„Eileen” (2023)

horror-buffy1977.blogspot.com 1 tydzień temu
Lata 60. XX wieku. Wyobcowana dwudziestoczteroletnia Eileen Dunlop mieszka w konserwatywnej miejscowości w stanie Massachusetts z owdowiałym ojcem alkoholikiem i paranoikiem, emerytowanym komendantem policji notorycznie stwarzającym niebezpieczne sytuacje w sąsiedztwie. Dziewczyna pracuje w zakładzie poprawczym dla chłopców Moorehead i często ucieka w świat fantazji. W jej erotycznych marzeniach zwykle gości jeden ze strażników, najczęściej jednak wyobraża sobie zabójstwo własnego ojca, fascynuje ją więc Lee Polk, niedawno osadzony małomówny młodzieniec, który zadźgał swego rodziciela. Życie Eileen zmienia się, gdy do personelu dołącza niezależna kobieta z Manhattanu, psycholog więzienna Rebecca Saint John. Jak się wydaje zupełne przeciwieństwo szarej myszki z Nowej Anglii, która z jakiegoś powodu gwałtownie przyciąga uwagę Rebekki. Eleganckiej, asertywnej, pewnej siebie przybyszki uosabiającej wymarzony świat wycofanej sekretarki, poniżanej przez ojca, którego zarazem kocha i nienawidzi. Wyśniona przyjaciółka nieśmiałej Eileen.

Plakat filmu. „Eileen” 2023, Fifth Season, Film4, Likely Story, Omniscient Films

W marcu 2020 roku William Oldroyd, reżyser melodramatu „Lady M.” (2016) po raz pierwszy przeczytał debiutancką powieść Ottessy Moshfegh pierwotnie opublikowaną w 2015 roku przez Penguin Press pod tytułem „Eileen” - zdobywczynię PEN/Hemingway Award for Debut Novel (nominowaną do Man Booker Prize i National Book Critics Circle Award), którą z miejsca zapragnął zekranizować. Pierwszą rozmowę z autorką książki i jej mężem Lukiem Goebelem przeprowadził za pośrednictwem internetu, nie tylko uzyskując zgodę na sfilmowanie „Eileen”, ale też idealnych współpracowników: scenarzystów filmowego wydania opowieści o fantazjującej dziewczynie z Nowej Anglii. Praca nad tekstem zajęła około sześciu miesięcy i odbyła się w głębokim lockdownie tłumaczonym pandemią COVID-19, a efekt końcowych nieco różnił się od materiału źródłowego. Autorka literackiego pierwowzoru od początku była otwarta na zmiany, czym pozytywnie zaskoczyła przyszłego reżysera minimalistycznego thrillera psychologicznego z esencją noir. Wizje Oldroyda, Goebela i Moshfegh na filmową „Eileen” okazały się aż zdumiewająco zbieżne, co naturalną koleją rzeczy znacznie ułatwiło pracę nad tą stosunkowo skromną produkcją. Budżet „Eileen” w reżyserii Williama Oldroyda oszacowano na szesnaście milionów dolarów, a główne zdjęcia ruszyły pod koniec 2021 roku w miejscowości Metuchen w hrabstwie Middlesex w stanie New Jersey. Następnie ekipa przeniosła się do South Amboy w tym samum okręgu administracyjnym. Światowa premiera odbyła się w styczniu 2023 na Sundance Film Festival, a pierwszego grudnia obraz trafił do wybranych amerykańskich kin. W marcu 2023 roku niezależna firma Neon wyłożyła piętnaście milionów dolarów za prawa do dystrybucji „Eileen” na terenie Ameryki Północnej, a cztery miesiące później amerykańska spółka Focus Features nabyła prawo do dystrybucji na arenie międzynarodowej, ale zadanie realizuje głównie dominująca partnerka, kultowa marka amerykańska Universal Pictures.

Carol” Todda Haynesa spotyka „Wściekłe psy” Quentina Tarantino – tak Anne Hathaway, odtwórczyni jednej z wyróżnionych ról na Film Independent Spirit Awards 2024, podsumowała „Eilleen” Williama Oldroyda. Nominowana za najlepszy występ drugoplanowy, za widowiskową kreację psycholożki Rebekki Saint John. Taki sam zaszczyt spotkał Marin Ireland (m.in. „Panaceum” Stevena Soderbergha, „Piercing” Nicolasa Pesce, „Szept i mrok” Bryana Bertino, „Pusty człowiek” Davida Priora, „Birth/Rebirth” Laury Moss, „Boogeyman” Roba Savage'a) i podobny (nominacja w kategorii „najlepszy reżyser”) Williama Oldroyda, który pierwszoplanową postać powierzył Thomasin McKenzie między innymi z genialnej „Ostatniej nocy w Soho” Edgara Wrighta. Kojarzony z dreszczowcami Alfreda Hitchcocka – reżyser przyznał, iż napisy końcowe (czcionka) pochodzą z „Okna na podwórze” (1954), nie wykluczając przy tym ewentualnych wpływów tej kultowej pozycji na sekwencję otwierającą – slow burn thriller w stylu retro, w którym ewidentnie unosi się duch kina noir z lat 40. i 50. XX wieku. Z uwagi na czas akcji „Eileen” zespół szczególną uwagą obdarzył jednak kinetograficzne perełki z lat 60., przedstawicieli różnych gatunków filmowych, bo na dobrą sprawę scenariusz Ottessy Moshfegh i Luke'a Goebela pod tym względem charakteryzuje się pewną różnorodnością. Zaczynamy od dramatu rodzinnego w nieidącej z duchem czasu klaustrofobicznej miejscowości, obojętnej na rewolucję obyczajową coraz szybciej rozprzestrzeniającą się po kraju, ale do roku 1964, w którym toczy się akcja filmu, szerokim łukiem omijającej tę konserwatywną społeczność. Hermetyczne miasteczko w stanie Massachusetts, w którym więdnie tytułowa „roślinka”. Eileen Dunlop żyje marzeniami w oczekiwaniu na przypływ odwagi konieczny do spełnienia chociaż najważniejszego z nich. Do pójścia śladami swojej płytkiej siostry, odcięcia się od toksycznego rodzica, opuszczenia rodzinnych stron, ale nie po to, by prowadzić taki żywot jak ukochana córeczka, jak by nie patrzeć, porzuconego przez nią Jima Dunlopa (przekonująca kreacja Shea Whighama; m.in. „Cierń” Toby'ego Wilkinsa, „Nienasycony” Joela Schumachera). Tak, czołowa postać drugiego pełnometrażowego osiągnięcia reżyserskiego Williama Oldroyda, jest przekonana, iż faworyzowana latorośl byłego komendanta policji z „dziury zabitej dechami” znacznie ustępuje jej intelektem, musi jej jednak oddać, iż w przeciwieństwie do niej nie odkładała (w nieskończoność?) wyrwania się z niezłotej klatki, w której obie dorastały. Wszystko popsuło się po śmierci ich wytwornej mamy – rozpacz tłumiona alkoholem, początek niszczącego nałogu powszechnie szanowanego albo budzącego powszechny strach członka społeczności niepostępowej. Uprzywilejowanego Jima Dunlopa, uciążliwego sąsiada traktowanego nader łagodnie przez tak zwanych stróżów porządku publicznego. Pijanego rewolwerowca, na którego koledzy policjanci patrzą przez palce. Tylko czekać, aż dojdzie do tragedii... jeżeli już, to spowodowanej przez tę nową, damulkę ze Zgniłego Jabłka, która ani myśli dopasować się do tutejszej kultury. Po pierwsze: nosić się skromnie. Po drugie: nie wnikać. Po trzecie: nie obściskiwać się publicznie z kobietami. Regulamin obowiązujący wszystkie panie w tym depresyjnym zakątku Nowej Anglii. Rozprawa o małym miasteczku z perspektywy dwudziestoczteroletniej sekretarki w zakładzie poprawczym Moorehead. Opowieść subiektywna z teoretycznie obiektywną pracą kamer: niezupełnie okiem niestabilnej przewodniczki po ekspresywnym świecie przedstawionym pod kierownictwem filmowca dokładającego starań, by w pewnym sensie zespolić odbiorcę z postacią. Głęboko zanurzyć w jej sferze wewnętrznej... i zamknąć.

Materiał promocyjny. „Eileen” 2023, Fifth Season, Film4, Likely Story, Omniscient Films

Przymglona rzeczywistość marzycielki z przeszłości. Stylowy zapis z kamer cyfrowych; specjalny obiektyw zmiennoogniskowy sposobem na przywołanie oldschoolowej atmosfery mrocznej. Za zdjęcia odpowiadała Ari Wegner (m.in. „Lady M.” Williama Oldroyda, „Krwawa sukienka” Petera Stricklanda, „Osobliwość” Sebastiána Lelio), która wprawdzie maksymalnie nie zbliżyła się do efektu „starej taśmy filmowej”, ale zdecydowanie wyczarowała tego rodzaju połączenie kolorytu współczesnego i przeszłego, za którym wprost przepadam. Magia niewątpliwie wzmocniona przez Richarda Reeda Parry'ego (ścieżka dźwiękowa) z kanadyjskiego zespołu indie rockowego Arcade Fire i Nicka Emersona (montaż; fani kina grozy tego pana mogą kojarzyć z „The Hallow” Corina Hardy'ego czy „Nie jestem seryjnym mordercą” Billy'ego O'Briena, ale dla reżysera „Eileen” za zatrudnieniem tego filmowca zapewne najgłośniej przemawiała dobrze wspominana kooperacja przy „Lady M.”). Małe zjawisko techniczne z fenomenalnym duetem aktorskim – perfekcyjne dobranie i podbicie stawki w ostatnim rozdaniu. Elektryzująca relacja „dziewczyn z Moorehead”. Członkiń personelu więzienia dla młodocianych przestępców, obskurnego przybytku, w którym być może jeszcze przed wymianą psychologów pojawiła się bratnia dusza Eileen Dunlop. Ojcobójca Lee Polk (rozczarowująco niewielki udział Sama Nivoli). Domniemana osobowość psychopatyczna, młodzieniec, który w środku nocy zakradł się do sypialni rodziców z nożem i zmasakrował policjanta, podobno nie budząc przy tym matki. Dlaczego to zrobił? Czy ktoś go o to zapytał? Tak czy inaczej, nieskromna psycholog, tleniona blondynka z figlarnym błyskiem w oku i prawdopodobnie niewyparzonym językiem, Rebecca Saint John, narazi się paru osobom w Moorehead już samym pochyleniem się nad tym przypadkiem. choćby fantazjująca o definitywnym pozbyciu się własnego ojca nowa przyjaciółka przebojowej pani psycholog (nigdy bym nie podejrzewała, iż Anne Hathaway tak doskonale może odnaleźć się w skórze potencjalnej femme fatale) jest lekko skonsternowana tym nagłym zainteresowaniem Rebekki młodocianym zwyrodnialcem i jego słusznie zagniewaną matką. Nie dość, iż syn odebrał jej męża, to jeszcze upokorzył upartym milczeniem - i tym bezczelnym uśmieszkiem! - podczas jedynych odwiedzin, na jakie zrozpaczona wdowa się zdobyła. Za namową przeklętej kontestatorki metod stosowanych w Moorehead, rozczulającej się nad zbrodniarzami mącicielki, jasnowłosej diablicy. Niechybnie sprowadzi na złą drogę tę „głupią gąskę” codziennie zaopatrującą swego biednego ojca w truciznę. To jej wina, iż komendant Dunlop się stoczył, ale widać niewdzięcznej dziewusze ten spektakularny upadek nie wystarczy – nie spocznie, dopóki nie wleje w niego tyle alkoholu, by organizm straszliwie tęskniącego wdowca wreszcie się poddał. Tak miejscowi szepcą za plecami Eileen? A może głęboko jej współczują? Życia marnowanego u boku niedoceniającego jej poświęcenia ojca. Mającego jak najgorsze zdanie o córce, która została. A jeżeli tatko ma rację? Skazana na pusty żywot? Rutynę, która już jej zbrzydła? Nic dziwnego, iż Eileen czuje się, jakby wygrała na loterii, gdy taka światowa kobieta jak Rebecca Saint John „bierze ją pod swoje opiekuńcze skrzydła”. Z premedytacją wodzi na pokuszenie, litościwie wyciąga ze skorupy, naprawdę dostrzega w niej coś wyjątkowego (przyjaźń czy kochanie?) lub po prostu szuka tymczasowej kompanki do kieliszka. Sposób prowadzenia tej w gruncie rzeczy niewyszukanej fabuły, nieśpieszna narracja - przytomnie urozmaicana grzesznymi myślami sfrustrowanej seksualnie młodej kobiety z ambiwalentnymi uczuciami wobec bardziej współlokatora niż ojca, niezaangażowanego ani w życie córki, ani tym bardziej w prowadzenie gospodarstwa domowego, chyba że trzeba bronić domu przed rzekomo groźnymi sąsiadami (paranoja) czy uzupełnić zapasy ulubionej trucizny – umiejętne dolewanie kropelek pożądanie niewygodnych emocji, z maleńkim bukietem humorystycznym. Imponująca cierpliwość w podkręcaniu napięcia emocjonalnego! W bezsilnym oczekiwaniu na eksplozję przemocy? W każdym razie obojętnie obok tego nie przeszłam, niemniej pozostawili mnie twórcy z lekkim niedosytem.

Suspens prawie jak u Hitchcocka. W ekranizacji/adaptacji debiutanckiej powieści Ottessy Moshfegh, współautorki scenariusza – nie pierwsza tego rodzaju kooperacja z małżonkiem Lukiem Goebelem (patrz: „Most” Lily Neugebauer) – przepysznie kameralnego thrillera psychologicznego i dramatu rodzinnego o spóźnionym dojrzewaniu w małomiasteczkowym piekiełku. Przebudzenie seksualne w latach 60. XX wieku. Opcja dla stęsknionych za kinem noir i klasyką dreszczowca. „Eileen” Williama Oldroyda to nietanie świecidełko w tłumie „jednakowych plastików”. Bosko klimatyczny spektakl z popisowymi kreacjami aktorskimi. Porywający „teatr filmowy”.

Idź do oryginalnego materiału