Dramat na morzu, dramat na lądzie. Nakręcili wybitną polską produkcję Netfliksa

swiatseriali.interia.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


"Heweliusz" to historia zapomniana, mało ludzi, szczególnie młodych, w tej chwili ją kojarzy. Czym jest "Heweliusz"? To przede wszystkim bardzo przejmująca opowieść, w bardzo ciekawym momencie historii Polski" - mówi Interii Jan Holoubek. Reżyser wraz z producentką Anną Kępińską zabierają nas za kulisy powstania najdroższego polskiego serialu Netfliksa.


Katastrofa promu Jan Heweliusz była największą katastrofą w historii polskiej żeglugi cywilnej. Do tragedii doszło w godzinach porannych 14 stycznia 1993 roku; zginęło w niej 55 osób, uratowało się tylko dziewięć. Adam Zadworny w reportażu "Heweliusz. Tajemnica katastrofy na Bałtyku" przywołuje słowa jednego z ocalałych o tym, iż tej nocy rozglądając się wokół, morze z ciałami w kamizelkach ratunkowych przypominało mu cmentarz w Dzień Zmarłych.
Realizacja tego materiału wiązała się z wieloma wyzwaniami. O kręceniu "Heweliusza", wyborach i mocnej, poruszającej czołówce opowiadają Interii Jan Holoubek i Anna Kępińska. Reklama


Katarzyna Ulman, Interia: "Heweliusz" jest jedną z największych polskich produkcji. Ogromna liczba dni zdjęciowych, mnóstwo ton wody, zdjęcia w wielu polskich miastach i zagranicą. Jednak zanim zaczniemy, chciałam zapytać o niezwykle mocną czołówkę. Skąd pomysł na wykorzystanie sygnału SOS i głosu kapitana Andrzeja Ułasiewicza?
Jan Holoubek: Pierwotnie w ogóle nie zakładaliśmy, iż będzie czołówka, więc powstała ona na samym końcu.
Anna Kępińska: Nad grafiką czołówki pracowaliśmy dość długo. Od początku wiedzieliśmy, iż to musi być bardzo proste i mocne. Natomiast pomysł, żeby jeszcze włączyć w to głos kapitana pojawił się w ostatniej chwili. Myślę, iż to połączenie prostego graficznego sygnału z jego głosem powoduje, iż to jest mocne.
Dlaczego właśnie "Heweliusz"? Dlaczego ta historia?
Jan Holoubek: To jest historia, z którą przyszedł do nas Kasper Bajon, który, jak się okazuje, myślał o tej historii wcześniej i chyba “Wielka Woda" otworzyła go, żeby pomyśleć o "Heweliuszu" już na etapie pisania scenariusza. Dlaczego? Była to największa katastrofa morska, cywilna, powojenna. To historia zapomniana, mało ludzi, szczególnie młodych, w tej chwili ją kojarzy. Czym jest "Heweliusz"? To przede wszystkim bardzo przejmująca opowieść, w bardzo ciekawym momencie historii Polski - zawsze staramy się opowiadać o ludziach, ale gdzieś obok tej historii o nich, gdzieś tłem, jest też kawałek historii Polski.
Anna Kępińska: Z tego co wiem, to Kasper mieszkał dosłownie kilka domów od kapitana Ułasiewicza, chodził do tej samej szkoły, do której chodziła jego córka. Ta tragedia wywarła na nim duże wrażenie jako na dziesięcioletnim chłopcu i widocznie nosił to w sobie.
Jan Holoubek: Te wszystkie elementy, iż np. mieszkali koło siebie Kasper odkrył później - w trakcie spotkań z Jolantą Ułasiewicz i jej córką Agnieszką i też to, iż chodzili do jednej szkoły, bo oni byli przesunięci latami, więc jakby to nie była historia, która rozgrywała się na jego oczach. De facto rozgrywała się obok niego w trochę w innym czasie.




Te pięć odcinków to mnóstwo zdarzeń, bohaterów. Jak ułożyć taką historię?
Jan Holoubek: (...) Myślę też, iż tutaj nie dawaliśmy sobie jakiś ograniczeń czasowych - iż odcinek musi trwać czterdzieści minut, czasami te odcinki realizowane są ponad pięćdziesiąt. Ostatni blisko osiemdziesiąt. To jest pewnie rzadkie, ale uważam, iż właśnie szerokość tej historii, pojemność, ilość wątków wymagała tego, żeby dać sobie spokojnie czas na opowiedzenie wszystkiego.
Anna Kępińska: Rzeczywiście to jest trudne - opowiedzieć tę historię, szczególnie tak, jak opowiedział ją Kasper po “Wielkiej Wodzie". Wiedział, iż chce opowiedzieć ten serial zupełnie inaczej, iż to nie będzie chronologicznie opowiedziana historia i znalazł na to pomysł, opowiadając ją de facto w dwóch perspektywach czasowych, czyli w czasie katastrofy i czasie po niej. Natomiast to, iż jest to tak umiejętnie przeplatane dramaturgicznie względem siebie podporządkowane - to jest absolutnie fantastyczne i bardzo trudne - żeby ten przeplot był zrozumiały, organiczny emocjonalnie, a jednocześnie też w jakimś stopniu prawdziwy.
Jan Holoubek: Jeszcze jest dodatkowy element trudny - dopiero w piątym odcinku opowiadamy, co wydarzyło się w dniu, w którym nastąpiła katastrofa. interesujące też jest to, iż opowiadamy to z różnych perspektyw różnych bohaterów. Skomplikowanie, ale jednocześnie emocjonalnie bardzo zrozumiale napisane.
Zobacz też: "Szekspirowska" tragedia na polskim morzu. Wielowarstwowa historia


Co było najcięższym i największym wyzwaniem podczas prac na planie?
Jan Holoubek: Czy najtrudniejsze w tym serialu było zrobienie sekwencji katastrofy? To nie jest tak, iż łatwo nam było zrobić wszystko inne, ale katastrofa była wyzwaniem z kategorii tych super-trudnych dlatego, iż nikt z nas wcześniej nie robił rzeczy na taką skalę. Wszystko było czasochłonne, trudne były warunki zarówno dla aktorów, jak i ekipy, która musiała kręcić na maksymalnym wietrze, czasami zimnie, w wodzie, przy przechylających się dekoracjach. Czasami można było po minucie dostać choroby morskiej. Było to wyzwanie, kondycyjnie, na poziomie ultrahard. To, co mnie najbardziej męczyło, to jakby też powolność tego kręcenia - zdarzały się takie dni, iż byliśmy w stanie nakręcić tylko trzy ujęcia przez cały dzień.
Anna Kępińska: Tu mówimy o zdjęciach, oczywiście już bardzo technicznych, które kręciliśmy w basenie w specjalnej hali, przystosowanej do zdjęć wodnych w Brukseli [studio Lites Water Stage & Film Studios - przyp. red.], gdzie realizowaliśmy bodajże szesnaście dni zdjęciowych, ale to było jakieś 5% materiału - to były bardzo techniczne, skrupulatnie wykonane zdjęcia z olbrzymią ilością różnych sprzętów i efektów wodnych, zraszaczy, urządzeń, które robiły fale dość niebezpiecznych rozmiarów. Jakbyśmy mówili o najtrudniejszych zdjęciach, to można powiedzieć, iż te były najtrudniejsze, ale oczywiście trudno ten serial sprowadzić tylko do tych scen, bo myślę, iż te trudności były na każdym etapie. Począwszy od developmentu, kiedy trzeba było dokonać wyboru, jak to ma być opowiadane, z jakiej perspektywy, jak opowiedzieć historię, która jest wciąż żywa dla wielu osób z godnością i z szacunkiem.
- Potem był bardzo długi czas preprodukcji, kiedy najtrudniejszą rzeczą było dokonać wyborów, które wiadomo, iż w jakimś stopniu są nieodwracalne - wybór i znalezienie odpowiedniego promu, na którym będziemy kręcić, wybór miejsc zdjęciowych. Nie chodzi o zwykłe obiekty tylko właśnie, iż taka scena będzie kręcona na takim basenie, albo znalezienie na przykład hali zdjęciowej, która będzie miała osiemnaście metrów wysokości, ponieważ żeby móc zrealizować zdjęcia na mostku, który był budowany, był potrzebny wysoki dźwig, za pomocą którego mostek mógł mieć przechył taki jaki wymarzył sobie nasz scenograf. Także te trudności były na każdym etapie. Na basenie np. temperatura wody była bliska trzydziestu stopni. Na początku wydawało nam się, iż w ogóle to jest nie do uniesienia, jak my możemy zrealizować sceny w styczniu w trzydziestostopniowej wodzie, a potem się okazało, iż to jest absolutnie konieczne, ponieważ inaczej aktorzy i cała ekipa częściowo, która była w wodzie, po prostu nie dałaby rady całego dnia wytrzymać.
Zobacz też: Najbardziej wyczekiwany polski serial. Tak wyglądała praca za jego kulisami
Idź do oryginalnego materiału