Jeśli nie przerwiemy tego ultraparaprawniczego bełkotu legalności/nielegalności, specyficznej kazuistyki prowadzącej do uchylania się od zamykania spraw, jeżeli nie wrócimy choć na chwilę do prostych kategorii dobra i zła i nazywania tych zjawisk po imieniu - żadna władza, żadna komisja i żadna izba nam nie pomoże.
Cała Polska widziała, iż PiS finansował swoje działania ze środków publicznych. Cała Polska widziała nielegalne działania.
Podział polega na tym, iż jedni twierdzą, iż to chwalebne i wskazane, bo utrzymanie tamtej władzy przy sterach było warte każdej ceny, inni uważają iż to godne potępienia.
Między tymi poglądami nie ma kompromisu, jeżeli przywołamy choć na moment normy moralne i prawne - nie ma między nimi też żadnej symetrii.
I tu wchodzą całe na biało komisje i izby - relatywizując, kombinując, uprawiając nie leżące w ich kompetencjach gierki polityczne. Ich działania to kwintesencja demoralizacji, jaka dotknęła nas w ostatnich latach. Demoralizacji w której toniemy, z programowym wykluczeniem z rozważań pojęć dobra i zła w wymiarze społecznym, zastąpionych... No właśnie sam nie wiem czym. Na pewno niczym wspólnotowym, państwowym.
Funkcjonujemy w antywartościach trudnych do zdefiniowania, w bagnie braku wspólnych punktów odniesienia do oceny rzeczywistości. A przecież nie jest tak, iż tych punktów odniesienia nie ma.Niech każdy z nas (dla siebie, nie publicznie), nie oglądając się na komisje i izby, odpowie sobie na pytanie: Czy finansowanie partii rządzącej z funduszy na pomoc ofiarom przestępstw, na działania kulturotwórcze, ze środków administracji publicznej i spółek państwowych było dobre czy złe? Zasługuje na karę czy pochwałę? Bardziej zaciętym proponuję pod słowo "partia" podstawić nazwę nie tej kochanej, tylko tej drugiej.
Marcin Celiński