Muzyka mogła prowadzić do Boga, ale też często sprowadzała na złą drogę. Zwłaszcza, kiedy grajek zawdzięczał swe umiejętności diabelskiej pomocy.
Pewien biedny chłopak imieniem Maciek ze wsi koło Olsztynka marzył o karierze muzyka. Próbował gry na fujarce, ale jedyną publiczność, jaką zyskał, były wioskowe psy, które nader chętnie podchwytywały gwizdaną przez chłopca melodię, głośno wyjąc. Gdy chłopcu wydawało się już, iż musi porzucić marzenia o wielkim świecie, nagle u jego boku pojawił się czart Retnik. Był to zły duch muzykantów, który sam często zjawiał się w karczmach, by trochę pograć, zwłaszcza w czasie postów. Podrzucane przez niego melodie nakłaniały do rozpusty i występków. Bies ten rozdawał chętnym, w zamian oczywiście za dusze, diabelskie instrumenty, w które sam wchodził. Nie inaczej było z pastuszkiem.
Otrzymał on skrzypce zrobione z pudełka po cygarach o strunach z czarnego końskiego włosia. Na końcu gryfu umieszczona była uśmiechnięta diabelska głowa przypominająca grajkowi, komu zawdzięcza talent. Od tego czasu Maćkowa muzyka zdawała się słuchaczom nieopisanie piękna, szczególnie zaś działała na dziewczęta, które zupełnie się w niej zatracały. Skrzypek zrobił zawrotną karierę, zapraszany był na wszystkie okoliczne wesela i zabawy, złoto sypało się szerokim strumieniem, a niewiasty mdlały na jego widok. Trwało to jakiś czas, ale przecież w końcu diabeł upomniał się o swoją własność i grajek pewnego dnia zniknął. Szeptano, iż wygrywa teraz swoje mazurki i obertasy w piekle.
We wsi Latkowa na Dolnym Śląsku mieszkał kiedyś staruszek, który fenomenalnie grał na dudach. Słono karząc płacić sobie za usługi, przechwalał się, iż i diabeł nie zagra lepiej. Pewnego razu, wracając nocą z wesela, spotkał na gościńcu chudego, ubranego na czarno mężczyznę w kapeluszu z czerwonym kogucim piórkiem. Nieznajomy trzymał pod pachą wspaniałe dudy ze srebrnym ustnikiem i grał na nich cudowne melodie. Zaintrygowanemu staruszkowi zaproponował zamianę instrumentów, a ten z chciwości natychmiast się zgodził. Jakże się jednak zdziwił, gdy rano na wieszaku zamiast nowych dud znalazł kawał cuchnącej padliny. Od tego czasu przestał się chełpić swymi zdolnościami i znacznie obniżył swoje stawki.
Bywało, iż diabeł sam przygrywał na różnych instrumentach, wpływając w ten sposób na ludzi. Na przykład na Skrzypkowej Skale ubrany na czerwono bies kusił przechodniów grą na skrzypcach. Kto go usłyszał, musiał ulec i rzucić się w ekstatyczny taniec. Pewnego razu obok skały maszerował oddział szwedzki. Słysząc niezwykłą muzykę, zaprawieni w bojach piechurzy poczęli nagle pląsać jak pijane dziewczęta. Wnet też zaprószyli ogień na wozach z prochem, powodując potężny wybuch, który wysłał ich prosto do piekła.
Tekst i ilustracja pochodzą z naszej książki „Święci i biesy”, Bosz 2016