"Doktor Who: Kościół na Ruby Road" to cudowny nowy początek dla kultowego serialu sci-fi – recenzja

serialowa.pl 1 rok temu

Dziecko znalezione na progu kościoła, przedziwna historia z goblinami, mnóstwo świeżości i energii. „Doktor Who” w odcinku „Kościół na Ruby Road” przedstawił nowy duet głównych bohaterów, śpiewająco wchodząc w nową erę.

„Doktor Who” właśnie obchodził 60 lat i trzeba przyznać, iż prezentuje się młodziej niż kiedykolwiek. To zasługa nowego i zarazem powracającego showrunnera – po tym jak przez kilka ostatnich lat serial zdawał się zmierzać donikąd, za stery wrócił Russell T Davies, twórca odpowiedzialny za pierwsze sezony odświeżonej serii, z Christopherem Ecclestonem i Davidem Tennantem. I raz jeszcze odważnie dokonał rewolucji.

Doktor Who: Kościół na Ruby Road, czyli świąteczna baśń

I o ile po trzech odcinkach rocznicowych wiedzieliśmy już, iż będzie dobrze, o tyle dopiero „Kościół na Ruby Road”, czyli „Doktor Who” w świątecznym wydaniu, pokazuje, co potrafi Davies, kiedy nie ma narzuconych żadnych ograniczeń. Showrunner zapowiadał inspiracje fantasy – i już odcinek świąteczny, z motywami wyraźnie zaczerpniętymi z filmu „Labirynt” z 1986 roku, pokazuje, iż swoją obietnicę zamierza spełnić. „Kościół na Ruby Road”, w którym Piętnasty Doktor (Ncuti Gatwa, „Sex Education”) i Ruby Sunday (Millie Gibson, „Coronation Street”) spotykają się i walczą z morderczymi goblinami, jest niczym fantastyczna baśń w świątecznym klimacie.

„Doktor Who” (Fot. BBC)

Wszystko rozpoczyna się bardzo klasycznie, od dziecka zostawionego na progu kościoła – tym dzieckiem jest Ruby, którą spotykamy następnie 19 lat później, jak poszukuje swoich biologicznych rodziców. Z powodów, które prawdopodobnie poznamy bliżej w trakcie 14. sezonu „Doktora Who”, okazuje się to zadaniem graniczącym z niemożliwym, ale też sprawia, iż w życiu dziewczyny pojawia się Doktor. Doktor, który w żywiołowym wydaniu Gatwy pokazuje swoje zupełnie nowe oblicza, chociażby kiedy tańczy w kilcie w klubie i dosłownie się w tym tańcu zatraca, przykuwając wzrok Ruby – i nie tylko jej.

Tego, jaki jest Doktor Ncutiego Gatwy, dopiero będziemy się dowiadywać. Na razie mamy młodość, energię, żywiołowość, świeżość – a do tego cudowne i zupełnie inne od poprzednich stylówki. Choć Gatwa i Gibson spędzili ze sobą niecałą godzinę na ekranie, chemia między nimi już teraz jest nieodparta. To duet przyjaciół dosłownie od pierwszej chwili, a częścią łączącej ich więzi będzie to, iż oboje w pewnym sensie są „znajdami”. Życie rodzinne Ruby, z jej adopcyjną matką, Carlą (Michelle Greenidge, „Code 404”), przygarniającą wszystkie niechciane dzieci, również jest czymś nowym i innym w „Doktorze Who” – a przy tym wpisującym się w pełen ciepła i chaosu krajobraz różnego rodzaju więzi, jakie towarzysze i towarzyszki Doktora mieli na Ziemi.

Doktor Who: Kościół na Ruby Road – religia i LGBTQ+

„Kościół na Ruby Road” w ciągu niecałej godziny daje radę zrobić naprawdę wiele, zapoznając nas z historią Ruby Sunday, zabierając ją i Doktora w ich pierwszą – wypakowaną tysiącem twistów – przygodę, jak również nakreślając zarys tego, czym będzie nowy „Doktor Who”. Historia z goblinami w świątecznym klimacie wypada zaskakująco zgrabnie, lekko i pomysłowo, a to, iż serial jest w stanie tak po prostu w środku odcinka stać się musicalem – z piosenką goblinów, ale też towarzyszącą jej odpowiedzią w postaci wypadającego zaskakująco naturalnie numeru muzycznego Gatwy i Gibson – sugeruje, iż możemy spodziewać się naprawdę wszystkiego.

„Doktor Who” (Fot. BBC)

Przede wszystkim zaś oglądając „Doktora Who”, wreszcie, po raz pierwszy od dobrych kilku lat, mamy poczucie, iż uczestniczymy w cudownej przygodzie, a wyobraźnia twórców jest iście nieograniczona. Dokądkolwiek nie zmierza więc dalej TARDIS, jestem pewna, iż z nowym duetem na pokładzie i Daviesem za sterami jesteśmy bezpieczni. Nie będziemy się nudzić i wiele wskazuje też na to, iż oprócz niespożytej energii i czystej frajdy znów – jak to u Daviesa – będzie dużo bardzo ludzkich emocji.

Świąteczna historia Ruby pokazuje też, iż nowy „Doktor Who” będzie prawdziwie humanistyczny, nikogo nie wykluczając. Jest miejsce na religię, ale i na wątki LGBTQ+, a jedno z drugim w naturalny sposób współistnieje – trochę jak w przypadku postaci Erica z „Sex Education”. „Doktor Who” wreszcie nadąża za współczesnym światem, nie robiąc z tego wielkiego halo, tak jak to było w przypadku pierwszej kobiety Doktora.

Doktor Who: Kościół na Ruby Road to czysta frajda

Wszystko to razem składa się na obietnicę fantastycznego nowego otwarcia dla jednego z najbardziej kultowych seriali w dziejach. „Kościół na Ruby Road” jest jednocześnie sympatyczną świąteczną baśnią, jak i pełną zwrotów akcji pomysłową opowieścią w klimacie fantasy. Jest w nim miejsce na dziwność, przygodę, tajemnicę, humor, musical i ciepłą historię rodzinną – i wszystko ze sobą współgra bez najmniejszych zgrzytów, zapewniając widzowi czystą, bezpretensjonalną frajdę.

„Doktor Who” (Fot. BBC)

Nie pamiętam już, kiedy „Doktor Who” wydawał mi się tak świeży, magiczny i pełen nieograniczonych możliwości, jak w rozpoczynającej się właśnie drugiej erze Russella T Daviesa. Poczynając od świetnego scenariusza, w którym historia wartko płynie, poprzez oszałamiająco fantastyczny casting, aż po bardziej filmową niż do tej pory realizację – widać, iż serial ma większy budżet – wszystko w „Kościele na Ruby Road” każe optymistycznie patrzeć w przyszłość. A przy tym sam odcinek jest idealnym wręcz przykładem świątecznej rozrywki, która wcale nie musi być tania, ckliwa i wypakowana banałami. Dokądkolwiek TARDIS nie poleci dalej, rezerwuję miejsce na pokładzie.

Doktor Who: Kościół na Ruby Road dostępny na Disney+

Idź do oryginalnego materiału