Drodzy pisowcy…

ekskursje.pl 4 lat temu

Dawno się do was nie zwracałem (ale bywalcy bloga wiedzą, iż ten nagłówek się tu czasem pojawia). Dla początkujących przypomnienie, iż to nie jest Twitter, to jest mój blog, komentarze podlegają ostrej moderacji. Debiutantom rekomenduję przyjrzenie się poprzednim komentarzom i próbę dostosowania do ogólnego poziomu.

Piszę do was, drodzy pisowcy, zdruzgotany ostatnimi porażkami prezydenta Dudy i polskiej dyplomacji. Marka „Polska” to nasze wspólne dobro, więc przykro nam, gdy Wasi politycy ją niszczą.

Depesza Reutersa „Poland’s President Says He Won’t Attend Holocaust Event in Israel” brzmi fatalnie. W takiej mniej więcej wersji to pokazują zachodnie media.

Zgadzam się, iż prezydent Duda nie miał innego wyjścia. Ale to właśnie źle, iż dał się zapędzić do sytuacji bez wyjścia.

Gdzie on w ogóle był, kiedy problem narastał? Jeździł na nartach? Łapał hostię? Tweetował z Ruchadłem Leśnym?

Rosjanie – z tym się też chyba zgodzicie – to dobrzy gracze. Nie „dobrzy” w sensie „stojący po stronie dobra”, tylko w sensie „dobrzy w te klocki”.

Zręcznie udało im się wygenerować przekaz o „antysemickiej Polsce”. Choć to Rosjanie na nas napadli do spółki z Hitlerem, wytworzyli narrację, w której wszystko jest na opak. To jest katastrofa.

Gdzie były te wszystkie fundacje od dbania o polskie dobre imię? Czy one w ogóle potrafią cokolwiek, poza wydaniem setek milionów na jacht, który nie pływa? Gdzie Mabena? Gdzie Czaputowicz?

Jak może wiecie, pasjonuje mnie USA i amerykańska popkultura, w tym: westerny. Zastanówmy się wspólnie nad pewnym paradoksem: Amerykę zbudowano na ludobójstwie.

Biali osadnicy najpierw ukradli ziemię jej rdzennym mieszkańcom, a potem ich zamknęli w rezerwatach, skazując na powolne wymieranie z biedy i chorób. Dlaczego nikt im tego nie wypomina, poza niszowymi lewakami, którzy i tak uwielbiają westerny z Johnem Wayne?

No bo przyjrzyjmy się, jak to John Wayne rozegrał. Od lat 50. był współscenarzystą, współproducentem i współreżyserem filmów, w których występował, więc można zakładać, iż wyraża w nich swój światopogląd.

Te filmy często bazowały na prawdziwych wydarzeniach i często pokazywano w nich krzywdę rdzennych Amerykanów. Ale odpowiadał za nią jakiś bohater negatywny: niekompetentny agent ds Indian, niedoświadczony dowódca kawalerii, skorumpowany gubernator, nieuczciwy biznesmen itd.

Wayne grał bohatera pozytywnego, który jest wolny od rasizmu i pełen szacunku dla rdzennych mieszkańców. Z wodzem Apaczów wypalił niejedną fajkę, z wodzem Siuksów polował na bizony, a wódz Komanczów go kiedyś ciężko ranił, ale walka była honorowa, więc połączyło ich „krwawe braterstwo”, więź silniejsza od przyjaźni (streszczam tutaj autentyczne wątki z kilku westernów).

Oczywiście, mówi płynnie w ich językach. I mówi im w nich (a także po angielsku), iż co się stało, to się nie odstanie, ale powinni korzystać z wielkich możliwości, jakie im daje Ameryka: studiować w college’u, zakładać biznesy.

Gdyby John Wayne był Polakiem, zarzucalibyście mu zdradę narodową. Tylko dlatego, iż ośmiela się wspominać o ciemnych sprawach z historii Ameryki – tak jak pisarze i filmowcy, których wyklinacie za wspominanie o ciemnych sprawach z historii Polski. Ale przecież mówią też o jasnych!

Gdyby minister Gliński miał minimum kompetencji, potrafiłby wykorzystać prozę Tokarczuk jako punkt odbicia do rozsławiania Polski na świecie. Te książki wcale nie są antypolskie – nie bardziej niż westerny Johna Wayne’a są antyamerykańskie.

A iż są popularne, to jakaś kontr-impreza – bez Putina, ale za to z polskimi artystami i intelektualistami o światowej sławie, mogłaby przyciągnąć uwagę. To by na pewno wyglądało lepiej, gdyby Duda ogłosił, iż nie pojechał do Jerozolimy, bo wolał rocznicę obchodzić w towarzystwie Tokarczuk.

To było do zrobienia, tylko wymagałoby kompetentnego ministra kultury i kompetentnego ministra spraw zagranicznych. Gdy PiS przechwycił 5 lat temu kulturę i dyplomację, powyrzucał wszystkich starych fachowców.

Efektem był paraliż. Przez pierwsze dwa-trzy lata można było to uważać za okres przejściowy, ale kiedy on się skończy? W 2030?

A może jednak trzeba znaleźć kogoś, kto umie wykorzystać międzynarodową sławę polskich pisarzy. I kogoś, kto umie grać w dyplomatyczne gry. I prezydenta, który ma inne talenty poza jazdą na nartach?

No wiem, nie powiecie tego na głos. Ale wierzę, iż część z was zaczyna mieć takie wątpliwości…

Idź do oryginalnego materiału