
"Purge The Bastards" to był jeden z najlepszych albumów roku 2019. Pochodzący z Chile band o nazwie Eternal Thirst stanął na wysokości zadania i z majstrował znakomity album z pogranicza heavy/power metalu. Pokazali, iż potrafią tworzyć kompozycję z górnej półki. Ta płyta to idealne połączenie przebojowości, chwytliwych melodii i zadziornych riffów. W roku 2024 pojawiły się zmiany personalne. Gianfranco Ferrera to nowy perkusista, a w dodatku nie ma wokalisty Rodrigo Contreras, a jego miejsce zajęła wokalistka Eva Murgas. Ciężkie zadanie pojawiło się przed ekipą z Chile. Nie ma kluczowego muzyka, a poprzedni materiał postawił wysoko poprzeczkę. Czy udało się dorównać "Purge the bastards"?
Ciężko się przestawić na kobiecy wokal w tej kapeli, ale trzeba przyznać, iż Eva ma interesujący głos, barwę i technikę. Śpiewa drapieżnie i od razu wiadomo, iż to heavy metalowa wokalistka. Nie bawi się w podchody, nie kombinuje, tylko śpiewa prosto z serca. Ta szczerość jest godna podziwu. Eva słychać wzorowała się na kapelach typu chastain i Warlock. Eva daje czadu i pokazuje, iż Eternal Thirst z kobiecym głosem to wciąż interesująca i godna uwagi opcja. Jest pazur i energia. Hit goni hit, więc nie ma nudy. Do tego dochodzi miła dla oka okładka i mocne brzmienie, które współgra z stylem grupy i zawartością. W ich muzyce słychać wpływy Helstar, Primal Fear czy też choćby White Skull.
Sam materiał jest przemyślany i dostarcza sporych emocji. Jest nastrojowe intro, potem rozpędzony "Greedy Demon", który potwierdza iż band jest w znakomitej formie. Szybkie tempo, ostry riff i prawdziwa jazda bez trzymanki. Brakuje mi do pełni szczęścia Rodrigo, ale Eva wpasowała się do grupy i daje radę. Perkusista Ferrera daje popis swojego talentu w energicznym "Moulder". Praca gitar w wykonaniu Alarcon/Bustos jest godna podziwu i pochwał pod niebiosa. Co za dawka energii, przebojowości i agresji. Tak powinien brzmieć power metal. Jest moc! Spokojnie, nieco balladowo zaczyna się "Witch Child", który jest przesiąkniętym wczesnym Iron maiden i Helloween. Wokal Evy sieje tutaj zniszczenie. Potrafi śpiewać i dać upust agresji. Judas Priest i Primal Fear wybrzmiewa w zadziornym "Mortal Enemy", Refren prosty i robi furorę, do tego znakomite balansowanie między agresją i przebojowością. Ten band to prawdziwa uczta dla uszu. Kolejny hit na płycie to "Illuminati Army" i band pokazuje swój potencjał. Znakomicie wypada instrumentalny "The nesting of chaos", który zachwyca szybkością i drapieżnością. Końcówka płyty to nieco szybszy "The cold land of hell" i nieco rozbudowany i pełen smaczków "Born to Perish". Znakomity power metal z pewnymi elementami running wild.
6 lat czekania, zmiany personalne, wielkie obawy i strach co do tego czy Eternal Thirst to wciąż ten znakomity band, który gra na najwyższym poziomie. Obawy bez podstawne. Band dalej robi swoje i dalej gra heavy/power metal ocierając się o ideał. Eternal thirst to wciąż fenomen dla mnie, a nowy album ciut słabszy od poprzedniego. Oby każdy band wydawał takie albumy, z taką obłędną muzyką. Cudo i chce się więcej!
Ocena: 9.5/10