Sycylia. Wyspa pełna zapierających dech w piersiach krajobrazów. Istny raj na Ziemi – kraina mlekiem i miodem płynąca. Pozory jednak mylą. Pod pięknym sycylijskim słońcem, które rozświetla każdy zakamarek regionu, czai się grzech. Mafijne koneksje są tu wszechobecne – wpisane w samo naturalne środowisko wyspy. W Listach sycylijskich zachłanność i wyrachowanie zderzają się z samotnością. Wszystkiemu towarzyszy desperacja, a co ważniejsze – ironia. Szkoda tylko, iż przydusza ona to, co pulsuje pod powierzchnią.
Po sześcioletniej odsiadce współpracownik mafii, Catello Palumbo, wychodzi na wolność. Świat nie wita go jednak z otwartymi ramionami. Niezbyt przyjemny ptasi „dar z nieba”, który ląduje wprost na kurtce bohatera, nakręca spiralę rozczarowań. Własność byłego burmistrza i dyrektora została zarekwirowana, rodzina tonie w długach, a córka zaszła w ciążę z niegrzeszącym inteligencją woźnym. Wisienką na torcie rozgoryczenia jest sardoniczna żona Catella – mająca męża po dziurki w nosie i nieustannie wbijająca mu szpilki.
Szczęśliwym trafem Palumbo dostaje od losu drugą szansę. Okazja na powrót do gry pojawia się, gdy służby specjalne proszą go o pomocną dłoń. Catello ma im pomóc w schwytaniu ostatniego bossa mafii, Matteo, znanego pod pseudonimem Iddu. Żyjący w ukryciu gangster jest ukochanym synem zmarłego przyjaciela głównego bohatera i zarazem jego chrześniakiem. Naturalnie, nasz oportunistyczny protagonista przystaje na tę propozycję. Mężczyzna nawiązuje korespondencyjny kontakt z przestępcą. Aby ostatecznie wywabić go z kryjówki, Catello rozpoczyna niebezpieczną rozgrywkę, w której manipuluje emocjami mafijnego przywódcy.
fot. „Listy sycylijskie” / materiały prasowe Aurora FilmsGłówny bohater to naprawdę niezłe ziółko. Przyjazny, życzliwy, Bogu ducha winny staruszek? To tylko maska, za którą czai się cyniczny kombinator. W pewnym sensie Catello uosabia Sycylię, której ciepły klimat i słoneczne uśmiechy skrywają chłód moralnego mroku. Mężczyzna doskonale wie, jak podejść swojego chrześniaka. Zna jego czuły punkt i nie waha się go wykorzystać.
Chodzi o wysoce toksyczną relację gangstera ze swoim niedawno zmarłym ojcem – zarazem jego najbliższym powiernikiem i najgorszym oprawcą. Już na etapie dzieciństwa Matteo mężczyzna wyznaczył go jako swojego następcę. Chrześniak Palumbo był wychowywany wręcz spartańsko. Miał wyrosnąć na bezwzględnego, brutalnego patriarchę mafii – nieustępliwego bossa, który będzie trząsł sycylijskim półświatkiem przestępczym twardą ręką. Mężczyzna faktycznie utrzymuje to stanowisko, natomiast walczy przy tym z poczuciem wyobcowania, nieprzepracowaną traumą i narastającym resentymentem.
Brzmi poważnie, czyż nie? Otóż nic bardziej mylnego. Całe to włoskie filmowe danie zostało doprawione ogromną dozą czarnego humoru. Ironia nadaje tej historii odświeżającej lekkości – będącej dla filmu przyjemnym dodatkiem, a zarazem największym przekleństwem. Twórcy Grassadonia i Piazza czynią egzystencjalną warstwę lekkostrawną do tego stopnia, iż ją anihilują. Najbardziej ucierpiała na tym postać Matteo. Jego osobliwa psychika, retrospekcje czy halucynacje mają w filmie wagę piórkową – albo nie zostają zgłębione wcale. Ostatecznie wszystko i tak sprowadza się do błyskotliwego suchara, a rzekoma analiza psychologiczna bohatera jest – dosłownie i w przenośni – śmiechu warta.
Właśnie dlatego nie wierzę w to, iż reżyserów Listów sycylijskich prawdziwie interesuje tematyczny ciężar, który tak usilnie wplatają w tę opowieść. W istocie traktują go z tak dużym dystansem (w znaczeniu zarówno ironicznym, jak i emocjonalnym), iż traci wiarygodność oraz egzystencjalną wartość. Ostatecznie głębia jest tutaj niczym innym jak farsą.
fot. „Listy sycylijskie” / materiały prasowe Aurora FilmsPoboczni bohaterowie również pozostawiają wiele do życzenia. Wszyscy są mdli bądź całkowicie jednowymiarowi – nierzadko stanowią wyłącznie satyryczny szkic postaci. Sama fabuła też do najciekawszych nie należy. Historia rozwija się w dość leniwym tempie, a w pewnym momencie meandruje w niespójnym basenie pomysłów. No bo czym ma koniec końców być ten film? Postmodernistyczną komedią gangsterską? Naturalistycznym dramatem rodzinnym? A może surrealistycznym studium charakteru? Żaden z tych konceptów nie zostaje dociągnięty do końca. Zbyt wiele mrugnięć okiem, za mało pełnego, prawdziwego spojrzenia.
Mimo wszystko, jedno trzeba duetowi reżyserskiemu oddać – do humoru podchodzą z wyraźnym zaangażowaniem. Spora część żartów sytuacyjnych, choć bywa oparta na ogranych patentach, potrafi zaskoczyć całkiem inteligentnym poziomem. Na największą pochwałę zasługują jednak odtwórcy głównych ról. Aktorski duet Toniego Servilla i Elio Germana wnosi do filmu żywą energię i naturalną chemię. To właśnie ich dynamika jest motorem napędowym Listów sycylijskich. Dzięki niej nie tracą one resztek emocjonalnej wiarygodności. Szkoda tylko, iż za całą tą pozorną głębią filmu kryje się zaledwie kałuża – i to taka, w której odbija się żart, nie człowiek.




![Finał Jazz Contest z legendarnym gitarzystą Wakeniusem [zdjęcia]](https://tarnow.ikc.pl/wp-content/uploads/2025/11/jazz-contest-2025-final-fot.-artur-gawle0001.jpg)

![Gorące przyjęcie nowej sztuki Teatru Słowackiego [ZDJĘCIA]](https://krknews.pl/wp-content/uploads/2025/11/584557154_1261858689310830_7554565656803485660_n.jpg)





!["As Sportu Interii i Polsatu Sport 2025". Ruszył plebiscyt na sportowca roku [WIDEO]](https://i.iplsc.com/-/000LXIMJBM6YDYRY-C321.webp)


