Drugi Złoty Lew dla Yorgosa Lanthimosa? "Bugonia" zachwyca w Wenecji

film.interia.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


Mówi się, iż w życiu pewne są tylko dwie rzeczy — śmierć i podatki. Do tej krótkiej listy spokojnie można dodać efekt zaskoczenia, jaki towarzyszy projekcji każdego kolejnego filmu Yorgosa Lanthimosa. Niby znamy jego styl, wiemy, jak konstruuje swoje opowieści i jakie tematy go pociągają, a jednak greckiemu reżyserowi wciąż udaje się wodzić nas za nos. Tym razem za sprawą czarnej jak smoła komedii science fiction, w której Lanthimos pochyla się nad problemem teorii spiskowych.


Temat jest stary jak świat, ale w ostatnich latach przeżywa swą drugą młodość. Płaskoziemcy, denialiści klimatyczni, foliarze trafili na podatny grunt i doczekali się swoich pięciu minut. Taką obsesją jest dotknięty grany przez Jesse'ego Plemonsa Teddy. Wyraźnie sfrustrowany swoim dotychczasowym życiem, będący na marginesie społeczeństwa młody mężczyzna znajduje ukojenie jedynie w pszczelarstwie (godny uwagi wątek ekologiczny) oraz przygotowywaniu się na moment, kiedy "oni" po nas przyjdą. Nie jest w tym sam, bo towarzyszy mu kuzyn Don (dobra rola debiutanta Aidana Delbisa). Co prawda jest wiernym kompanem, ale cały czas trzeba go upewniać, iż to, co robią, jest adekwatne. A z tym można by polemizować. Szczególnie gdy bohaterowie porywają stojącą na czele dużego koncernu farmaceutycznego Michelle Fuller (Emma Stone).Reklama


"Bugonia". Yorgos Lanthimos znajduje zabawne w śmiertelnie poważnym


I tu zaczyna się zabawa, którą zaserwował nam Lanthimos do spółki ze scenarzystą Willem Tracym, pracującym wcześniej między innymi przy znakomitym serialu "Sukcesja". Sporo w tej opowieści farsy (momentami dość brutalnej), absurdów i czarnego humoru, które dodatkowo podbijane są ścieżką dźwiękową. Bo jak inaczej nazwać dialog, jaki prowadzi Teddy z przykutą do łóżka kobietą, zarzucając jej, iż jest kosmitką, która przybyła na naszą planetę z gwiazdozbioru Andromedy. Bynajmniej nie w pokojowych zamiarach. Coś, co u innego reżysera byłoby śmiertelnie poważne, u Lanthimosa jest poprowadzone w taki sposób, iż trudno się nie uśmiechnąć.


Te osobliwe "negocjacje" to też moment, w którym mogą wybrzmieć znakomite role Emmy Stone i Jesse’ego Plemonsa. Ona balansuje pomiędzy strachem a sarkazmem, on z kolei próbuje zachować pewność siebie, choć z czasem w jego głowie zaczynają rodzić się wątpliwości. Dla amerykańskiej aktorki to już czwarta kooperacja z greckim reżyserem przy pełnym metrażu. Z kolei Plemons pojawił się na drugim planie w jego ostatnim filmie "Rodzaje życzliwości". Nie dziwi mnie, iż aktor wpadł w oko Lanthimosowi, bo w oddaniu ogarniętego manią, zdesperowanego chłopaka wypadł bardzo przekonująco. Dla Emmy Stone nie była to może tak śmiała rola, jak w "Biednych istotach", ale z pewnością wciąż niełatwa. Wydaje się, iż u Lanthimosa łatwych ról po prostu nie ma.


"Bugonia". Yorgos Lanthimos odnalazł się w Hollywood


Śmiech w filmie greckiego reżysera ma w sobie coś z reakcji obronnej. Choć "Bugonia" to czarna komedia, jest podszyta lękami i niepokojami teraźniejszości. Przebodźcowaniem, dezinformacją, manipulacją, korporacyjnym porządkiem, agresywnym kapitalizmem. Twórca "Kła" od zawsze był dobrym diagnostą społecznych nastrojów, choć tym razem podaje to w sposób bardziej bezpośredni niż zazwyczaj. Nie traci przy tym nic ze swojej błyskotliwości, surrealistycznego humoru i autorskiego podejścia. Może imponować, w jak bezprecedensowy sposób Lanthimos toruje sobie ścieżkę w Hollywood, a nie jest to wcale takie łatwe. Gdyby jakiś producent chciał zaingerować w jego scenariusz, przy pierwszej próbie wylądowałby pewnie w gwiazdozbiorze Andromedy.
8/10
"Bugonia", reż. Yorgos Lanthimos, USA/Korea Południowa 2025, dystrybucja: United International Pictures, premiera kinowa: 14 listopada 2025.
Idź do oryginalnego materiału