"Dżentelmen w Moskwie" zamyka Ewana McGregora w pięciogwiazdkowym więzieniu – recenzja serialu

serialowa.pl 5 miesięcy temu

Przymusowe zamknięcie w oazie luksusu pośrodku chaosu to kara czy raczej błogosławieństwo? „Dżentelmen w Moskwie” szuka odpowiedzi, znajdując w więzieniu niespodziewany dom.

Moskwa, 1921 rok. Władzę w Rosji po rewolucji październikowej przejęli bolszewicy, którzy nie ustają w wysiłkach wyplenienia wszelkich przejawów starego porządku. Jednym z nich jest hrabia Aleksander Iljicz Rostow (Ewan McGregor), przedstawiciel dawnej arystokracji, dla której w nowych czasach były dwa wyjścia – uciec z kraju lub zostać rozstrzelanym. Bohaterowi serialu „Dżentelmen w Moskwie” udaje się jednak uniknąć przeznaczenia i śmierci otrzymuje karę dożywotniego pozbawienia wolności. W dodatku w nie najgorszych warunkach.

Dżentelmen w Moskwie – o czym jest serial SkyShowtime?

Tak zaczyna się serial, którego pierwsze trzy odcinki są już dostępne na SkyShowtime (a ja widziałem pięć z ośmiu) i który w ciągu najbliższych kilku tygodni zabierze was w podróż przez wyjątkowo burzliwe dekady w historii Rosji. A wszystko to z perspektywy hotelowego pokoju na poddaszu, do którego zesłany został Rostow, pozbawiony wprawdzie wygód najlepszego apartamentu, ale żywy, z dachem nad głową oraz zapewnioną opieką i wyżywieniem do końca swoich dni. Mogło być gorzej? Bez dwóch zdań, choćby jeżeli bohaterowi nie wolno już nigdy opuścić murów luksusowego moskiewskiego Hotelu Metropol.

„Dżentelmen w Moskwie” (Fot. Showtime)

Hrabia Aleksander nie jest bowiem z tych, którzy w podobnej sytuacji załamaliby się i uwierzyli, iż jego życie w gruncie rzeczy właśnie się skończyło. Nic z tego. On gwałtownie adaptuje się do nowych warunków, przez większość czasu mając świadomość, iż choć groteskowa, jego sytuacja ma w rzeczywistości sporo plusów. Ot, choćby pozbawia go trudów życia „na wolności” w bolszewickiej Rosji, dając za to komfort przyglądania się zachodzącym w kraju zmianom z bezpiecznego dystansu i w stosunkowo wygodnej pozycji.

Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, iż będący ekranizacją popularnej powieści Amora Towlesa „Dżentelmen w Moskwie” skupiać się będzie na rozgrywających się w tle historycznych wydarzeniach. Serial autorstwa Bena Vanstone’a („Wszystkie stworzenia duże i małe”) nie zapomina o nich, czyniąc je często fabularnym kontekstem, ale o wiele istotniejsze od tła społeczno-politycznego są tu rzeczy znacznie bardziej przyziemne. Jak dom, rodzina czy przyjaźń, które, jak się okazuje, można znaleźć choćby w najmniej sprzyjających ku temu okolicznościach.

Dżentelmen w Moskwie szuka pozytywów w zamknięciu

A mimo iż Aleksander Rostow bez wątpienia w takich się znalazł, przez większość czasu trudno po nim poznać, czy w jakikolwiek sposób dały mu się one we znaki. Przeciwnie, bohater serialu zachowuje pogodę ducha i swoje nienaganne maniery w absolutnie każdej sytuacji – choćby wtedy, gdy zagrożone są jego fantazyjne wąsy, a to przecież niebezpieczeństwo z rodzaju absolutnie najwyższych.

„Dżentelmen w Moskwie” (Fot. Showtime)

Nic to jednak dla niego, tak jak dla serialu nie ma wielkiego znaczenia cały ten dziejowy tumult, jaki dociera do hotelu spoza jego murów. „Dżentelmen w Moskwie”, choć w stu procentach nie unika spraw w rodzaju zmieniających się rządów i opresyjnej polityki (a może powinien, bo to jego najsłabsze fragmenty), traktuje jednak te kwestie drugorzędnie, skupiając się na ludziach i towarzyszących im emocjach. Ktoś powie, iż to naiwne i oderwane od rzeczywistości podejście. Pewnie będzie miał rację, ale w tym przypadku to nie problem.

Wszystko dlatego, iż mamy do czynienia z rzadką już w dzisiejszych czasach opowieścią, która stawia skromniejszą, osobistą perspektywę ponad tą o uniwersalnym znaczeniu. Naprawdę ważne jest więc dla niej nie życie toczące się na zewnątrz, którego przejawy okazjonalnie docierają do nas i Aleksandra, ale to wewnątrz hotelu. Dotyczące naszego bohatera, ale też jego towarzyszy – hotelowej służby i zmieniających się lub regularnych gości.

Dżentelmen w Moskwie, czyli hrabia i jego przyjaciele

Ci natomiast mają na życie naszego bohatera przemożny wpływ, zwłaszcza jeżeli mowa o dwóch kobietach. Młodsza, Nina Kulikowa (Alexa Goodall, „Lockwood i spółka”), to miłośniczka księżniczek, przed którą hotel nie ma żadnych tajemnic. Starsza, Anna Urbanowa (Mary Elizabeth Winstead, „Fargo”), jest gwiazdą kina niemego, zafascynowaną Rostowem nie mniej niż on ją. Relacje z nimi obydwiema, ale i z innymi lokatorami — przyjacielem z dawnych czasów, dziś komunistą Miszką (Fehinti Balogun, „Bękart z piekła rodem”), a choćby pilnującym go z ramienia nowej władzy Osipem Glebnikowem (Johnny Harris, „Wielkie nadzieje”) — nadają życiu hrabiego barw, czyniąc je czymś więcej niż tylko przymusowym zamknięciem.

„Dżentelmen w Moskwie” (Fot. Showtime)

To dzięki nim bywa „Dżentelmen w Moskwie” gorącym romansem (będący prywatnie małżeństwem McGregor i Winstead nie tracą chemii na ekranie), ale też poruszającą historią o rodzicielstwie i przyjaźni ponad podziałami. Taką, która nie unika klisz, ale potrafi sprawić, iż przyjmujemy je bezboleśnie, tak jak robimy to, wbrew wszystkiemu, z Rostowem. W końcu nie dość, iż to uprzywilejowany bogacz, to jeszcze w całości zbudowany na kliszach, a mimo to z miejsca zyskuje widzowską sympatię. Jasne, urok i szczerość bijąca z oczu McGregora bezbłędnie odnajdującego się w roli „miłego inteligenta” robią swoje, ale choćby on na kilka by się zdał, gdyby widz całego tego wyszukanego anturażu nie kupił.

Dżentelmen w Moskwie – czy warto oglądać serial?

Ja go kupiłem i nie żałuję, choćby jeżeli czas spędzony przy serialu nie należał do najbardziej ekscytujących. Nie musiał, bo „Dżentelmen w Moskwie” to rzecz, którą ogląda się co prawda dla emocji, ale zupełnie innego rodzaju. Tych przeżywanych w spokoju, najlepiej z kieliszkiem wina (hrabia Rostow powie wam jakiego) w ręku i z nastawieniem, iż oglądamy bajkę – czasem słodką, czasem gorzką, ale tylko (lub aż) bajkę. Świadczy o tym zresztą wiele elementów, nie tylko to, iż Rosjanie mówią tu z angielskim akcentem.

„Dżentelmen w Moskwie” (Fot. Showtime)

Czy potrzebujemy w dzisiejszych czasach takich seriali? Ci znudzeni i wymęczeni już pierwszym odcinkiem, a jestem pewien, iż tacy będą, powiedzą, iż absolutnie nie. Ja uważam jednak, iż ta smakowita błyskotka, mimo iż wyciągnięta żywcem z innej epoki, zaskakująco nieźle odnajduje się we współczesności. Przypominając, iż telewizja może być nośnikiem prawdziwie klasycznych opowieści w starym stylu, jest jak tytułowy dżentelmen – ci potrafią wszak dopasować się do zmieniających się czasów, potwierdzając, iż staroświecka elegancja nigdy nie wychodzi z mody.

Dżentelmen w Moskwie – nowe odcinki w czwartki na SkyShowtime

Idź do oryginalnego materiału