tę euforia do świętowań sukcesów litewskiej koszykówki, która to na Litwie bywa nazywana drugą religią. Jej występ finałowy obejrzało tysiące mieszkańców Litwy, a w centrum stolicy zgromadziła się liczna publiczność, aby kibicować i wspólnie obejrzeć sobotnie widowisko.
Portal delfi.lt pisał wprost: „Wydarzył się cud (…). Pesymistycznie oceniana piosenkarka utarła nosa wszystkim niedowiarkom i zaprezentuje się w sobotę, 14 maja”.
Kurier Wileński, Polski dziennik na Litwie, komentował w podobnym duchu: „Ewelina w finale Eurowizji! Ewelina Saszenko utarła nosa wszystkim, którzy nie wierzyli w jej sukces i awansowała do finału 56. konkursu piosenki”.
Portal lrytas.lt z kolei zwrócił uwagę na wcześniej budzącą kontrowersje stylizację: „Sukienkę piosenkarce uszyła stylistka z Polski, Monika Idzikowska, która po pierwszym występie Saszenko postanowiła, iż trzeba ją udoskonalić”.
Eurowizja: Jak rozkochać przeciwników? Odnieść sukces
Gdy Ewelina awansowała się do finału, czar został zdjęty — jej szanse w oczach widzów zaczęły rosnąć, a kwestie narodowościowe przestały pojawiać się w nieprzychylnych komentarzach. Już teraz zwyczajnie nie wypadało. Z kolei sama zainteresowana, zaraz po awansie do finału zapytana o to, co ma do powiedzenia tym, którzy w nią wątpili, odpowiedziała wymownie, iż „mają za swoje”.
Już jakiś czas po konkursie artystka wypowiedziała się na temat kwestii swojej narodowości w telewizji LNK w Trokach, nieformalnej stolicy Tatarów i Karaimów na Litwie: „Nie wstydzę się swojej narodowości. Zawsze mówiłam, iż jestem Polką, ale nie mogę wciąż zrozumieć, dlaczego ludzie reagują ze złością. Wy Litwini, my Polacy. Są Rosjanie, Francuzi. Przecież siedzimy w karaimskiej kibiniarni, jemy kibiny… (kibiny — tatarsko-karaimskie pierożki, najczęściej z baraniną — przyp. red.) Nie rozumiem tego oburzenia. jeżeli jestem Polką, to nie jestem człowiekiem?”.
Asertywność tak. Rozzuchwalenie — nie
Jednak nie można powiedzieć, iż Ewelina Saszenko prezentowała postawę konfrontacyjną czy też butną. Wręcz przeciwnie — występowała w litewskich programach, chętnie wypowiadała się na publiczne tematy, uczestniczyła w akcjach społecznych, zachowywała medialną skromność. Była w pełni profesjonalna. Zresztą, tą samą postawą kierowała się również przed samym finałem. „Naturalnie, odczuwam tremę, ale umiem sobie z nią poradzić” — mówiła.
Piosenkarka występem w Niemczech ugruntowała swoją pozycję na Litwie oraz zapewniła rozpoznawalność w Polsce. Dziś Saszenko współpracuje z TVP Wilno, wileńską redakcją polskiej telewizji. Jest nieodłącznym elementem litewskiej estrady, razem z inną piosenkarką narodowości polskiej, Katarzyną Niemyćko-Zvonkuvienė. Regularnie występuje na scenie, a także pojawia się w polskiej i litewskiej prasie. w tej chwili relacje polsko-litewskie również są całkiem inne — choć tutaj trzeba wyróżnić relacje Litwy ze swoimi obywatelami polskiej narodowości, a relacje Litwy z Polską jako państwem, bo to dwie różne rzeczy. Jednak niewątpliwie swoje zasługi w tej zmianie na lepsze ma „Słowik Wileńszczyzny”, Ewelina Saszenko.
O autorze:
Polak na Litwie, dziennikarz z konieczności przekutej w pasję. Piszę o relacjach międzypaństwowych i spektrach tożsamości narodowych. W moich zainteresowaniach szczególne miejsce zajmuje Litwa, Polska, relacje polsko-litewskie i sos algierski. Do moich hobby należy łajanie rodaków za nieznajomość historii swojego języka, chwalenie zapalczywości polskiej prasy i śpiewanie w chórze oraz zespole muzycznym. Nie cierpię pisania dla samego zapełnienia przestrzeni, bez jasno postawionej korzyści dla czytelnika — stąd też nad beletrystykę wybiorę książkę (popularno)naukową (nie uwłaczając pisarzom).
Autor: Apolinary Klonowski
Redakcja: Jakub Milarski
Źródła: delfi.lt; lrytas.lt; kurierwilenski.lt; LNK; TVP; EBU