Kathryn Bigelow powróciła po ośmiu latach posuchy! Pierwsza oscarowa reżyserka w swoim nowym obrazie Dom pełen dynamitu przygląda się współczesnemu okresowi ery atomu, przenosząc na kanwę filmu rzeczywiste napięcia na arenie międzynarodowej.
Dom pełen dynamitu wyraźnie wpisuje się w przedziwny tegoroczny trend dzielenia filmu na akty (każdy oczywiście poprzedzony planszą tytułową). I tak w pierwszym z nich zabiera nas do Centrum Sytuacyjnego Białego Domu, gdzie amerykański wywiad trzyma pieczę nad bezpieczeństwem kraju. Pani kapitan Olivia Walker (Rebecca Ferguson) przybywa na poranną zmianę, gdzie odbiera obowiązki od swojego poprzednika z nocki. Chiny przygotowują się do ćwiczeń, Iran i jego sojusznicy wykazują podejrzaną aktywność, a Korea Północna niepokojąco milczy od ostatniego testu rakietowego. Ot, dzień jak co dzień, którego spokój dodatkowo mąci tajemniczy pocisk nad Pacyfikiem, wykryty nagle przez radary. Kiedy staje się jasne, iż niezidentyfikowany obiekt za miejsce lądowania obrał kontynentalne Stany Zjednoczone, rozpoczyna się wyścig z czasem. Kto wystrzelił ładunek i dlaczego? Gdy na linii pojawiają się generałowie, sekretarz i prezydent Idris Elba (jego postać jest bezimienną głową państwa), telefony zaczynają pękać w szwach, a bohaterowie uwijają się jak mrówki. Bigelow niemal od razu podpina Dom pełen dynamitu do prądu. gwałtownie wypływa na wody politycznego thrillera, gdzie mieszają się również prądy katastroficzne i obyczajowe. Każda upływająca sekunda przybliża rakietę do jednej z amerykańskich metropolii. Reżyserka bez zbędnych ceregieli wrzuca bohaterów w kryzysową sytuację, delikatnie pogłębiając ich background za pomocą krótkiej scenki czy linijki dialogu. Olivia ma męża i syna, a bosman Davis ma tego samego wieczoru oświadczyć się swojej ukochanej. Te momenty w zupełności wystarczą, aby obudzić sympatię do postaci, który znalazły się w obliczu katastrofy.
fot. Eros Hoagland / materiały dystrybucyjne NetflixDom pełen dynamitu do pewnego momentu elektryzuje w sposób niedający się ubrać w słowa. Wojacy rzucają specjalistycznymi terminami, chaos ściera się z chłodną kalkulacją, profesjonalizmem i trudnymi wyborami, które na zawsze mogą zmienić świat. Film Bigelow to reżyserska żyleta, a najwięcej zyskuje na tym wspaniała Rebecca Ferguson. Aktorka porusza się po rejestrach, których jeszcze dotąd nie osiągnęła. Tak samo jak dynamicznie zmienia się sytuacja z pociskiem, tak i Szwedka w ułamkach sekund przebiera maski. Od adrenalinowego pobudzenia, przez totalną rezygnację, po bolesną akceptację losu. Wokół Ferguson gwałtownie pojawił się buzz w okresie nagród. Chciałbym wierzyć, iż nominacje do najbardziej prestiżowych statuetek ma w kieszeni, ale niezbadane są wyroki decydentów. Napięcie dodatkowo podkręca skrzypcowa muzyka Volkera Bertelmanna, która jednak zbyt często przypomina jego kompozycje do zeszłorocznego Konklawe. Czar nieco traci na mocy wraz z początkiem drugiego aktu. Następuje zmiana miejsca akcji oraz perspektywy wydarzeń. Bohaterowie będący jedynie małymi kafelkami na ekranie telekonferencji stają się prawdziwymi postaciami. Słyszymy jednak te same dialogi oraz interakcje. Twórcy idą podobnym schematem jak wcześniej: pozornie zakręcony zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa Jake (Gabriel Basso) z pierwszego aktu ma żonę oraz dziecko w drodze, a jego zagubienie wynikało z utknięcia w korku i szaleńczego biegu do Białego Domu. Staroszkolny generał Brady (Tracy Letts) rozpływa się nad portorykańskim baseballistą Francisco Lindorem. Trzeci akt wygląda identycznie: sekretarz Baker (Jared Harris) ma córkę, która zerwała z nim kontakt, a prezydent Idris Elba obecny dotąd jedynie jako głos Wuja Sama nie może odnaleźć się jako głowa państwa.
Bigelow i scenarzysta Noah Oppenheim dorzucają strzępy informacji, które wcześniej mogły być domysłami. O tym, iż to nie Rosjanie wystrzelili rakietę, wiedzieliśmy już w pierwszym akcie. W drugim jesteśmy świadkami rozmowy z ministrem spraw zagranicznych, będącej źródłem tego revealu. Owszem, trzeba uczciwie oddać, iż niektóre z tych kwestii faktycznie jakoś pogłębiają i uzupełniają historię. Zwłaszcza kiedy odsłaniają pozorną błahostkę, kryjącą się za pojedynczą kwestią którejś z postaci pobocznej (jak chociażby scena z Bakerem na dachu Pentagonu). Problem pojawia się w momencie, gdy Dom pełen dynamitu wraca do głównej osi fabularnej, a my trzeci raz słyszymy, jak Idris Elba opieprza Jake’a. Atrakcją jest to, iż jesteśmy z prezydentem w jednym miejscu, a nie słuchamy go przez telefon. Film raczej nie przegrał przez pomysł rozbicia perspektyw. Powodów szukałbym raczej w przeciętnym wcieleniu tego planu w życie.
fot. Eros Hoagland / materiały dystrybucyjne NetflixJest w filmie pewna kwestia, na którą uwagę zwraca wiele opinii z internetu. Chcę w tym miejscu stanąć w obronie Domu. Po zerknięciu w oceny na Filmwebie, w oczy rzucają się zarzuty o to, iż przedstawieni wojskowi nie do końca wytrzymują psychicznie zaistniałą sytuację. Owe głosy wskazują, iż na twarzach żołnierzy pojawiają się łzy, trzęsie im się głos czy wymiotują ze stresu. Swoją krytykę internauci podpierają argumentem, iż przecież wojacy byli do tego szkoleni. Odpowiadając na zarzuty, należy przede wszystkim wyciągnąć na wierzch najważniejszą kwestię: film Bigelow to zupełnie inny typ kina niż blockbusterowa rozpierducha Michaela Baya, gdzie banda kozaków z amerykańską flagą na piersi staje oko w oko z robotami przemieniającymi się w pojazdy. Albo Tom Cruise szósty raz ratujący świat przed tym samym. To kompletnie inne bajki. Dom pełen dynamitu to przede wszystkim realistyczne i ludzkie podejście do trybików w wielkiej machinie wywiadowczo-obronnej. Tak, żołnierze byli szkoleni. I co z tego? Żadna symulacja i gotowy scenariusz nie jest w stanie oddać prawdziwej sytuacji. Żadna. Nigdy. Tyczy się to nie tylko wojska, ale możemy to też przecież sprowadzić do zwykłej codzienności. Co z tego, iż przez x czasu chodziłeś(-aś) na kurs samoobrony? W filmie jest się do czego przyczepić, ale krytyka akurat tego elementu jest dla mnie kompletnie niezrozumiała. jeżeli rakieta lecąca na dziesięciomilionowe miasto nie jest powodem do stresu i załamania, to nie wiem, co dla niektórych mogłoby takim powodem być. Uprzedzając możliwe gdybanie na temat tego, jak wyglądałaby reakcja jednego Kowalskiego czy drugiego Nowaka, powiem tylko jedno: jest to właśnie gdybanie. Wielu widzów uważa też, iż Dom pełen dynamitu nie ma zakończenia. Zostańcie chwilę na napisach, a je poznacie.
Nowy film Kathryn Bigelow to krótka opowieść o lęku. Takim, który zawsze wisi gdzieś w powietrzu. Uważam, iż nam, Polakom, może być bliższy, niż się wydaje. W końcu nie dalej jak miesiąc temu z hakiem wrogie obiekty latające wleciały w naszą przestrzeń powietrzną. Rosja stale prowokuje i testuje możliwości reakcji państw bałtyckich oraz ich sojuszników. Trzy lata temu wystrzelona z Ukrainy rakieta obrony przeciwlotniczej zabiła dwie osoby. Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, jak decyzja jednego człowieka może wpłynąć na cały świat. Zwłaszcza kiedy u sterów są osobniki pokroju Władimira Putina. Obraz Bigelow miał również służyć jako powtórzenie znanej od lat prawdy: sami kręcimy na siebie bat. To tylko kwestia czasu, aż ktoś użyje go pierwszy. Jak powiedział prezydent Idris Elba: wznieśliśmy dom pełen dynamitu. Przez wszystkie bomby i plany niedługo może wylecieć w powietrze. A my wciąż w nim mieszkamy. Kathryn Bigelow stwierdziła z kolei, iż „eksplozja, która interesuje twórców, to rozmowa o filmie”. Cóż, chyba nie w takim kontekście, jak krytyka rozbicia perspektywy narracji.









![FEN 60: Michał Hir skończył Dragańskiego przed czasem i wciąż jest niepokonany [WIDEO]](https://mma.pl/media/uploads/2025/11/FEN-60-Michal-Hir.webp)


![FEN 60: Olgierd Kozielski ekspresowo poddaje Pawlaka w starciu debiutantów [WIDEO]](https://mma.pl/media/uploads/2025/11/FEN-60-Olgierd-Kozielski-1.webp)




