Duch w Cieniu

twojacena.pl 1 dzień temu

**Duch**

Krzysztof wracał do domu od rodziców. Latem mieszkali na wsi. Dom był stary, wymagał czasu i siły. Krzysztof w weekendy pomagał ojcu w drobnych naprawach. Ostatnio serce ojca szwankowało, więc Krzysztof starał się przejmować większość cięższych prac.

Wyrwał się na jeden dzień, naprawił płot, nanosił wody ze studni — najpierw do podlania ogrodu, potem do łaźni, pojechał z mamą do sklepu. Po kolacji zaczął się pakować.

— Dokąd tak późno? Zostań, rano pojedziesz — namawiała mama.

Ale Krzysztof obiecał Agnieszce, iż wróci. Gdy już szedł do samochodu, zadzwonił do niej, a ona też zasugerowała, by został do rana.

— To co, nie tęsknisz za mną? — udawał, iż się obraził.

— Tęsknię, bardzo. I czekam — roześmiała się żona.

— No to zaraz będę — odparł Krzysztof z wigorem.

Słońce dawno zaszło, zapadły tajemnicze, chłodne zmierzchy. Na drodze było pusto. Dopiero za kierownicą Krzysztof uświadomił sobie, jak jest zmęczony. Pojedyncze samochody mijały go, oślepiając światłami. Gdy już zbliżał się do miasta, na sekundę zamknął oczy…

— Agi, jestem! — zawołał od progu mieszkania.

Agnieszka nie odpowiedziała. Zajrzał do kuchni. Żona stała przy kuchence, mieszając coś na patelni, nucąc pod nosem prostą piosenkę. „Hejbaj, hejbaj, hej…” — rozpoznał melodię. Zapach smażonego mięsa drażnił nozdrza. Dawno nie czuł się tak lekko. Zmęczenie jakby wyparowało. Jak po długim, mocnym śnie. Albo może tak właśnie było. Nie pamiętał drogi do domu, jakby przeskoczył w czasie albo spał.

— Agi? — znów zawołał.

Ale żona nie zareagowała.

„Zawsze w słuchawkach” — pomyślał, podszedł bliżej, ale żadnych nie miała.

— Stęskniłem się i zgłodniałem — szepnął jej do ucha.

Zamarła na chwilę, nasłuchując czegoś.

— No wreszcie — ucieszył się. — Już myślałem, iż ogłuchłaś.

W tej samej chwili Agnieszka przykryła patelnię pokrywką, zgasiła gaz i gwałtownie się obróciła. Ledwo zdążył odskoczyć.

— Agi, co się dzieje?! Dlaczego mnie ignorujesz? Jestem w domu! Otwórz oczy! — krzyknął.

Stał obok, a ona zachowywała się, jakby go nie było. Nagle rozległ się dźwięk telefonu. gwałtownie przeszła do pokoju, mijając go o milimetr. Poczuł choćby powiew powietrza na twarzy.

Zajrzał przez jej ramię. Na ekranie wyświetlił się nieznany numer. Zawahała się, ale w końcu odebrała.

— Tak, to ja… Co?! To jakaś pomyłka… — Po chwili telefon wypadł jej z ręki, Agnieszka osunęła się na kanapę, zakryła twarz dłońmi i rozpłakała.

— Agi, co się stało? Z tatą? Serce? — Ale płakała, nie zwracając na niego uwagi.

Przysiadł przed nią, chciał odsunąć jej dłonie, ale ze zgrozą zobaczył, jak jego palce przechodzą przez jej ręce jak przez mgłę. Zerwał się na równe nogi, wpatrując się w swoje dłonie. Agnieszka odsłoniła twarz, spojrzała przed siebie załzawionymi oczami.

— Krzysiu? — szepnęła.

— Jestem tu — odparł, ucieszony, iż wreszcie go dostrzega.

Ale jej wzrok, ledwo musnąwszy jego twarz, znów błądził po pokoju. Nie. Nie widziała go.

— To niemożliwe. To pomyłka — jęknęła. — Krzysiu… — Zawyła, zalewając się łzami.

Nagle zerwała się, podniosła telefon, zaczęła wybierać numer. Palce drżały jej tak, iż wciąż myliła cyfry.

— Już, już… — Przycisnęła aparat do ucha.

Krzysztof odruchowo sięgnął do tylnej kieszeni dżinsów. Ale nie znalazł telefonu. Nie usłyszał też dźwięku dzwonka.

„Zostawiłem w samochodzie” — pomyślał.

Agnieszka przerwała połączenie, zaczęła wybierać ponownie.

— Pani Heleno, powiedziano mi, że… Nie, Krzysztof jeszcze nie wrócił. Dzwonili z policji… — Zrobiła pauzę, nabierając powietrza. — Wracając do miasta, miał wypadek… Nie, pani Heleno, już go nie ma… — Przekazała matce Krzysztofa straszną wiadomość, rzuciła telefon na kanapę i znów wybuchnęła płaczem, zawodząc jak zranione zwierzę.

„To o mnie? Rozbiłem się? Nie żyję?” — Nie wierzył. Jak miał uwierzyć, skoro stał tu, w swoim mieszkaniu, rozmawiał z żoną? — Dlatego nie pamiętam drogi, schodów, drzwi. Jakbym spał. A może działał automatycznie. Dlatego Agnieszka mnie nie widzi. Umarłem. — Mniej dziwił się temu, iż nie żyje, niż temu, iż nie czuje przerażenia, bólu, żalu.

— Krzysiu, jak ja teraz? Co mam robić? — Agnieszka znów upadła na kanapę, twarzą w dół.

Wyciągnął rękę, chciał ją pogłaskać, uspokoić, ale jego dłoń zawisła w powietrzu. Stał nad płaczącą żoną, próbując przypomnieć sobie, co wiedział o duchach. Przyszedł mu do głowy tylko film z Kevinem Costnerem.

„Więc tak to wygląda. A myślałem, iż to bajki. Jak długo tu utknąłem? Gdzie ci, co mają pomóc?”

Czas płynął dziwnie. Zanim zorientował się w sytuacji, nastał ranek. Agnieszki nie było. Sam nie pamiętał, gdzie spędził te godziny. Nagle poczuł silne ciągnięcie. Mrugnął — i już stał w zimnym pomieszczeniu z kaflowymi ścianami i metalowym stołem pośrodku. Przy ścianie leżało ciało. Podszedł bliżej — to on, z rozbitą, zakrwawioną twarzą. Obok stała matka, zasłaniając oczy chusteczką. Ojciec podtrzymywał ją, obejmując w pasie. Agnieszka stała dalej, wpatrzona w ciało. Po jej bladych policzkach spływały łzy.

Po chwili wyszli z budynku. Za płotem czekała taksówka.

— Może jednak pojedziesz z nami, Agnieszko? Razem będzie lżej — zapytała matka, łkając.

Agnieszka tylko pokręciła głową.

Rodzice wsiedli do samochodu. Ona została, patrząc w niebo, jakby szukała odpowiedzi. Krzysztof dogonił rodziców.

— KrysiKrzysztof uśmiechnął się smutno, spojrzał raz jeszcze na Agnieszkę, a potem poddał się światłu, które uniosło go w górę, pozostawiając za sobą wszystko, co kiedykolwiek znał.

Idź do oryginalnego materiału