I co teraz? Znów chcesz cały dom oddać Miśko? A ja? Co z nami z Kasią? Czy mam się wygać na ulicę? Kinga wstała gwałtownie z fotela, jej twarz spłonęła czerwienią z gniewu.
Kasiu, sięp, kochanie. Nie na ulicę. Pomożę ci z mieszkaniem, zapłacę pierwszy wpis. Mirosław, starając się mówić łagodnie, ale córka nie słuchała.
Pierwszy wpis? Czy masz pojęcie, ile teraz kosztuje to w Krakowie? Jakie proporce? A Miśko? Mu cały dom? Dlatego, iż ma ładne oczy?
To moja następca, Kasiu.
A ja, iż nie? głos Kingi zadrżał. Dwadzieścia lat byłam dla ciebie córką, a teraz nagle przestałam?
Mirosław zrezygnowany westchnął i usiadł na kanapie. Ten rozmowę powtarzał już trzeci raz w ciągu tygodnia. Zawsze to samo krzyki, łzy, oskarżenia.
Kasiu, rozumiejsz w końcu. Miśko z rodziną pełzają w jednoklasowym. U nich trzeci już w kalendarzu. Ty z Kasią masz własną trzech-klatkę.
**Zwyczajnie!!!** wyrwała się Kinga.
Tyn. Choć nie jednoklatka. I potem, Mirosław nie odmawia pomocy. Tylko dom… Wiadomo, zbudowałem go, kiedy Miś kam wy longitudinalnie. Każdy kamień…
Znowu mam o tym slychać? Ale mnie pomagały, kiedy przełopywałeś? Przez miasto przysuwano, iniekcje, gotowanie… A Miśko gdzie był? W Warszawie, na zarobkach!
Mirosław zmęczony masował oczy. Syn odjechał do Warszawy nie z braku woli. Ostatnie pięć lat starał się wyżywić rodzinę, nabierał roboty na dwie zmiany. A córka… Córka natomiast cieszyła się, iż była po przeciwnej stronie miasta.
Kasiu, dom zawsze był Miśkowi. To decyzja, jaką my z mamą podjęliśmy, zanim się urodziłaś. Tak szło.
Pokrewsko, mamo! cierpko zaszykowała Kasia. Mamo by nigdy tak nie pozwoliła na taki nieporządek!
Na odwrot zwoją. Mamo wiedziała, iż dom jest Miśkowi. Ciebie planowaliśmy pomóc z mieszkaniem.
Mamo umarła dziesięć lat temu! łzy błysnęły w jej oczach. A ty… Ty tylko chcesz się wybagierać! Jak spadkiem!
Na środku korytarza pojawiła się wnuczka dziesięcilatka Kaczka. Tępo patrzyła, jak krzyczy matka, a dawno niemy dziadek milczy.
Mamo, czego krzyczysz?
Kinga gwałtownie się odwróciła i obniżyła ton:
Choć do pokoju, Kaczko. Dorośli rozmawiają.
Dziewczynka zawahała się, ale posłusznie spychnęła się. Kinga ciężko usiadła w fotelu.
Wiem, tato. Wiem już, iż Miśko jurors Вам. Zawsze mu lepiej, a mnie co zostanie. jeżeli nie chcesz dzielić załogi po porządowo, to idzie przez sąd. Moja dółkę wezmę, sobie nie trzymaj.
Mirosław zamarznięty. Dotąd córka nie groziła procesem.
Kasiu, za co? Ja jeszcze żyję. Czym załoga?
Mówisz, iż nie rozumiesz? Wiadomo, iż przeklasyfikowaliście już wszystko. Sam to powiedział. Skazkę napisali, prawda? żeby mnie ominęć?
Starzec milczał. Wszo wyICENSE. Miesiąc temu podpisał tylko napis. Michał naciskał. Wtedy powiedział, żeby owocniej było, kiedy… Mirosław wypchaniał mroczne myśli.
Postąpiłem tak, jak uważałem w porządku, rzekł stanowczo. I pomogę ci z mieszkanem, sięg. Ale dom zostaje Miśkowi.
Kinga z przypieczętowanym stanem popadła w fotel.
Wiadomo, tato. Nie do końców, cięła, wzięła torbę i wybiegła. Kaczko! Golenia, idziemy!
Wnuczka zerwała się za kilka minut, litośnie uśmiechnęła się do dziadka.
Nie epszuj się, dziadzio. Mama tylko zmęczona.
Mirosław z wysiłkiem uśmiechnął się w odpowiedzi i pogłaskał jej głowę.
Choć, słoneczko. Mamy nie warto czekać.
Kiedy załogi drzwi poszykawiły, starzec ciężko podniósł się i zszedł do okna. Kasiu, trzymającą Kaczkę za rękę, gwałtownie prał się dróżką. Przy wyjściu odwróciła się, jakby poczuła wzrok ojca, ale zaraz odwróciła się i zatknęła korytarz.
Mirosław tak skamieniał na starym domu i wnuczce. Czy Kasia dobra? Czy był do niej nieporządkowy? Dzieci powinny być równe dla rodziców, ale majątku… Zawsze му do synów. Tak to szło. W ich linii dziedziczyli dom męska linia. Dziadek, ojciec, on sam… Teraz Miśko.
Córki opłacano z przepisy, przydawali. Odchodziły w inne rodiny. A synowie kontynuowali linję, nosili nazwisko, dbali o rodziców z老龄化. Z tego mu pod diękowano.
Telefon odebrał Mirosława z myślami.
Działo, ty jak? głos syna złote bodrze. My w piątek przyjdziemy, jak do umowy. Lenka już prawie gotowa, dzieci są uptake.
Tak, chłopcze, Mirosław zakaszlał. Święty.
A Kasia była? Powiedziałeś jej?
Tak, powiedziałem… Mirosław zawahał się. Nie bardzo słyszała wiadomość.
Tak szło! w głosie Michała pojawiło się wyzionienie. Tak ona zawsze była kerwant. Co, znowu dramy ?
Michał, nie mów tak o siostrze. I jej nie tnie. Z Kasią nie bardzo można, pieniędzy nieskończy.
U kogo ich? przerwał syn. Ja też nie jestem w złoto, ale choćbym pracował, a nie łonił się stale!
Kasia też pracuje, łagodnie zaprotestował ojciec.
Trzy dni w tygodniu w tej swoją biblioteczce? To nie robota, to tylko… Nie ważne, tato, ważne, iż wszystko dobrze jest. Wybrałeś dobrze z domem. Zajmę się Tobą, obiecuję.
Mirosław z lekkim dyskretnym uśmiechem. W ostatnich latach opieka syna wyrażała się rzadkimi przepychami i jeszcze rzadziej wizytami. Choć, jeżeli być szczerym, Michałowi rzeczywiście nie leżało łatwo. Żona, dwoje małych dzieci, trzeci w przyszłość, ciężka robota…
Tak, chłopcze. Wiem.
Po rozmowie z synem na duszu stało ciężziej. Mirosław powoli przeszronił się ku kuchni, na piekarnik. Starej domu brzęczały pokładki, aż jakby narzekał na pana. Nad oknem zaczynało ciemnieć. Jesień w tym roku wypaliła wczesna, chłodna.
Znowu zadzwonił telefon. Tym razem Kasia.
Tatko, głos córki brzmiał głuchy. Za iność za scenę. Przezadłam się.
Nic, kochanie. Rozumiem.
Nie, nic nie rozumiesz, i ja nie rozumiem. Tak… tak mi źle. Wieczor, iż się zawsze liczyliśmy, iż ja z Miśkiem dla ciebie jedna równa. A teraz tylko do ciebie to się nie tak.
Kasiu, wy obaj są moje dzieci, i kocham równie, Mirosław poczuł, jak się dogrzewa. Ale dom… zawsze myślałem, iż synowi. To tradycja.
Tradycja, echem odpowiedziała Kasia. Wiadomo, jakie jest to na zewnątrz? Czterdziesiąty wiek! Jakie to tradycj? Równość powinna być.
Mirosław nie znalazł się z odpowiedzią. Kasia milczała i kontynuowała już spokojniej:
Tak, tatko. Zastanowiłam się i chcę… chcę nie robić procesu. To głupi. My wciąż rodzina. Ale i ty nie przyjdziesz ze mną. Nie potrafię. Zbyt zły.
Kasio, no czego…
Nie, tatko. Już wszystko rozpisałam. Kaczkę widzisz, jeżeli chcesz. Nie będę zakazywać. Ale sama… sama nie przyjdę.
Mirosław poczuł, jak po policzku spłynęła łza.
Córku, no jeszcze się rozumiemy…
Do widzenia, tatko.
Na linii rozsypał się z dźwięcze. Mirosław długo siedział, nieruchom, z telefonem w rękach. Nad oknem w końcu się comnie. Piekarnik dawno acabł i schłonił. W domu stało się kompletnie cicho.
Następne dni przełykały się w pilocie. Michał przyprowadził rodzinę, i dom analizał się szumem, głosy dzieci, suszkim. Święto Ewelinka natychmiast zabrała się do sprzątania, przestawiania. Michał walał paczki, rzucał nowy szaf w pokoju dla dzieci. Półtorakierczak Kris i trzyletnia Natalia śmigały po pokoju, śledząc nowe dach.
Mirosław wydzielał mu stary pokój. Ewelinka obudowała go z komfortu: postawiła wygodne krzesło, przywiesiła nowe zasłony, kupiła ortopedyczne.
Tatu, ci wystarczy miejsca dla rzeczy? leciwnie pytała ona. Może jeszcze biurko postawić?
Ni, ni, anielska, wszystko wystarczy odmawiał starzec. Jakie u mnie rzeczy…
Wieczory spędzali na kuchni. Ewelinka przygotowywała kolację, Michał opowiadał o planach na przyszłość. Chciałby dodać pokoju dziedzina, odnowić dach, wymienić system grzewczy.
Tato, masz szczęście, iż ja buduję, śmiał się syn. Wszystko po znanych cenie zrobię.
Mirosław kiwał głową i uśmiechał się. Ale myśli jego były daleko. Całym czasem myślał o Kasi i wnuczce Kaczce. Jak to tam? Córka nie dzwoniła, na jego przepychy odpowiadała jednoskładowo, odwołując się do zaflow.
W jeden z wieczorów, kiedy dzieci już śpiły, a Ewelinka szła do łazienki, Mirosław zapał pogańczyć z synem.
Michał, cały czas myślę o Kasi…
Syn zmurzował.
Czy z nią? Znowy prosi o pieniądz?
Ni, chłopcze. Tylko… Może my źle przepisaliśmy z domem? Może powinniśmy inaczej rozwiązać sprawę?
Michał odłożył gazetę, którą czytał, i uważnie spojrzał na ojca.
Tato, wszystko rozumiemy. Dom wiedzie się z liniami. Ty sam mi to mówiłeś z dzieci. Potem, u nas rodzinie duża, potrzebujemy bardziej.
U Kasi też rodzina, cicho zaprotestował Mirosław.
Rodzina? skrzywił się Michał. Mąż-alkoholik i jedna córka. Mieszkanie u nich jest, choć tylko na wynajem. A u nas trójka dzieci i nowa przestrzeń.
A może… może dzielić jakimś sposobem? Działka duża, można było…
Tato, Michał ryżował na ojca, o tym wszystko już rozumiemy. Dokumenty podpisany. Kasia tylko zazdroszna. Zawsze była. Pamiętasz, jak strzepnęła, kiedy dostaliśmy maszynę na osiemdziesiątkę?
Ale jej dałeś później…
Z dwa lata! I nie maszyn, tylko kursy jazdy. Ona sama to nie zrobiła, żeby zarobić. Zawsze wszystko na talerczu.
Mirosław westchnął. W słownach syna się kryła porzo taktyczna. Kasia rzeczywiście była bardziej wybredna, lekki. W przeciwieństwie do zdecydowanego Michała, ona jakby płynęła. Ale czy to jej wina? Mirosław sam i żona wydziedziczyli dzieciami takimi.
A potem, kontynuował Michał, ona małżonk. Pusz z nią. A ty moje tato, i ja o tobie zadbam w老龄化. To logiczne.
Do pokoju wbiegła Ewelinka, otulając mokre włosy ręcznikiem.
Chst spocz, co dysputujecie?
Da, usmiał się Michał, tato przeżywa, iż byśmy obdali Kasię.
Ewelinka usiadła obok Mirosława i chwyciła go za rękę.
Tato, nie myśl o tym. Wszystko dobrze zrobiłeś. Kasia zrozumie z czasem. A my o tobie się zadbamy, obiecuję.
Mirosław podziękował znieczulym uśmiechem. Ewelinka była dobra kobita, troskliwa. Michał z nią miał pech.
Żywy życie szło swoim wywrotem. Mirosław pomagał z wnuczkami, był w ogródkach. Michał z Eweliną pracowali, ustawiali dom. Stopniowo starzec przyswaiwał nowy tryb. Ale myśla o Kasi nie opuszczały go.
Jednego rana, kiedy już wszyscy rozeszli się Michał na pracę, Ewelinka zawiózła dzieci do przedszkola zachoczył do drzwi. Na progu patrygiła Kaczka.
Dzio, czo! rzuciła się ujeżdżać starca. Za miła się strefiła!
Kaczkus, słonce! Mirosław mocno objął wnuczkę. Jak zlitujesz się, iż trzy miesiące!
Całych dwa centymetry! dumnie poinformowała dziewczynka. A jeszcze teraz wyróżniła. Chcesz dzienniczek pokazać?
Oczywiście, chcę. Iść szybciej, piekarnik postawimy.
Z herbatą i sernikiem Kaczka opowiadała o szkole, o nowej pani, o przyjaciółkach. Mirosław zafascynowany słuchał każdej litery, starając się nie przegapić jednego szczegółu.
A jak mama? ostrożnie zapytał on.
Kaczka nagle zasmutowała.
Mama płacze. Często, kiedy myśla, iż ja nie widzę. Z papą się nie rozchodzi.
Poprzez?
Tako. PAPA mówi, iż my nikomu nie potrzebni, a mama mówi, iż on sam winny. Potem PAPA uchodzi, a mama płacze. Kaczka zawahała się i dodała. A jeszcze mama powiedziała, iż chcemy się wynieść.
Wynieść? Dokąd?
Nie wiem, wzruszyła ramionami dziewczynka. Mama powiedziała, iż znaleźli prace w innym miasteczku. Bibliotekę zamknąli, a u nas pieniędzy mało…
Mirosław zauważył, jak serce się dogrzewa. Czy Kasia ujadzie? I wnuczka zabrać?
A PAPA z wami ujadzie?
Kaczka przecząco wzruszyła głową.
Ni. PAPA zostaje tu. Oni z mamą rozwodzą się.
To był cios. Mirosław wiedział, iż u Kasi z mężem nie wszystko przebiega gładko, ale rozwód…
Dzio, a można, iż będę k tobie jechać w ferie? zapytała nagle Kaczka. choćby jeżeli będziemy daleko?
Oczywiście, słonce, Mirosław objął wnuczkę. Oczywiście, będziesz jechać. Ja zawsze Cię rad.
Kiedy Kaczka wyszła, Mirosław długo siedział bez ruchu. W głowie śledziły się myśle. Kasia ujedzie. Rozejdzie się z mężem. Zostanie sama z dzieckiem w obco miasteczku. A on, ojciec, niczym nie pomógł córce w trudną chwilę. Wręcz przeciwnie, zabrał ostatnią nadzieję możliwość życia w domu rodziców.
Wieczorem, kiedy wszystko zebrało się za kolacja, Mirosław był nieprzypodobnie milczący. Michał z Ewelinką omawiali plany na osobowy weekend, dzieci rozdzawiały, a starzec cały dumał i dumał.
W końcu, kiedy Ewelinka ułożyła dzieci i wyszła w sypialnię, a Michał ustalił się przed telewizorem, Mirosław z돕.
Chłopcze, nas to musimy pogadać.
Michał odwrócił się od ekranu i pytająco spojrzał na ojca.
Wystąpi coś?
Kasia rozwodzi się z mężem, rzekł Mirosław. I ujedzie w inne miasto.
Długo się do tego denerwował, skrzywił się Michał. Kosta trze wciąż w szabku. Fantasy od niego…
Sprawa nie w tym, przerwał ojciec. Chcę pomóc Kasi.
Pomóc? Jak?
Sprzedam dom.
Michał chwycił się od siedzenia.
Co?! Jakie sprzedam? Ty ze szumłus? Dom już mój, ty zapomniałeś? Dostawać!
Anuluję dostawać. Można to zrobić przez sąd, już znałem.
Tato, ty… Michał zadygł z wściekłością. Ty co, poważnie? A my? A dzieci? Znów, żeby wrócić w jednoklasowym?
Ni, chłopcze. My wszystko przyswoje. Sprzedamy dom i kupimy trzy mieszkania. Jedno tobie z rodziną, drugie Kasi z Kaczką. Pieniądze u mnie są, trochę, ale na pierwsze wpisy wystarczy.
Daj… Michał zacisnął pięści. Wszystko to Kasia! Ona cię wyłowiała! Przyszła, prawda? Żaliła się? Slezy lała?
Ni, syn. Kasia nie przyszła. Przyszła Kaczka. Moja wnuczka. Tyn. Plemiennica. Ona opowiedziała, iż matka często płacze. Że wy ujadycie. Że ty tego chcesz? Że ja więcej nie zobaczysz wnuczki?
Tato, ty wszystko zwracałeś. Nikomu nie zakazuje im jechać w gustom…
W gustom, gorzko zaśmiał się Mirosław. A gdzie? Z wynajmu? W obco miasto?
Ale dom… Michał rozstrojenie usiadł na kanapie. To nasz dom. Gałęziowy. Dzieci i dziadek.
Dom to ciany, synku. A rodziny to rodzina. I nie mogę wybierać między moimi dziećmi. Nie mogę jednemu wszystkiego, a drugiemu nic.
Do pokoju wszedł Ewelinka. Delikatnie słuchała rozmowy z korytarza.
Michał, z miękka powiedziała, a wcale, iż tato mas sens. Kasi teraz trudniej niż nam. Mamy cię, kam, podparcie. A ona sama zostaje.
A ty tamż? Michał oburzony spojrzał na żonę. My tyle czekaliśmy, tyle planowaliśmy! A teraz wszystko psu pod uszami?
Nie psu pod uszami, a twojej siostrze i plemiennicy, stanowczo rzekła Ewelinka. Michał, pomyśl. jeżeli by szło o twojej córkę, chcesz, żeby jej pomogła?
Michał długo milczal, patrząc w jedno miejsce. Później ciężko westchnął.
Cholerka z wami. Robcie jak chcecie. Tylko potem nie żałujecie, jeżeli Kasia wszystko wypruje i znowu zostanie w kości i blatu.
Mirosław wstał, podszedł do syna i położył rękę mu na ramieniu.
Suma, synku. Wiedziałem, iż rozumiesz. Tyn mój syn.
Na następny dzień Mirosław zadzwonił do córki.
Kasia, musimy spotkać się. To pilne.
Tato, zajęta. I jeśli, iż nam nic…
O sprzedaży domu, przerwał Mirosław. Spotkaj się dziś do sześciu.
Kasia pojawiła się dokładnie do wskazanej czasu. Wyglądała poszarzała, pobledziała. Michał z Ewelinką też byli w domu. Siedzieli napięci, jak na naradzie.
Wejdź, córko, Mirosław przewiózł Kasię do salony. Usiądź. Rozmowa będzie poważna.
Kasia dziko usadziła się w fotelu, dziko patrzyła na ojca, to na brata.
Zdecydowałem, iż sprzedam dom, rzekł Mirosław. I kupię trzy mieszkania. Jedno Michkowi z rodziną, drugie tobie z Kaczką.
Kasia zmroziła, nie wierząc swoim uchem.
Co? Ale jak… A Michał… A dostawać?
Dostawać zostanie anulowana, spokojnie odparł Mirosław. Michał zgodny.
Kasia przeniosła wzrok na brata. Mężczyzna grob_CO pokiwał.
Ale czemu? cicho zapytała.
Bo to wasze dzieci, prosto odpowiedział Mirosław. I nie mogę wybierać między wami. Nie zażywałem próbować.
Kasia zakryła twarz rękami, tylko się drżała. Ewelinka delikatnie pocierała jej plecy.
Wszystko będzie lepiej, Kasiu. Znów się zawiemy. Razem.
Mirosław patrzył na swoje dzieci i czuł, jak ciężar, trącający serce przez miesiące, się stopniowo rozpraszał. Przejął dobrą decyzję. Jedynie dokładnie poprawna.
Wiosną stary dom zostal sprzedany. Zamiast niego w rodzinie pojawiły się trzy mieszkania trójki dla Michała i dwójki dla Kasi. Mirosław przeniósł się do córki tak było wygodnie wszystkim. Kasię przyjęli w szkołę, gdzie gwałtownie przystosowali się i choćby stworzyli kółko literackie.
A latem obie rodziny w końcu przeszły do morza. Siedząc na brzegu, patrząc, jak Michał z Ewelinką grają w piwoncach z Kasią, jak szaleją w wodzie dzieci i Kris z Natalią, i Kaczka, Mirosław myślał o tym, jak blisko był strasznej błędu. Jak mógł zniszczyć samo najcenniejsze, co ma rodzinę.
Dom to tylko ściany. A rodzina to ludzie, którzy ciebie kochają. I których kochasz ty.