Katarzyna miała 47 lat, gdy postanowiła coś adoptować. Nie dziecko. Nie psa. choćby nie kota. To, co przygarnęła to była cisza.
Mieszkała sama w małym mieszkaniu, otoczona roślinami, podkreślonymi książkami i filiżankami, które zbierała bez konkretnego powodu. Przez całe życie odkładała rzeczy na później. Miłość, podróże, dzieci. Zawsze było coś pilniejszego. Aż pewnego dnia zatrzymała się i zrozumiała, iż już nic nie było pilne.
Nic.
Pewnego zwykłego wtorku zeszła do śmietnika i rozległ się dźwięk.
Miauczenie.
Ciche.
Natrętne.
Złamane.
Rozejrzała się. Nic.
Aż otworzyła pokrywę kontenera.
I zobaczyła go.
Małego, brudnego kota, ze złamanym ogonem i oczami pełnymi wydzieliny. Ledwo oddychał.
Nie myślała długo. Owinęła go swoim szalem i zabrała do domu.
Umyła go. Osuszyła. Mówiła do niego.
Nie wiem, czy przeżyjesz, malutki ale przynajmniej nie umrzesz sam.
Całą noc nie spała. On wtulił się w jej pierś.
Ona trzymała go mocno, jakby chciała zatrzymać coś więcej niż tylko kota.
Wbrew wszelkim przewidywaniom, kot przeżył.
I nie tylko to.
Znowu chodził.
Jadł.
Mruczał.
A za każdym razem, gdy Katarzyna wracała z pracy, biegł do drzwi.
Nawet bez ogona.
Nawet utykając na jedną łapę.
Nazwała go Wiosło.
Bo czasem trzeba wiosłować pod prąd.
Miesiące mijały.
A z kotem przyszła codzienność.
Rutyna.
Ciepło.
Katarzyna znów się śmiała.
Spała z rozluźnionym ciałem.
Mówiła na głos, wiedząc, iż ktoś słucha choćby jeżeli nie odpowiadał.
Pewnego niedzielnego popołudnia, gdy Wiosło spał na jej kolanach, jej przyjaciółka Weronika zapytała:
Zdajesz sobie sprawę, iż to nie ty go uratowałaś?
Katarzyna podniosła wzrok.
Co masz na myśli?
Że ten kot przyszedł wtedy, gdy najbardziej go potrzebowałaś. Gdy zaczynałaś znikać. On był twoim przypomnieniem.
Katarzyna opuściła wzrok.
Wiosło leżał tam, z odsłoniętym brzuchem, mokrym noskiem, przytulony do niej, jakby byli jednym.
I wtedy zrozumiała.
Nie ona go adoptowała.
On ją wybrał.
Nie wszystkie adopcje wymagają formularzy.
Niektóre potrzebują tylko zbiegu okoliczności, rany i serca gotowego kochać to, co jeszcze jest złamane.
Od tamtej pory, gdy ktoś pytał, dlaczego nie wyszła za mąż, nie miała dzieci ani normalnej rodziny, Katarzyna odpowiadała:
Nie wszyscy adoptują dzieci. Niektórzy adoptują dusze.
A czasem te dusze miauczą.
Są istoty, które przychodzą bez wezwania, ale zostają, jakby były obietnicą.