"Dziadku, wiejemy!" - czy warto pójść do kina

rozmowki-kobiece.pl 1 dzień temu

„Dziadku, wiejemy!” kuszący tytuł, nieprawdaż? My zdecydowaliśmy się na wizytę w kinie po obejrzeniu kilku zwiastunów, czy to była udana wycieczka?

Zapraszam na recenzję filmu.

Zapewne zauważyliście, iż do kina jeździmy we wtorki, korzystając z promocyjnych cen biletów. Wybieramy też południowe seanse, co sprawia, iż na sali kinowej zazwyczaj jest tylko kilku widzów. Tym razem było podobnie, oprócz nas na widowni siedziało 5 osób w wieku nastoletnim, bo tez „Dziadku, wiejemy” reklamowane było jako film familijny. Po zapowiedziach spodziewaliśmy się zabawnej i ciepłej komedii z delikatnymi elementami realizmu magicznego. A jak było naprawdę?


Zacznijmy od tego, że zabawne sceny to właśnie te z zapowiedzi. I tyle. Film miał ogromny potencjał, bo i obsada całkiem niezła z Janem Peszkiem w roli dziadka oraz Wiktorem Zborowskim w roli czarnego charakteru. Do tego Agnieszka Grochowska, którą bardzo lubię, wcielająca się w trochę pogubioną mamę Jagody i Sonia Roszczuk jako ekscentryczna szefowa domu spokojnej starości.



Fabuła kręciła się wokół eskapady dziadka i wnuczki do tajemniczego „Światła morza”, o którym dziadek wielokrotnie swojej wnuczce opowiadał.

Mamy więc szaloną podróż różnymi środkami lokomocji, w tym tirem kierowanym przez zabawną Czeszkę, tajemnicę, czarne charaktery, trupę cyrkową i… cudowne pejzaże Dolnego Śląska, bo film kręcono między innymi nad Jeziorem Pilchowickim i w zamku w Karpnikach.

Niestety ta baśniowa podróż, choć mogła być magiczną i fascynującą, była … po prostu nudna. Co jakiś czas pojawiał się jeszcze animowany smok, symbolizujący emocje Jagody i jej mamy. Był także lis i ruda wiedźma.


Najjaśniejszym elementem filmu była muzyka Smolika i w sumie tylko to ten film ratowało.

Ślubny wyszedł z kina znudzony, ja może nie do końca rozczarowana, ale ze sporym niedosytem.

Na szczęście zawsze można pójść na kawę i ciastko.



Idź do oryginalnego materiału