Jednak dla wielu ludzi na całym świecie, 5 lipca 2025 roku stał się symbolem niepokoju. Wszystko za sprawą Ryo Tatsuki, japońskiej artystki i prorokini, która zyskała przydomek „Nowej Wangi”. Jej przepowiednie, dotychczas uznawane za zadziwiająco trafne, ponownie trafiły na nagłówki gazet i do medialnych dyskusji.
Ryo Tatsuki nie jest klasyczną wróżbitką. Nie organizuje seansów, nie występuje w telewizji. Od lat tworzy swoje wizje w formie rysunków i opowieści. W 1999 roku opublikowała mangę „Przyszłość, którą widziałam”, gdzie — jak dziś twierdzą jej czytelnicy — przewidziała śmierć Freddiego Mercury’ego, tragiczne trzęsienie ziemi w Kobe, a także pandemię COVID-19. W swojej książce napisała wówczas:
„Nieznany wirus pojawi się w 2020 roku i zniknie po szczycie w kwietniu”.
Teraz jednak cały świat mówi o czymś zupełnie nowym — o nadciągającej katastrofie, która według Tatsuki ma wydarzyć się 5 lipca 2025 roku. Przepowiednia ta nie zawiera szczegółów. Jest enigmatyczna, ale jednocześnie wyjątkowo sugestywna. Wielu interpretuje ją jako zapowiedź potężnego kataklizmu — najczęściej wskazywane są trzęsienie ziemi, tsunami lub inna katastrofa naturalna, która miałaby dotknąć Japonię, a być może i inne rejony Pacyfiku.
Choć prorokini nie mówi wprost, co dokładnie się wydarzy, skutki jej słów już są odczuwalne. Biura podróży w Azji i Europie notują wzmożone anulacje rezerwacji do Japonii w okresie letnim. Linie lotnicze informują o spadku liczby rezerwacji na lipiec. Strach, choć irracjonalny z punktu widzenia nauki, rozlewa się globalnie — i wpływa na gospodarkę.
Dodatkowo, coraz częstsze wzmianki o nawrocie COVID-19 w Azji przywracają echa pandemicznej traumy. Tatsuki zapowiadała powrót nieznanego wirusa w roku 2030, ale już teraz wzrost zakażeń — zwłaszcza w Indiach — kieruje uwagę opinii publicznej z powrotem na jej dawne wizje. Tym razem jednak emocje są silniejsze, a atmosfera — bardziej napięta.
Co sprawia, iż jej przepowiednie tak poruszają ludzi? Psychologowie twierdzą, iż w czasach niepewności społecznej, politycznej i klimatycznej, proroctwa – choćby pozornie absurdalne – trafiają na podatny grunt. Dają ludziom punkt odniesienia. choćby jeżeli jest to tylko data i mglista zapowiedź tragedii.
Japońskie władze apelują o zachowanie spokoju. Eksperci przypominają, iż nie ma żadnych naukowych przesłanek do przewidywania katastrofy w tym konkretnym dniu. A mimo to, coś w tej przepowiedni rezonuje. Może to sprawka zbiorowej wyobraźni, może echo rzeczywistych obaw.
A może – jak w przypadku pandemii – znów okaże się, iż to, co wielu uznało za fikcję, stanie się niepokojącą rzeczywistością?
Pozostaje czekać. I obserwować. Bo 5 lipca 2025 roku już teraz przestał być tylko zwykłym dniem.