Cztery siostry, samotna matka i pełna energii babcia. Ten oto kobiecy zestaw rządzi i dzieli w „Dreamland” – brytyjskim komediodramacie o rodzinie i konsekwencjach fatalnych błędów.
„Dreamland„, brytyjski serial stacji Sky Atlantic (w Polsce emitowany na platformie SkyShowtime), zawdzięczamy w dużej mierze Sharon Horgan – autorce wyróżnionej nagrodą BAFTA krótkometrażówki, na której została oparta serialowa historia. Piszę o tym nieprzypadkowo, bo wielu z was może kojarzyć Horgan z jej poprzedniej produkcji, czyli applowskich „Sióstr na zabój„, gdzie wątek siostrzeństwa także odgrywał kluczową rolę. Tutaj jest podobnie i tak, znów w grę wchodzą tajemnice, mimo iż tym razem nikt nikogo nie zabija.
Dreamland – o czym jest brytyjski serial SkyShowtime?
Najgłośniejszym nazwiskiem związanym z „Dreamland” jest jednak nie pracująca przy nim jako producentka wykonawcza Horgan, ale debiutująca w głównej telewizyjnej roli (ale mająca już doświadczenie teatralne) i wypadająca w niej co najmniej solidnie piosenkarka Lily Allen. Wciela się ona w Mel, którą poznajemy, gdy po tym, jak nie wypaliły jej zawodowe ambicje, wraca z podkulonym ogonem z Paryża do rodzinnego miasteczka Margate. Niespodziewanym powrotem zaskakuje, ale i raduje swoich bliskich, choć widać, iż nie wszyscy są z tego powodu równie zadowoleni.
Tyczy się to zwłaszcza najstarszej z trzech sióstr Mel, Trish (Freema Agyeman, „Szpital New Amsterdam”), która wraz z mężem Spence’em (Kiell Smith-Bynoe, „Ghosts”) spodziewa się właśnie kolejnego dziecka, a pojawienie się rodzinnej czarnej owcy odwraca uwagę od jej bardzo różowej imprezy. Nieoczekiwany przebieg zdarzeń sprawia, iż obydwie siostry lądują niedługo razem w szpitalu, a to dopiero początek niespodzianek, które postawią wszystko na głowie, wystawiając rodzinne więzi na ogromną próbę.
Dreamland – od kiepskiej komedii do lepszego dramatu
Problemy Mel, które okażą się znacznie większe, niż można by początkowo przypuszczać, będą się rzucać cieniem na całą, 6-odcinkową fabułę, nie spowijając jej jednak ponurym całunem. Wręcz przeciwnie, bo „Dreamland”, choć zdarza mu się poruszać poważniejsze tematy (od rodzinnych po rasowe czy klasowe), przez zdecydowaną większość czasu jest serialem równie pogodnym, co słoneczna aura nadmorskiego Margate.
Gołym okiem widać, iż twórczyniom (za serial odpowiada w dużej mierze kobieca ekipa) zależało, aby widz poczuł bijącą z ekranu pozytywną energię i dał się jej porwać. Niestety, ta wcale nie musi was do serialu przyciągnąć, ponieważ jego start nie jest tak gładki, jak na to prawdopodobnie liczono.
Gdy zaczęło się od kilku niezbyt udanych żartów i błahych wizytówek głównych bohaterek, czułem się raczej średnio zachęcony do śledzenia ich losów, obawiając się, iż pójdzie to w stronę niskich lotów komedii. Niepokoju nie zmniejszało bynajmniej, iż premiera tylko z rzadka dawała sygnały o kryjącym się tu potencjale, a i przy tym potrafiła być sztuczna. Gdy natomiast wszystko podsumowano jeszcze ostatnią sceną z komediowym złotem w postaci ptasich odchodów… naprawdę nie miałem ochoty na więcej.
Okazało się jednak, iż warto było jeszcze chwilę poczekać. Im dalej w krótki sezon, tym mocniej do głosu zaczęło bowiem dochodzić dramatyczne oblicze serialu. To wprawdzie nie tak, iż „Dreamland” zmienia swoje oblicze o 180 stopni, ale wcale nie musi. Wystarczyło dać bohaterkom trochę miejsca na okazanie bardziej ludzkich oblicz i voilà, już rzecz stała się całkiem oglądalna i o wiele ciekawsza.
Dreamland, czyli trochę dysfunkcyjna, ale rodzina
Zasługa w tym z jednej strony sporych rozmiarów twistu, który ustawia historię w konkretnym kierunku i nadaje jej znaczenia, ale z drugiej również poszczególnych bohaterek, z czasem nabierających głębi i charakteru. Spotyka to co prawda w głównej mierze Mel i Trish, które ustawione na przeciwległych biegunach do samego końca pozostają w centrum zainteresowania serialowej fabuły, ale ostatecznie i reszta daje się zapamiętać z jakichś mocnych stron.
Clare (w tej roli współscenarzystka serialu Gabby Best) z pozycji siostry sarkastycznej przechodzi do najtrzeźwiej oceniającej rzeczywistość i aż szkoda, iż jej osobisty wątek nie przebija się ponad ten powiązany z rodzeństwem. Nie jest to problemem w przypadku najmłodszej Leili (Aimee-Ffion Edwards, „Peaky Blinders”), która od początku stanowi uroczy dodatek i takim pozostaje, co na krótką metę działa. Podobnie jak uczynienie kradnącej show babci całej czwórki (Sheila Reid, „Ciała”) źródłem czasem zaskakująco ostrego humoru. Zostaje jeszcze matka sióstr, Cheryl (Frances Barber, „Detektyw z wybrzeża”), której historia mogłaby działać, gdyby nie była tak spłycona.
Dreamland – czy warto oglądać serial z Lily Allen?
Koniec końców „Dreamland” broni się jednak jako opowieść o nieco dysfunkcyjnej, ale mimo wszystko kochającej i wspierającej się rodzinie. Nie odkrywa w tym względzie (ani w sumie w żadnym innym) Ameryki, ale jako trzymający się ziemi, wystarczająco wiarygodny i skupiony na ludziach komediodramat ma dość atutów, żeby uznać go za udany.
A iż przy tym w drugiej połowie sezonu fabularnie i emocjonalnie nabiera rumieńców, pokazując trochę bardziej drapieżne oblicze, można mu wybaczyć wyboisty początek. Nabrawszy kształtów, tak „Dreamland”, jak i jego bohaterki okazują się mieć do zaoferowania więcej, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Mam tylko nadzieję, iż skoro już udało im się dotrzeć do tego miejsca, to dostaniemy kontynuację, bo historia jest daleka od zakończenia. Ba, dalej powinno być tylko ciekawiej.