Kiedy w 2021 roku do kin weszła "Furioza", nikt nie spodziewał się, iż polski film o kibolach może wyglądać aż tak dobrze. Brutalne, mocne, świetnie zrealizowane kino gatunkowe – coś, czego w Polsce od dawna brakowało. Cyprian T. Olencki (który później dał nam jeszcze świetny serial "Prosta sprawa") udowodnił, iż zna reguły gry i potrafi nakręcić rasowy film akcji bez popadania w groteskę à la Vega.
Film był sukcesem artystycznym i frekwencyjnym, a po premierze na Netfliksie trafił choćby na listy TOP 10 w kilkudziesięciu krajach. Sequel był formalnością, ale widzowie zaczęli się zastanawiać: co dalej? Jak zrobić drugą część, skoro Golden – najbardziej charyzmatyczna postać filmu – (prawdopodobnie) zginął?
O czym jest "Druga Furioza"? To ta sama opowieść, ale z perspektywy Goldena
Odpowiedź przyniosła "Druga Furioza". Fabuła? "Kiedy plan odsunięcia lidera grupy chuliganów kończy się morderstwem, ambitny kibic, Golden, przejmuje kontrolę nad ekipą. Wykorzystując jej struktury, gwałtownie zdobywa kryminalną władzę nad miastem. Jednak to dla niego za mało. Po zrealizowaniu swojej życiowej ambicji dominacji nad miastem, zaczyna snuć dalsze plany ekspansji, które sięgają daleko poza granice kraju. Jego brutalne rządy zwracają jednak uwagę zarówno organów ścigania, jak i rywalizujących frakcji chuligańskich".
Czyli... ta sama opowieść, tylko opowiedziana z innej strony. Zamiast sequela dostaliśmy tzw. sidequel – historię rozgrywającą się równolegle do wydarzeń z "jedynki", tyle iż z perspektywy Goldena, w którego ponownie wcielił się Mateusz Damięcki.
Pomysł teoretycznie intrygujący, ale w praktyce to jednak scenariuszowy recykling. Olencki i druga scenarzysta Dawid Kornaga nie napisali nowej opowieści, tylko przepisali starą, zmienili perspektywę, dokleili kilka wątków i przeciągnęli całość do trzech godzin. To nie jest kontynuacja. To raczej dodatek, dopowiedzenie, film zmontowany z tego, co wypadło z pierwszej części.
"Druga Furioza" ma więc jeden podstawowy problem: nie daje żadnego powodu, by w ogóle powstać. Pierwszy film zamknął historię w sposób kompletny. Widz wiedział, kto zginął, kto zdradził i jak skończyła się ta historia. Nowa odsłona niby pokazuje losy Goldena – jego awans w przestępczej hierarchii, kontakty z Irlandią, konflikt z Mrówką (Szymon Bobrowski) – ale to tylko iluzja nowej treści.
Wiemy, jak to się skończy, więc emocje są żadne. Każda scena, która powinna budować napięcie, z góry je traci, bo znamy finał. Olencki próbuje rozwinąć świat "Furiozy", ale zamiast tego rozciąga go do granic nudy. Dłużyzny, rozwleczone dialogi, powtarzane motywy. Momentami ma się wrażenie, iż oglądamy usunięte sceny. Efekt? Kino, które nie ma już tej świeżości, siły i gniewu, które miała "Furioza".
"Druga Furioza" to powtórka z rozrywki
Żeby było jasne: "Druga Furioza" nie jest zła. Jest po prostu zbędna. To wciąż solidny i dobrze nakręcony akcyjniak, niezła rozrywka, bo Olencki naprawdę potrafi kręcić sceny akcji. Starcia kiboli, policyjne naloty, nocne pościgi – wszystko wygląda efektownie i wiarygodnie. Reżyser wyraźnie zna ten świat, umie oddać jego brud, agresję i emocje. "Druga Furioza" ma tempo, kiedy tylko pozwala sobie na czystą akcję.
Problem w tym, iż między jedną a drugą bójką mija wieczność. Film trwa prawie trzy godziny, a materiału fabularnego starczyłoby spokojnie na półtorej. Jest zdecydowanie za długi. Wątek romantyczny jest niepotrzebny, postaci kobiece stereotypowe, napisane na kolanie w służbie mężczyznom. Historia Goldena jest przewidywalna, a "dodatki" do całej historii nie są zbyt odkrywcze.
Najlepsze fragmenty to te rozgrywające się w Irlandii – wątek przemytniczy ma świeżość i lekki ironiczny sznyt. Tam film nabiera charakteru gangsterskiego kina drogi, z humorem i dystansem. Szkoda, iż te sceny to tylko ułamek całości, bo gdyby "Druga Furioza" poszła w ten ton, mogłaby być naprawdę ciekawa.
Nie sposób nie docenić Mateusza Damięckiego. Jego "Golden" to jedna z najbardziej charakterystycznych postaci ostatnich lat w polskim kinie – niejednoznaczny, nieobliczalny, pełen energii. Jego najmocniejsza rola.
Problem w tym, iż w "Drugiej Furiozie" Damięcki po prostu przesadza. Gdzie w pierwszej części jego ekspresja miała sens, tu zamienia się w autoparodię. Aktor szarżuje, gubi ton, momentami przypomina kreskówkowego bandziora, a nie tragicznego antybohatera. To rola, którą trudno brać serio – a szkoda, bo potencjał był ogromny, choć – patrząc na komentarze – większości widzów jego aktorska wcale szarża nie przeszkadza, a wręcz ją kupiła.
Zdecydowanie lepiej wypadają role drugoplanowe: świetny Szymon Bobrowski ma w sobie coś z klasycznego gangstera starej daty, a Łukasz Simlat w roli policjanta Bauera po raz kolejny pokazuje, iż potrafi jednym spojrzeniem opowiedzieć więcej niż w trzyminutowym monologu i jest jednym z najlepszych polskich aktorów. To oni ratują film, wprowadzając trochę autentyczności i ikry.
Czy warto obejrzeć "Drugą Furiozę"? Tylko jeżeli bardzo chcesz
"Druga Furioza" to fajny akcyjniak na wieczór i jednocześnie odgrzewany kotlet. Po seansie trudno oprzeć się wrażeniu, iż właśnie obejrzeliśmy długi fanowski film. Olencki wciąż potrafi robić mocne, napakowane testosteronem kino, które dobrze się ogląda przy piwie i chipsach. Ale tym razem zabrakło pomysłu i serca.
Widać, iż Netflix chciał bezpiecznie zmonetyzować sukces pierwszego filmu – dać fanom to samo, co już polubili, tylko więcej, głośniej i koniecznie znowu z Damięckim. I to się udało – film jest hitem platformy.
Ale artystycznie i to nic nowego. Olencki próbował pogłębić psychologię Goldena, pokazać jego drogę ku samozagładzie, jednak wyszło raczej jak dopisek do dopisku. "Druga Furioza" niczego nie wnosi do „Furiozy” – nie zmienia jej wymowy ani nie reinterpretuje bohaterów. To jak czytanie tej samej powieści w innej czcionce: treść ta sama, tylko dłuższa, mniej angażująca i z kilkoma dodatkowymi przypisami.
Tyle iż już się mówi o "Furiozie 3" (jeszcze nieoficjalnie) i można tylko westchnąć. jeżeli historia Goldena i jego ekipy to rzeczywiście dojna krowa, to platforma będzie ją doić do ostatniej kropli. Ale naprawdę lepiej smakują filmy, które powstają z potrzeby, a nie z obowiązku i na pewno nie dla kasy. Chyba iż twórcy dadzą nam inną historię: może prequel z prawdziwego zdarzenia? Może sequel z twistem? Byle nie to samo, błagam.