Dziewczyna z igłą, choć do polskich kin weszła dopiero niedawno, dużym powodzeniem na festiwalach cieszy się już od czasu zaprezentowania jej w Cannes w maju zeszłego roku. W czwartek 23 stycznia zza Oceanu nadeszły również wieści o oscarowej nominacji w kategorii Najlepszego Filmu Nieanglojęzycznego (obok Emilii Pérez czy I’m Still Here). Najnowszy film Magnusa von Horna, którego część osób może kojarzyć ze Sweat z 2020 roku (w głównej roli Magdalena Koleśnik), to zdecydowanie najwyraźniejszy polski wątek tegorocznych Oscarów. Fabuła przenosi nas do Kopenhagi czasów I wojny światowej, a sam film jest koprodukcją duńsko-szwedzko-polską, w dużej mierze kręconą na Dolnym Śląsku.
Ale czym adekwatnie jest film von Horna? Z większości informacji, na jakie można natknąć się w polskim internecie przed seansem, wynika, iż Dziewczyna z igłą to dramat; obyczajowy bądź kryminalny. Dystrybutor jednak na ulotce wskazuje, iż historia zawarta w filmie jest thrillerem psychologicznym. Chociaż po seansie choćby to określenie wydaje się lekkim niedopowiedzeniem. Von Horn wraz z Line Langebek napisali historię momentami mrożącą krew w żyłach, choć w gruncie rzeczy uniwersalnie wartościową.
Główną bohaterkę – Karoline Nielsen (w tej roli Vic Carmen Sonne), młodą mieszkankę Kopenhagi, zastajemy w okolicznościach wojny, biedy, mozolnej pracy w fabryce i trudów z opłaceniem dla siebie lokum. Karoline jest szwaczką, w pojedynkę wiążącą koniec z końcem, gdyż jej mąż Peter zaginął bez wieści na froncie. Kobieta pozostaje zawieszona w osamotnieniu wdowy, bez żadnej pewności, co stało się z jej mężem. W tak zarysowanej sytuacji niedługo obserwujemy, jak bohaterka nawiązuje romans z mężczyzną, którego uczucia i status społeczny mogłyby całkiem zmienić jej życie. Film – jak zresztą określił to sam reżyser – jest jednak „baśnią dla dorosłych”. Karoline zamiast odmiany losu, czekają kolejne piętrzące się problemy i bezsilność wobec swojego położenia. Kiedy zostaje całkowicie sama, w ciąży i bez pracy, jedyną iskierką nadziei na lepszą przyszłość zdaje się przypadkowe spotkanie starszej kobiety imieniem Dagmar (Trine Dyrholm). Ta proponuje jej, iż gdy dziecko się urodzi, znajdzie dla niego zastępczą rodzinę mającą zapewnić mu godne życie.
Ten zarys fabuły poznajemy zarówno poprzez opisy polskiego dystrybutora, jak i oficjalny zwiastun. Film już w pierwszych sekundach początkowej sekwencji zaskakuje nas budowaniem napięcia i grozą. Odpowiedzialny za zdjęcia Michał Dymek (Prawdziwy ból, Io, Sweat) w akompaniamencie tajemniczych dźwięków stworzonych przez Frederikke Hoffmeier (znanej w Danii również jako Puce Mary) kreuje obrazy tak niepokojące, iż w całkiem czarno-białym anturażu przywodzą na myśl atmosferą choćby The Lighthouse Eggersa, nasuwając również obawę, czy główna bohaterka poprzez skalę niedoli, jakiej doświadcza, nie pogrąży się w obłędzie.
W wielu scenach kamera wyłania się zza pleców Karoline, niejednokrotnie też zaglądając w jej źrenice. Jakby poszukując, co może kryć w spojrzeniu kobiety, gdy jej twarz zdaje się nieprzenikniona. Wiele zabiegów użytych w filmie może kojarzyć się z kinem grozy i roztaczaniem w nim poczucia ciągłego zagrożenia. Choć czasami ton audiowizualnej narracji ulega zmianie, lekko usypiając przy tym czujność widza. Problem tkwi jednak w tym, iż obserwując losy bohaterki, zaczynamy się zastanawiać, ile pozostało w stanie znieść i ile jeszcze my jesteśmy w stanie patrzeć na jej cierpienia. To być może tak naprawdę jedyny większy zarzut, ale i najważniejszy dla całości – przez 2 godziny seansu obserwujemy psychiczny ból w wielu jego formach. Jako widzowie odnosimy wrażenie, iż życia niemal wszystkich bohaterów opływają w nieszczęścia. Ale czy w takich realiach moralność działa na tych samych zasadach i czy w ogóle istnieje sposób, aby odpowiedzieć na to pytanie? To jedna z wielu myśli, z jakimi pozostawiają nas twórcy.
Duet aktorek Vic Carmen Sonne i Trine Dyrholm spisuje się wspaniale w budowaniu relacji skomplikowanej i odzwierciedlającej różne sposoby, na jakie kobiety bez protekcji mężczyzn mogły sobie radzić na początku dwudziestego wieku. Widzimy tu przekrój mnóstwa emocji, kiedy sama historia rzuca wyzwanie wyobrażeniom na temat moralności. Aktorsko wszystko działa świetnie, a obie kobiety dają z siebie wszystko, idealnie wpisując się w atmosferę i narrację. W Dziewczynie z igłą z jednej strony mamy wizję do bólu przyziemną i bolesną, co pozwala nam głęboko empatyzować z postaciami; z drugiej strony zaś dotychczas filmowi zarzucono bycie tzw. misery porn – niemal obsceniczną plejadą nieszczęść, gdzie historia znęca się nad bohaterką na każdym kroku. Ta perspektywa po seansie też wydaje się w pewnym stopniu zrozumiała. Gdzie tak naprawdę może leżeć granica i kiedy się ją przekracza?
Zakończenie filmu jednak odchyla szalę na korzyść, pozostawiając nas niekoniecznie z poczuciem beznadziei, ale z mnogością refleksji. Pomimo iż historia dzieje się ponad 100 lat temu, niektóre z pytań stawianych przez von Horna są jak najbardziej aktualne. W związku z tym, iż centralnym wątkiem produkcji jest niechciana ciąża, wielu nasuwa się interpretacja związana z aborcją i prawem do terminacji ciąży. Reżyser jednak zaprzecza i najprawdopodobniej zwyczajnie nie chce zamknąć się w takiej szufladce. Słusznie, ponieważ jego baśń o odcieniach dobra i zła, choć rozgrywa się w świecie pozbawionym barw, nie pozwala myśleć w czarno-białych kategoriach. Tym elementem, który przede wszystkim rzuca widowni wyzwanie, jest postać wykreowana przez Trine Dyrholm, która w swojej finałowej mowie wydaje się oskarżać wszystkich, a nie tylko osoby obecne w tamtej scenie. Oskarżenia, które rzuca Dagmar, jak i cała jej postawa kierowane są do ogółu społeczeństwa i wytykają nieuświadomiony współudział w złu, od którego łatwiej odwrócić wzrok. Czy rozumiemy czyny, których dopuszcza się antagonistka? Bynajmniej. Ale jej słowa nasuwają refleksję, od której nie sposób uciec łatwo.
Ostatecznie von Horn i Langebek tworzą naprawdę dobry scenariusz, a słowa o baśni dla dorosłych są jak najbardziej zasadne. Postrzeganie Dziewczyny z igłą jako baśni sugeruje również uniwersalny wymiar opowieści. Wojna jest raczej jedynie tłem wydarzeń i można by ją zastąpić wieloma innymi okolicznościami. Ekonomiczne wykluczenie Karoline jako robotnicy też nie dla wszystkich stanowi jedynie pieśń przeszłości. Choć świat jest inny, kwestie poruszane przez von Horna są ponadczasowo istotne. Przed obejrzeniem Dziewczyny z igłą trzeba przygotować się na seans trudny, chwilami może choćby męczący. jeżeli jednak jesteśmy na to gotowi – warto skonfrontować się z tą wizją świata i zdecydować, kim w nim jesteśmy.