Do przykrego zdarzenia doszło w nocy z wtorku na środę w Sopocie. Nieznani sprawcy ukradli lexusa należącego do rodziny Donalda Tuska. Auto zniknęło z prywatnej posesji premiera w Trójmieście. Kradzież została natychmiast zgłoszona na policję.
Policja i SOP prowadzą dochodzenie ws. kradzieży samochodu Donalda Tuska
Rzeczniczka Komendy Głównej Policji Katarzyna Nowak poinformowała, iż sprawy związane z bezpieczeństwem osób objętych ochroną, w tym także dotyczące ich mienia, należą do kompetencji Służby Ochrony Państwa. W sprawę zaangażowani są funkcjonariusze Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku, którzy działają we współpracy z SOP.
Pomimo medialnego rozgłosu, Służba Ochrony Państwa nie udziela szczegółowych informacji dotyczących incydentu. Rzecznik SOP, płk Bogusław Piórkowski, w rozmowie z PAP odmówił komentarza w tej sprawie. Milczenie służb tylko potęguje spekulacje dotyczące zabezpieczenia posesji i ochrony mienia premiera.
Szczegóły kradzieży samochodu Tuska
Dotychczas wiadomo jedynie, iż skradziony został luksusowy lexus należący do rodziny Donalda Tuska. Do zdarzenia doszło w Sopocie, a sprawą zajmuje się Komenda Wojewódzka Policji w Gdańsku. Funkcjonariusze prowadzą dochodzenie przy współpracy z SOP, jednak szczegółowe ustalenia nie są ujawniane.
Według wypowiedzi rzeczniczki Komendy Głównej Policji, kwestie związane z bezpieczeństwem osób objętych ochroną oraz incydenty dotyczące ich mienia leżą w kompetencji SOP. Oznacza to, iż sprawa kradzieży lexusa Donalda Tuska staje się także kwestią odpowiedzialności Służby Ochrony Państwa. Na ten moment SOP nie komentuje zdarzenia.
Policja odnalazła samochód Tuska. Nie wyklucza działania obcych służb
Funkcjonariusze z Trójmiasta gwałtownie zareagowali na kradzież prywatnego auta należącego do rodziny premiera Donalda Tuska, które zniknęło w nocy z wtorku na środę w Sopocie. Według informacji podanych przez TVN24, samochód został zlokalizowany w ciągu kilku godzin od zgłoszenia, a następnie zorganizowano policyjną pułapkę.
Dodatkowo pojawiły się spekulacje co do możliwego zaangażowania zagranicznych służb. Jak powiedział jeden z funkcjonariuszy, nie można wykluczyć, iż była to próba demonstracji, iż premier jest obserwowany i narażony na bezpośrednie zagrożenie.
Rosyjskie drony nad Polską
Obecnie premier ma na głowie znacznie poważniejsze problemy. W związku z poważnym naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej przez około 19 rosyjskich dronów w nocy z wtorku na środę (9 na 10 września) Donald Tusk utrzymywał stały kontakt z przywódcami europejskimi i sekretarzem generalnym NATO. Incydent zdynamizował poziom konsultacji dyplomatycznych i obronnych w ramach wspólnoty euroatlantyckiej.
Tusk określił wtorkową noc jako największą prowokację od czasów II wojny światowej, jednocześnie zaznaczając, iż nie widzi w tej chwili bezpośredniego zagrożenia wybuchem wojny. Rozkazano zestrzelenie tych dronów przez wojsko i siły NATO, a pilotowane były do interwencji niemieckie i holenderskie myśliwce oraz polskie jednostki lądowe. Incydent wywołał falę potępienia ze strony przywódców państw europejskich – m.in. Francji, Holandii, Niemiec, Wielkiej Brytanii – którzy poparli Polskę i zadeklarowali chęć wzmocnienia obrony powietrznej.
W środę wieczorem Karol Nawrocki rozmawiał z Donaldem Trumpem w sprawie rosyjskich dronów i podkreślił, iż potwierdzono „jedność sojuszniczą”.
Zobacz także: Donald Tusk potwierdził zamknięcie granicy. Rozpocznie się o północy z czwartku na piątek
