Przeszłość jest jak wierny pies, który zawsze cię odnajdzie. Sidney Gottlieb, znany jako Doktor Śmierć, został dogoniony przez swoje złe uczynki… i nie poniósł kary. Stephen Kinzer przedstawił bolesną dziejową niesprawiedwliwość i opisał jak rząd USA uzasadniał współpracę ze zbrodniarzami, zapominając o ich ofiarach. Czy rzeczywiście wybrano mniejsze zło?
„Doktor Śmierć. Sidney Gottlieb i najmroczniejsze eksperymenty CIA” to książka budząca gniew, odrazę i zaciekawienie. Jej bohaterem jest tytułowy Gottlieb, określany jako „oficjalny truciciel USA”. Zapalony chemik z pasją opracowywał dla CIA metody tortur, morderstw i manipulacji umysłem dzięki narkotyków. Dowiemy się m.in. jak rząd USA wykonywał testy broni biologicznej na mieszkańcach San Francisco, opracowywał metody przesłuchań, a amerykańscy naukowcy prowadzili potworne eksperymenty rodem z serialu Stranger Things Netflixa.
Doktor śmierć bezkarny. Legalny zbrodniarz
Sidney Gottlieb jest przyczynkiem do ukazania mrocznej historii USA po II wojnie światowej. Amerykański rząd, zamiast ukarać m.in. zbrodniarzy z obozów koncentracyjnych, współpracował z nimi i korzystał z ich „dorobku naukowego”. choćby Shirō Ishii, czyli diabeł z japońskiej Jednostki 731, stał się dla Amerykanów dobrym wujkiem. Zapomniano o jego zbrodniach i tysiącach ofiar. Sam Gottlieb jest odpowiedzialny za eksperymenty na ludziach, tortury, morderstwa i rozpowszechnienie LSD. Chociaż próbowano go osądzić, nie poniósł kary.
Czy da się zatuszować, iż ktoś zabił tysiące osób?Jak nauka i polityka usprawiedliwiają zło? Gdzie jest granica między interesem z diabełm, a jego gloryfikacją? O tym jest właśnie książka „Doktor Śmierć. Sidney Gottlieb i najmroczniejsze eksperymenty CIA”, Niestety, choć wydaje się szalonym medycznym horrorem i politycznym kryminałem, to książka ukazująca brudną historię USA.
Bardzo dobra książka o bardzo złych ludziach.
„Książka Kinzera jest jak film Tarantino, który powinien powstać: mieszanina chorego humoru, bezsensownej przemocy, tabloidowych postaci i zwykłego amerykańskiego marnotrawstwa”.
„The New Yorker”
Chcesz więcej? Zapraszam na Facebooka!