DRAGONY - Hic Svnt Dracones (2024)

powermetal-warrior.blogspot.com 3 godzin temu

Twórczość austriackiego Dragony jest mi znana i choćby muszę przyznać, iż do tej pory był to poziom godny uwagi. Po 3 latach od wydania "Viribus Unitis" band powraca z swoim 5 wydawnictwem zatytułowanym "Hic Svnt Dracones", którego premiera przypada na 11 października 2024. Płytę wyda wytwórnia Steamhammer. Wiele fanów power metalu wypatrywało ten album. W końcu band czerpie garściami z Sabaton, Twilight Force czy Rhapsody of Fire. Czy warto było czekać?


O ile poprzednie płyty trzymały dobry poziom, tak tutaj niestety coś poszło nie tak. Niby jest power metal, niby jest melodyjnie i choćby podniośle. Tylko dużo tu słodkości, dużo wtórności i oklepanych patentów. Nic nowego tutaj nie ma, a to co band prezentuje na dłuższą metę męczy. Tak słucha się tego i nie wiele gdzieś potrafi zapaść w pamięci. Dużo na nowej płycie takich nieco lekkich hitów, gdzie troszkę wieje komercją. Tak też jest z "Perfect Storm" i gdzieś tam troszkę wieje kiczem i troszkę może Sabaton. Tytułowy "Hic Svnt Dracones" zbyt długi, zbyt słodki i jakiś taki bez mocy. Jasne jest melodyjnie i podniośle.Ostrzejszy riff pojawia się w "The World Serpent" i tutaj można poczuć jakiś mocniejszy motyw gitarowy i troszkę więcej power metalu. Słodkość tutaj nie dominuje i to spory plus. Klawisze w "Twilight of The Gods" bardziej przeszkadzają niż pomagają i w takich momentach wieje troszkę kiczem. Refren dobry, ale nie ratuje tego kawałka. Na wyróżnienie zasługuje na pewno ostrzejszy "Dreamchaser" i klimatyczny, z nutką balladowego charakteru "i'll met by moonlight". Jest kilka momentów, jest kilka ciekawych utworów, ale niestety całościowo ta słodkość i wtórność troszkę przytłacza i na dłuższą metę męczy, Potencjał był na coś większego.

Swoim głosem czaruje Siegfried Samer, który jest w dobrej formie wokalnej. Pasuje do takiego grania i wypada tutaj bardzo dobrze. Z kolei Manuel Hertleb swoim partiami klawiszowymi wnosi sporo podniosłości i przebojowości. Duet gitarowy Plekhanov/ Saito też miewa dobre momenty, ale jako całość to troszkę zabrakło pomysłowości i jakiegoś powiewu świeżości. Płyta do posłuchania i raczej zapomnienia. Co za dużo słodkości to nie zdrowo.

Ocena: 5.5/10
Idź do oryginalnego materiału