Dżentelmen w Moskwie – recenzja serialu. Gratka dla miłośników Czechowa

popkulturowcy.pl 3 miesięcy temu

W ostatni czwartek na SkyShowtime zakończył się Dżentelmen w Moskwie. Z duszą na ramieniu śledziłam jego losy. I było warto: świetna historia doczekała się równie świetnego końca. Jak w ostatecznym rozrachunku wypadł cały serial?

Słyszeliście kiedyś historię o ćmach z Manchesteru? Kiedy tereny obecnego miasta pokrywał gęsty las brzozowy, wszystkie były białe w ciemne kropki. Im ciemniejsza była ćma, tym łatwiej było w końcu ją znaleźć i złowić. Z czasem jednak krajobraz zmienił się na industrialny, a białe ćmy stały się na tle ciemnych fabryk łatwym kąskiem dla drapieżników. Nagle ciemna mniejszość zdominowała populację. Taką ciemną ćmą na tle rosyjskiego krajobrazu porewolucyjnego jest hrabia Aleksander Rostow – tytułowy Dżentelmen w Moskwie. Mężczyzna, jako przedstawiciel znienawidzonej burżuazji, fuksem unika zamordowania przez bolszewików. Warunek jego pozostania przy życiu jest jeden: nie może nigdy opuścić moskiewskiego hotelu Metropol.

Zobacz również: Atlas – recenzja filmu. Blade Jogger

Mam wrażenie, iż w tych czasach zainteresowanie szeroko pojętą literaturą rosyjską stanowi frazę-wytrych dla najbardziej nieznośnych, przeintelektualizowanych osób. Być może, dlatego iż sama do nich należę, i sama też z uporem maniaka deklaruję moją miłość do kultury kraju Puszkina i Czechowa. Myślę też, iż właśnie dla takich odbiorców Dżentelmen w Moskwie jest serialem idealnym. Zwłaszcza iż obrazuje bardzo skonfliktowaną relację Rosjanina z Rosją, co – jak dobrze wiemy – może dotyczyć jej obywateli także w dzisiejszych czasach.

Źródło obrazka: Paramount+

Dla mnie Dżentelmen w Moskwie (w tytułowej roli Ewan McGregor) jest przede wszystkim serialem o samotności. Aleksander przebywa cały czas wśród ludzi, ale nikt tak naprawdę nie jest w stanie zrozumieć jego sytuacji. Jest jak ostatni żywy dinozaur: świat, w którym się wychował, umiera na jego oczach. Przebłyski dawnego życia odnajduje w rozmowach na temat etykiety, gatunków win czy towarzyskich dykteryjek. Jego tożsamość adekwatnie niemal już nie istnieje. Jest tylko uwięzionym w murach hotelu świadkiem kolejnych przemian społecznych, z których każda kolejna coraz bardziej przeczy znanemu mu porządkowi świata.

Tragedią naznaczone są również relacje bohatera. Doświadcza tego, jak kolejni jego przyjaciele giną, stanowią ofiary reżimu, a także sami tracą najbliższych. choćby miłość, którą odnajduje w Annie Urbanowej (Mary Elizabeth Winstead) przez wiele lat nie jest dla niego bezpieczną stałą, a jedynie jasnymi momentami w szarej rzeczywistości. Największym uczuciem obdarza przybraną córkę, Sofię (sposobność, w jakiej ta relacja powstała, wymagałaby tu wielkiego spoilera). Ją również jednak w pewnym momencie musi utracić, choćby jeżeli ostatecznie dla jej dobra konieczna jest ucieczka z Rosji na zachód.

Zobacz również: Hit Man – recenzja filmu. Czy da się zmienić tożsamość?

Historia Dżentelmena w Moskwie strukturą przypomina bardzo treść dramatów Antona Czechowa, tak często wspominanych przez głównych bohaterów. I nie chodzi mi tu choćby o mistrzowskie zastosowanie jego klasycznego zabiegu, czyli słynnej „strzelby Czechowa”; miłośnicy autora dostrzegą tu wielkie podobieństwo do Trzech sióstr. Podobnie jak rodzina Prozorowów, Rostow wciąż marzy o powrocie do zostawionego za sobą życia. Tęskni do sadów jabłkowych w rodzinnej posiadłości czy długich dyskusji nad butelką wyśmienitego wina. Przebywanie we wrogim środowisku przypomina bardziej wegetację. Chociaż z czasem znajduje w pracownikach hotelu przyjaciół, w Annie Urbanowej towarzyszkę życia, a w Sofii – córkę, potrzebuje ponad 30 lat, by pogodzić się z poniesioną stratą. adekwatnie nic ważkiego nie dzieje się w jego życiu. Gdy żegnamy się z jego postacią, zależy mu jedynie na lepszym losie dla córki i ukochanej. Sam wie, iż najlepszym, co może zrobić, jest znalezienie ukojenia w otaczającej go rzeczywistości.

Serialowi, oczywiście, można wiele zarzucić, choć bynajmniej nie będzie to kolejne skamlanie o obecność czarnoskórych Rosjan. Dla mnie najbardziej uderzające było skrajnie zachodniocentryczne spojrzenie na Rosję bolszewicką, a później stalinowską. Widać w nim bardzo utarty w naszym kręgu kulturowym sposób ujmowania rzeczywistości politycznej. Gdyby spojrzeć tu od strony filozofii rosyjskiej, można byłoby uzyskać znacznie bardziej zniuansowany obraz opisywanych czasów. Historia wyszła bowiem, w całych swoich staraniach, nieco zbyt jednoznacznie. Zwłaszcza iż dość jednowymiarowo (żeby nie powiedzieć: simplicystycznie) potraktowano tu wątki klasowe. Na pewno pozytywnie trzeba jednak ocenić całokształt serialu. Nakręcony jest on świetnie (minimalne zastrzeżenia mam jedynie do sekwencji wspomnień, na pewnym etapie wyglądały kiczowato). Genialnym ruchem było również obsadzenie w roli ekranowych kochanków rzeczywistego małżeństwa. Dodało to wspaniałej głębi ich relacji, nie mówiąc oczywiście o zauważalnej chemii między postaciami. Dżentelmena w Moskwie mogę zatem bez cienia wątpliwości polecić. Pozostaje tylko powiedzieć, tropem tytułu serialowego finału, adieu!

Źródło obrazka wyróżniającego: SkyShowtime

Idź do oryginalnego materiału