„Dorośli” dołączają do sporego zbioru opowieści o współlokatorach i nie udają, iż wymyślili ten komediowy podgatunek. Odświeżają jednak konwencję treścią i formą bliską dzisiejszym dwudziestolatkom.
„Dorośli” („Adults”), komedia FX, której ośmioodcinkowy 1. sezon w Polsce oglądać możemy na Disney+, wywołali mieszane reakcje. Zupełnie mnie to nie dziwi, bo stworzony przez Bena Kronengolda i Rebeccę Shaw (duet znany z viralowego przemówienia na zakończenie Yale w 2018 roku, a potem piszący dla Jimmy’ego Fallona w „The Tonight Show”) serial o grupie dwudziestokilkulatków w nowojorskim Queens ma cechy, które mogą do niego zniechęcać. Ja jednak zdecydowanie stanę po stronie tej komediowej nowości – niepozbawionej wad, ale bogatej w przeważający mankamenty zbiór zalet.
Dorośli – o czym jest serial dostępny na Disney+?
W omówieniach „Dorosłych” nie brakuje zestawień, wszak grupek młodych w wielkim mieście widzieliśmy serialowo wiele. Od „Przyjaciół” przez „Dziewczyny” (do obu można dostrzec bezpośrednie nawiązania) po, najbardziej moim zdaniem zbliżone humorem i klimatem, „Broad City” – owszem, „Dorośli” nie wymyślają gatunku komedii o spędzaniu razem czasu i radzeniu sobie z dość świeżą dorosłością. Raczej odświeżają znajome konwencje. Trudno mieć im to jednak za złe, od premiery „Broad City” minęło jedenaście lat, a wkroczenie do telewizji kolejnej generacji to naturalna kolej rzeczy.

W przeciwieństwie do duetu Abbi i Ilany, tu mamy oczywiście większą ekipę. Samir (Malik Elassal, „Joe Pickett”), którego rodzinny dom wszyscy zamieszkują (rodzice wyruszyli w podróż życia) i który bywa niezbyt mądry, ale chce dobrze. Anton (Owen Thiele, „Nadrabiaj miną”), charyzmatyczny, zachwycony sobą, ale niepotrafiący zrezygnować z przypadkowych intensywnych znajomości z każdym napotkanym człowiekiem, bo to daje natychmiastowe podniesienie poczucia własnej wspaniałości. Billie (Lucy Freyer, „Paint”), kiedyś prymuska, teraz zastanawiająca się, czy najlepszych lat nie ma już za sobą – i w desperacji podejmująca fatalne decyzje. I Issa (Amita Rao, „Deli Boys”), z energią – co dość zgodnie twierdzą krytycy – bardzo podobną do tej, którą znamy z roli Ilany Glazer. Dołączy do nich Paul Baker (Jack Innanen, „The Office Movers”), zawsze funkcjonujący pod pełnymi personaliami, przemiły chłopak Issy – przy czym raz wprost na jego temat usłyszymy, iż byciem miłym to jeszcze nie osobowość).
Ta grupka bywa irytująca. Zwłaszcza pilot serialu wymagał ode mnie cierpliwości, bo wyglądało na to, iż wszyscy mają jedną cechę na krzyż, a żarty skupią się na masturbacji (otwierająca serial scena w metrze) i molestowaniu (część postaci jest ewidentnie zazdrosna o sławę, jaką ich znajomemu przyniosło bycie ofiarą tego przestępstwa). Na dodatek 1. odcinek narzuca takie tempo i tyle tu chaosu, iż czułam się po nim przebodźcowana, jednocześnie sądząc, iż mam do czynienia ze stereotypowym widzeniem generacji Z.
Dorośli – Przyjaciele i Broad City nowej generacji
Jednak już 2. odcinek pokazał mi, iż warto dać „Dorosłym” szansę. Wizyta Billie w szpitalu i mało umiejętne wspieranie jej przez przyjaciół to przykład tego, w jak niebanalny sposób twórcy serialu dobierają sytuacje, w których bohaterowie popełniają błędy przez swoje naczelne wady. Samir niekoniecznie wie, co robi? Mało oryginalne, ale nabiera nowego wymiaru, gdy chodzi o zdrowotne decyzje dotyczące Billie, która ma zaufała. Podobne interesujące przykłady zobaczymy w trakcie sezonu. Nieznośny narcyzm Issy i Antona dojdzie do głosu przy okazji śmierci ich terapeuty, a pragnienie Billie, by seksualnie zaszaleć, objawi się w najmniej sprzyjających okolicznościach, bo wobec podejrzanego o atak w sąsiedztwie.

Ta ostatnia sytuacja ma miejsce w 3. odcinku i choćby dla niego warto „Dorosłych” obejrzeć, bo to jedna z najlepszych komediowych historii ostatnich miesięcy. Potem nie jest już w 1. sezonie aż tak rewelacyjnie, ale mamy choćby pomysłowy 4. odcinek dotyczący domowych postanowień, co w życiu zmienić. Od złamania postanowienia przez Billie zacznie się wątek nauczyciela (w tej roli fenomenalny Charlie Cox, „Daredevil”), szaloną kulminację znajdujący w 6. odcinku, gdy ekipa chce udowodnić, iż potrafi zorganizować w domu prawdziwie dorosłą kolację.
W ogóle duża część ostatecznego sukcesu „Dorosłych” w moich oczach wynika z tego, iż w trochę absurdalny, trochę tragikomiczny sposób dość trafnie pokazują ten moment w życiu, kiedy już nie pasuje się do licealistów – choćby jeżeli podejmuje się takie próby, jak robią to Samir i Paul Baker – ale jeszcze nie można uznać, iż się w pełni dojrzało, gdy wizyta w banku to wyzwanie ponad siły, a grupowym wielkim osiągnięciem okazuje się posprzątanie sterty poczty od dawna zalegającej w skrzynce i jej okolicach. Serial momentami sygnalizuje poważne problemy, jakie bohaterowie mają z dostosowaniem się do wymagań rynku pracy czy towarzyskich konwencji, a przy tym – przy całej irytacji, jaką chwilami ci ludzie budzą – pokazuje, jak ładnie ekipa się wspiera w licznych trudnościach.
Dorośli – czy warto oglądać komedię o grupie przyjaciół?
Kiedy już przyzwyczaiłam się do dość odważnego humoru, doceniłam błyskotliwość scenariusza. Faktycznie można się przy „Dorosłych” ubawić, a jeżeli chodzi o braki – wciąż trochę jednowymiarowe postaci, dość absurdalne zwroty akcji – to podejrzewam, iż serial potrzebuje po prostu więcej czasu, bo osiem krótkich odcinków to przy kilkuosobowej ekipie niedużo. Ale już widać, iż ekipa ta ma swoje hasła i rytuały, których pewnie, o ile powstaną kolejne sezony, poznamy więcej. Zresztą choćby niektóre ryzykowne pomysły (konkretnie dwa, ale nie chcę ich zdradzać), chociaż przy oglądaniu miałam nadzieję, iż się nie spełnią, bo wydawały się z góry słabe, ostatecznie poprowadzono w niebanalnym kierunku, więc wystarczyło mieć do twórców trochę zaufania.

Co ważne – chociaż pewnie nie mnie to oceniać – „Dorośli” nie wydają się serialem o młodych widzianych przez starszych. To opowieść młodych o młodych, a przez to mimo przerysowania jakoś naturalna, z młodzieńczą energią i zagubieniem ludzi świeżo po studiach, w czasach nadmiarów i niejasnych zasad. A od „Przyjaciół” sporo się w komediach zmieniło, nie tylko w kwestiach zróżnicowania obsady. Bo czy gdyby mieszkanie Moniki i Rachel odwiedziła potrzebująca noclegu szesnastolatka, to byłoby to dlatego, iż przyjechała z innego stanu na aborcję? Że o grubym żarcie na temat ministrantów nie wspomnę (warto go nie przeoczyć w finale sezonu).
„Dorośli” to w efekcie nowoczesny, dynamiczny serial. Być może głównie dla młodych, ale nie należąc do gen Z, też warto dać mu szansę. Obsada jest świetna, zupełnie nieopatrzona, świeża, do frustrujących zachowań bohaterów można się z czasem przyzwyczaić, a udane żarty sporo wynagradzają. Poza tym nie oszukujmy się – poczucie, iż nie dorosło się do oczekiwań związanych z metrykalnym wiekiem i iż adekwatnie nigdzie się nie pasuje, jest bardziej uniwersalne, niż chcemy przyznać.