Dom z książek

kulturaupodstaw.pl 4 godzin temu
Zdjęcie: fot. Archiwum Elżbiety Krygowskiej-Butlewskiej


Barbara Kowalewska: W jaki sposób żyło się w rodzinie od pokoleń artystycznej? Pani dziadek zajmował się rzeźbą, ojciec był akwarelistą i witrażystą, pani wybrała rysunek.

Elżbieta Krygowska-Butlewska: Chyba nie było innego wyboru. W domu nie było za wiele zabawek, ale co roku pod choinkę dostawałam kredki, a na urlopie tata zabierał nas z siostrą w plener, gdzie w trójkę malowaliśmy.

fot. archiwum Elżbiety Krygowskiej-Butlewskiej

Obserwowałam także, jak mój tato projektował witraże. Do jednego z nich pozowałyśmy z siostrą jako aniołki. To było w pewnym stopniu naturalne, iż rozwinęłam zainteresowania w tym kierunku. I chociaż moje dzieciństwo nie było różowe, wspominam także dobre momenty: tato pokazywał nam przyrodę, zwracał uwagę na piękno świata, zabierał na wystawy, czytał książki, nie takie dziecięce, ale poważne, dla dorosłych.

BK: Ma pani w swoim dorobku sporo rysunków satyrycznych. Tworzenie ich wymaga czegoś więcej niż tylko zdolności rysowania, to także zdolność dostrzegania paradoksów rzeczywistości i umiejętność oddania ich w symbolu wizualnym. Pani potrafi. Czy wpłynęło na to poczucie humoru ojca? Czy pełen absurdu czas PRL-u?

EKB: Ojciec nie miał łatwego życia, opowiadał mi, jak po wojnie uciekał ze swoich rodzinnych stron na Śląsk, bo był ścigany jako działacz podziemia. Ale mimo to potrafił się śmiać, żartować. Być może ja przejęłam po nim też tę zdolność. Czasy PRL-u miały znaczenie. Walczyliśmy z głupotą, a ja chciałam wpisać się w tę walkę. Na początku zajmowałam się więc rysunkiem społeczno-politycznym. Wówczas było mało kobiet rysujących satyrę, większość karykaturzystów stanowili mężczyźni. Moim założeniem było, iż rysunek nie powinien mieć tekstu, powinien sam się tłumaczyć. Ma działać jak plakat – powinno być na nim widać, jaka jest myśl przewodnia.

BK: Na jakie sytuacje pani reagowała?

EKB: Na życie polityczne, na przykład jeden z rysunków pokazuje groteskę wyborów w PRL-u: panowie głosują, ale ich ręce zawieszone są na sznurkach. Sterowanie odgórne. Drażniła mnie biurokracja, a konkretnie jej nadmiar – na ten temat powstał cały cykl rysunków. Na jednym z nich siedzi urzędnik otoczony murem z dokumentów, ale jednak dalej pisze. „Dama z łasiczką” powstała w obronie zwierząt: kobieta w futrze przytula zwierzątko rękami w długich czerwonych rękawiczkach. Wykonałam też cały cykl rysunków o kobiecie i mężczyźnie – z Erosem. Na jednym z nich siedzi kobieta-krzyżówka, obok niej stoi malutki mężczyzna z ołówkiem w ręce. Tematy brały się z codziennego życia, zawsze chciałam, aby praca była przesłaniem. Czy coś zwojowałam? Nie wiem, ale próbowałam reagować na rzeczywistość.

BK: Za swoją twórczość otrzymała pani wiele nagród, m.in. ZAIKS-u, Brązową Szpilkę, Honorable Mention i zaproszenie do Ankary. Które z nich wspomina pani jako szczególne?

EKB: Najważniejsza chyba była ta pierwsza – w 1977 roku w Zachęcie, którą wręczył mi Eryk Lipiński. Byłam młoda, to był ogromny zaszczyt. Taka nagroda w młodym wieku uskrzydla, wspiera poczucie pewności, iż to, co się robi, jest dobre, ma sens.

Ilustracja Elżbiety Krygowskiej-Butlewskiej do ksiażki Emilii Waśniowskiej Kiedy słychać ptaki…

Potem ważne były: ta w Ankarze, gdzie miałam szansę spotkać karykaturzystów ze świata, i nagroda oraz zaproszenie na World Cartoon Gallery w Skopje, w Jugosławii. Trzeba pamiętać, iż wówczas nie było prawie możliwości, żeby wyjeżdżać z kraju, nie było także na to pieniędzy. A ta „satyryczna wędrówka” pozwalała poznawać ludzi i świat. Wspominam także Brązową Szpilkę, którą wręczał mi Eryk Lipiński, cudowny człowiek; mimo iż był dużo starszy, od razu kazał mi mówić sobie po imieniu.

Pokazał mi, gdzie będzie nowa siedziba Muzeum Karykatury, które właśnie tworzył. Wystawiałam moje prace w wielu miejscach, aż się dziwię, iż w tak wielu. Pochwały od instytucji były budujące, pozwalały mi prezentować moją twórczość bez sztucznej pokory, byłam pewna swego. Dlatego ucząc w Liceum Plastycznym, starałam się mobilizować uczniów pochwałą choćby za fragment pracy. Uważam, iż dzieci i młodzież trzeba nagradzać i chwalić, żeby mogły rozwijać skrzydła.

BK: Miała pani także szereg zleceń na Targi Poznańskie.

EKB: Projekty stoisk na Targach przygotowywałam przez wiele lat. To się stało przez przypadek. Moja sąsiadka pracująca w biurze MPT namówiła mnie, żebym zgłosiła się do tej pracy. To było parę lat morderczego wysiłku, ogromne projekty wykonywałam manualnie na kalce, musiałam jeździć na uzgodnienia projektowe do warszawskich firm, nadzorować prace montażowe, wykonywać grafikę i etalaż.

BK: Od 2005 roku prowadzi pani wydawnictwo Mila. Co wpłynęło na podjęcie decyzji o jego założeniu? Wydawane przez panią pozycje to książki-perełki, z pani ilustracjami. Piękno tych książek zostało docenione szeregiem nagród, w liczbie imponującej, były dwa Białe Kruki i Super Koziołek… Decydowała pani sama, co chce wydać?

EKB: Ilustrowanie zaczęło się, kiedy na mojej wystawie rysunku satyrycznego pojawił się Józef Ratajczak i zaproponował mi zilustrowanie swojej książki „Ziarenka maku”. Nauczycielka języka polskiego, młoda poetka Emilia Waśniowska, dowiedziała się, iż jestem ilustratorką, i tak zaczęła się nasza współpraca. Pierwsza nasza książka to „Kiedy słychać ptaki” z wierszami Emilii i moimi ilustracjami, wydana przez Stowarzyszenie Pisarzy Polskich. Zaprzyjaźniłyśmy się z Emilką, obie miałyśmy na głowie dom, dzieci i pracę w szkole, ale mimo to znajdowałyśmy czas, żeby tworzyć. Ale obiad zawsze był na stole! Rodzina dopingowała mnie do pracy, dzięki czemu potrafiłam to wszystko jakoś pogodzić. Ponieważ wydawnictwa nie były zainteresowane wydawaniem naszych książek, postanowiłyśmy spróbować robić to same. To był 2005 rok, wydawnictwo nazwałyśmy Mila, bo tak nazywał Emilkę jej mąż. Emilia miała takie powiedzenie, iż nasze książki słabo się sprzedają, ale bardzo dobrze się rozdają. Była już wtedy ciężko chora, zdążyłam jeszcze tę pierwszą naszą książkę położyć jej na kolanach i pokazać gotowy projekt drugiej. Potem były też książki i cudowne spotkania z Joanną Papuzińską, Wandą Chotomską, Joanną Kulmową, Lilianą Bardijewską, Zofią Beszczyńską.

BK: To musiało być trudne zadanie – samej uczyć się sztuki wydawniczej.

EKB: Nie było to łatwe. W 2005 roku zmarł także mój mąż, zastanawiałam się, co dalej.

Ilustracja Elżbiety Krygowskiej-Butlewskiej do książki Emilii Waśniowskiej Kiedy słychać ptaki…

Nikt mnie do tego nie zmuszał, ale zostałam sama, trzeba było sobie jakoś radzić, coś interesującego robić. Wpłynęło to na moją decyzję. Musiałam nauczyć się składu, oddawałam przygotowane do druku książki do drukarni, potem sama je magazynowałam, zajmowałam się również dystrybucją i promocją.

Śmieję się, iż mam dom z książek, bo wiele z nich wciąż u mnie leży.

BK: W pani ilustracjach widać wpływy techniki witrażowej, również w tych do książek dla dzieci. To wpływ ojca, witrażysty?

EKB: Tak, całe życie patrzyłam na te projekty witraży ojca i stryja, które wisiały w domu na ścianie. Są cudne. Śledziłam proces tworzenia ojca, wniknęło to we mnie. Najbardziej wyraźnie nawiązuję do witraży we wspomnianej książce Emilii „Kiedy słychać ptaki”. Te ilustracje mają namalowane obramowania jak ze szkiełek w witrażach i kształt okien – łuk, koło, prostokąt.

BK: Jak wygląda pani proces twórczy – zaczyna się od dźwięku, słowa, opowieści, całościowego obrazu w umyśle? Wykonuje pani próbne szkice? Jak to się potem rozwija?

EKB: Bardzo ważna jest pierwsza myśl, szkic. Na ogół robiłam tylko jeden, a potem dopracowywałam w formacie docelowym.

Ilustracja Elżbiety Krygowskiej-Butlewskiej do książki Emilii Waśniowskiej Kiedy słychać ptaki…

Cenię te szkice, kiedyś zebrałam je w graficzne kompozycje i pokazałam na mojej wystawie. Wiszą teraz na moich ścianach. Swoim uczniom także mówiłam, iż szkic jest najważniejszy. jeżeli chodzi o ilustracje do książek, to czytam wielokrotnie tekst, zanim przystąpię do pracy.

Ilustracja jest pogłębieniem treści, musi być na wysokim poziomie artystycznym, bo to często pierwszy kontakt dziecka ze sztuką, powinna być jak wizyta w muzeum.

BK: Przez wiele lat była pani również zaangażowana w działania animatorskie dla dzieci: warsztaty, wystawy ilustracji i spotkania autorskie. To cicha, ale ogromnie ważna praca. Co było źródłem pani motywacji?

EKB: Wpadłam na pomysł, żeby pokazywać dzieciom, jak powstaje książka – od rękopisu aż po jej finalną postać. Miałam materiały z drukarni w formie arkusza wydawniczego, który potem był składany, szyty, przycinany. Dzieci mogły porównać oryginał ilustracji przygotowanej do druku, mogły tego dotknąć. Wspieram także dziecięce konkursy recytatorskie, jestem w jury.

BK: Jakie plany na przyszłość?

EKB: To przywilej wieku, iż coraz wolniej się żyje, coraz więcej odpoczywa. Chodzę na długie spacery z pieskiem do lasu. W czasie pandemii przeżyłam kryzys, jeżeli chodzi o kontakt z ludźmi. Dzieci odradzały mi wychodzenie z domu. Bałam się tej choroby. Bałam się jeździć tramwajem. Książek nowych już nie ilustruję. Myślę, iż nie muszę już tworzyć. Obserwuję świat, cieszę się wiosną, porządkuję moje dokumenty i prace. Chociaż może artysta nigdy nie może przestać? W lesie, na spacerach, zostawiam w różnych miejscach kamyki przerobione na zwierzątka – taka niespodzianka nie tylko dla dzieci.

Elżbieta Krygowska-Butlewska – ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Za dyplom otrzymała Nagrodę Miasta Poznania. Zajmowała się projektowaniem graficznym, rysunkiem satyrycznym oraz ilustracją. Wśród nagród najważniejsze to: 1. miejsce na II Ogólnopolskiej Wystawie Satyry w warszawskiej Zachęcie (1977), nagroda i zaproszenie na World Cartoon Gallery w Skopje w Jugosławii (1980), Honorable Mention i zaproszenie na Simavi Cartoon Competition w Turcji oraz Brązowa Szpilka (1989). Wystawiała swoje prace na wystawach indywidualnych i zbiorowych. Od 2005 roku prowadzi własne wydawnictwo Mila, w którym promuje twórczość poznańskiej poetki Emilii Waśniowskiej. Seria książek „Perełki Mili” otrzymała wiele nagród, m.in.: Biały Kruk 2009 – International Youth Library dla „Bajki o Kapciuszku” Liliany Bardijewskiej, Biały Kruk 2012 dla „Krasnoludków Pucybutków” Joanny Papuzińskiej oraz Nagrodę Literacką im. Kornela Makuszyńskiego „Super Koziołek” – Oświęcim 2013 dla „Miotły i ptaka” Wandy Chotomskiej. Wyróżniona odznaką „Zasłużony Działacz Kultury” (1993) oraz Medalem Komisji Edukacji Narodowej (2011).

Idź do oryginalnego materiału