Echa miłości: dramat złamanego serca

polregion.pl 1 tydzień temu

Echo miłości: dramat złamanego serca

W malowniczym miasteczku Rzeczne, gdzie poranne mgły unoszą się nad rzeką, a ogrody toną w kwiatach, Zosia z mężem przyjechali w odwiedziny do rodziców. Jakub wysiadł z samochodu, otworzył bagażnik i wyjmował torby z prezentami. Nagle Zosia dostrzegła w oddali znajomą postać. Przyjrzała się – i zamarła, nie wierząc własnym oczom. Ulicą szła Kinga, śmiejąc się, pod rękę z nieznajomym mężczyzną. Pomachała Zosi z daleka, uśmiechając się przyjaźnie.

– Jak to możliwe? A gdzie jest jej Marek?! – zawołała Zosia, czując, jak serce ściska się z niepokoju. Później dowiedziała się gorzkiej prawdy, która rozwaliła jej świat.

Zosia wprowadziła się do nowego domu, gdy zaczęła trzeci rok studiów. Dom stał w spokojnej okolicy, otoczony zielenią i stawem. Ojciec, który kochał żonę i córkę ponad wszystko, zadbał o każdy szczegół. Studenci nie interesowali Zosi – mimo iż była piękna, była zbyt poważna. Nie chodziła na imprezy, nie dało się jej wyciągnąć do kawiarni. Nie szukała przyjaciół, wolała samotność. Uczyła się na piątki, wieczory spędzała z rodziną, czytając książki i ciesząc rodziców.

– Jeszcze się wyszaleje, zdąży – mówili, dbając o domowe ciepło.

Do sąsiedniego domu wprowadziło się młode małżeństwo – Marek i Kinga, kilka lat starsi od Zosi. Nie mieli dzieci, ale byli piękną parą, zwłaszcza on… Marek. Zosia czasem obserwowała go przez okno sypialni, gdy wracał z pracy – czasem sam, czasem z Kingą, wysoką, ciemnowłosą, elegancką.

Na Święta rodzice zaprosili sąsiadów na herbatę. Ci przyszli z winem i ciastem. Przyjęli ich serdecznie, zasiedli do stołu. Mama krzątała się, mężczyźni rozmawiali, a Zosia w milczeniu obserwowała Kingę. Tamta była powściągliwa, tylko rzadko wtrącała słowo, rozglądając się po domu ciekawskim wzrokiem. Marek zaś był uosobieniem uroku – wesoły, uprzejmy. Rozmawiając z ojcem, zapytał Zosię o studia, wspominał własne czasy na uczelni i powiedział, iż ma przed sobą całe życie. Po ich wyjściu Zosia poczuła zamęt. Jego życzliwe oczy, ciepły głos, ekspresyjne dłonie – nie dawały jej spokoju. Zrozumiała: to miłość. Pierwsza, prawdziwa, rozdzierająca serce.

Marek wypełniał jej myśli. Na wykładach nie mogła się skupić, marząc o przypadkowych spotkaniach. Witała się z daleka, łapała jego uśmiech i znów tonęła w marzeniach. Mama widziała jej smutek, próbowała rozmawiać, ale Zosia milczała. Jak powiedzieć: „Kocham żonatego sąsiada”? Mama by się zmartwiła, powiedziała ojcu. Więc dziewczyna nosiła ból w sobie.

Lato przyniosło wakacje i częstsze spotkania. Pewnego dnia przy stawie natrafiła na Marka – w krótkich spodenkach, z wędką. Zaprosił ją na ryby. Wracając z połowem, powiedział:

– Podobało się? Możemy jeszcze kiedyś. Kinga nie lubi wędkowania.

Od tamtej pory częściej zagadywał, pytał o sprawy, o nastrój. Raz potarganił jej włosy, a ona przytuliła jego dłoń do policzka. Przelotny gest, ale Marek spojrzał na nią uważnie i szepnął:

– Zosiu, jesteś cudowna.

Tej nocy płakała do rana, postanawiając go unikać. To nie mogło skończyć się dobrze.

Trzy lata minęły w udręce. Przypadkowe spotkania, jego przyjacielskie uśmiechy, chłodne spojrzenia Kingi, rzadkie wizyty sąsiadów. Zosia cierpiała z miłości, o której wiedziała tylko ona. Studia się skończyły – dyplom z wyróżnieniem, praca, początek dorosłości. Sąsiedzi wciąż żyli bez dzieci, kontakty przygasły. Kinga może coś przeczuwała, ale milczała. Marek pytał o pracę, plany, ale już nie zapraszał na ryby.

Wkrótce Zosia poznała Jakuba na wystawie. Malarz, siedem lat starszy, oczarował ją opowieściami o sztuce. Zaczęli się spotykać. Jakub był pasjonatem, dużo podróżował, miał pracownię i umiał dbać o kobietę. Po pół roku oświadczył się. Zosia się zgodziła, mając nadzieję uciec od miłości do Marka, zapomnieć. Decyzja przyszła z trudem. Noce spędzała na płaczu, wiedząc, iż wychodzi za mąż nie z miłości, ale by uciec od bólu. Marek śnił jej się, błagał, by nie odchodziła, ale zmuszała się, by odwzajemniać uczucia Jakuba.

Tydzień przed ślubem spotkała Marka w mieście. Ucieszył się, zaproponował spacer. Serce Zosi zadrżało, ale poszła. Gratulował ślubu, a wtedy wybuchnęła płaczem.

– Nie widzisz, Marku? Kocham cię! Całe te lata, beznadziejnie… – wyznała.

Zamilkł, objął ją za ramiona i cicho powiedział:

– Widzę, dziewczynko. Ale nie rujnuj sobie życia. Młoda miłość przemija. Jakub to dobry człowiek, znam go. Będziesz szczęśliwa, wierzę. A ja jestem żonaty.

– Jesteś szczęśliwy z Kingą? – spytała przez łzy.

Nie odpowiedział, tylko przytulił ją na pożegnanie. Rozstali się.

Po ślubie Zosia zamieszkała z Jakubem. Rodzice zajęli jej dom. Napięcie opadło. Jakub ją kochał, życie z nim było barwne, ale noce były ciężkie – wciąż widziała Marka.

Do rodziców jeździli rzadko, na szczęście nie natykając się na Marka. Tego dnia Zosia z Jakubem odwiedzili rodzinny dom. Jakub wyjmował torby z prezentami, gdy Zosia zobaczyła Kingę z obcym mężczyzną. Tamta śmiała się, pomachała jej.

– Jak to możliwe? Gdzie jest Marek?! – krzyknęła Zosia.

Rodzice wyjaśnili: Kinga rozwiodła się z Markiem, on wyjechał, zostawiając jej dom. Ona szykuje się do nowego małżeństwa. Zosia osunęła się na krzesło, walcząc ze łzami. Nikt nic nie zauważył, ale ta wiadomość zwaliła ją z nóg. Tygodnie smutku minęły, gdy okazało się, iż jest w ciąży. Jakub promieniał, obsypuje ją kwiatami, wyznawał miłość.

Pewnego dnia, wychodząc z pracy, zamyślona o dziecku, usłyszała znajomy głos. Odwróciła się – Marek. Podbiegł, objął, zajrzał w oczyZosia uśmiechnęła się przez łzy, skinęła głową i odwróciła się, by podejść do samochodu Jakuba, wiedząc, iż jego miłość to jej prawdziwe szczęście.

Idź do oryginalnego materiału