Gene Hackman był cenionym aktorem, który za swoją pracę dwukrotnie został nagrodzony Oscarem. Pod koniec życia legenda Hollywood chorowała na Alzheimera. Na co dzień Hackman mieszkał z młodszą o niemal 30 lat żoną, Betsy Arakawą. O śmierci pary dowiedzieliśmy się 27 lutego. Oprócz nich w domu znaleziono również martwego psa. Teraz głos w sprawie zabrał dozorca, który odkrył ciała w posiadłości w Santa Fe w stanie Nowy Meksyk.
REKLAMA
Zobacz wideo Paulla wspomina zmarłego tatę. "Był jedyną osobą, która mnie wspierała na początku"
Gene Hackman został znaleziony przez dozorcę. Mężczyzna zabrał głos
Ciała małżonków Jesse Kesler odkrył pod koniec lutego. Wyszło na jaw, iż zmarli wcześniej. Według ustaleń lekarzy to Betsy Arakawa odeszła na kilka dni przed mężem. Obecne ustalenia mówią, iż aktor zmarł 18 lutego. Oficjalnie uznano, iż kobieta zmarła 11 lutego, choć z najnowszych informacji wynika, iż żona aktora jeszcze 12 lutego wykonywała połączenia do lokalnej kliniki zdrowia. Kesler przez lata pracował dla pary. Zaniepokoił go fakt, iż Arakawa od dłuższego czasu się z nim nie kontaktowała.
Kesler postanowił zawiadomić służby i poprosił o wszczęcie procedury "wellness check" - funkcjonariusze sprawdzają wówczas, czy ze wskazaną osobą jest wszystko dobrze. "Musieliśmy zaangażować członka rodziny, aby móc ją przeprowadzić. Musieli uzyskać autoryzację od członka rodziny. Nie mogliśmy skontaktować się z żadnym członkiem rodziny… Byliśmy w trakcie kontaktowania się z kimś, ale trwało to zbyt długo. W końcu zobaczyłem ochroniarza i wtedy weszliśmy razem z nim" - przekazał dozorca w rozmowie z Fox News. Biuro szeryfa podkreśliło, iż przed 26 lutym nikt się z nimi nie kontaktował w tej sprawie. Córka zmarłego aktora, Leslie Hackman, potwierdziła ten fakt. "Nikt się do mnie nie zgłosił. Nie przed odkryciem ciał" - zaznaczyła.
Dozorca Gene'a Hackmana żałuje, iż nie zgłosił sprawy wcześniej
Jesse Kesler w rozmowie z "Daily Mail" wyjawił, dlaczego wcześniej nie zainteresował się losem pary. "Przez pierwszy tydzień myślałem, iż może jest na mnie zła. Myślałem, iż zrobiłem coś złego. Mamy inne projekty w toku, więc pomyślałem, iż mogłem się wygadać i powiedzieć: "O tak, robimy to dla innej osoby". Sądziłem, iż może przyłapała mnie na gorącym uczynku i może mam kłopoty" - stwierdził. "Prawdopodobnie w ciągu ostatnich trzech dni zdecydowałem: 'Okej, coś jest nie tak' i rozpoczęliśmy proces. (...) Sprawa ciągnęła się przez dwa tygodnie, które doprowadziły do tego, iż w końcu tam weszliśmy. Wiedzieliśmy, iż coś jest nie tak. Próbowaliśmy przeprowadzić proces prawidłowo, a nie po prostu wejść na czyjąś posesję" - przekazał dozorca.
Jak zaznaczył mężczyzna, żałuje, iż wcześniej nie zdecydował się udać pod posiadłość małżeństwa. Może wówczas udałoby się ich uratować. "Żałuję, iż nie poszedłem tam wcześniej... Może mógłbym uratować Gene'a albo psa. Szczerze mówiąc, to było okropne. To był jeden z najgorszych dni w moim życiu, a miałem kilka złych dni. Widzieć kogoś takiego... Miałem nadzieję na lepsze zakończenie, iż może byli poza miastem i po prostu nikomu nie powiedzieli albo przez przypadek zamknęli się w piwnicy z winem" - podsumował Kesler.