Dokąd zmierzamy
1
Uczeni niedawno oznajmili, iż Droga Mleczna jest na kursie kolizyjnym z supermasywną czarną dziurą zlokalizowaną w Wielkim Obłoku Magellana, który coraz bardziej przybliża się do naszej galaktyki. Z czasem Droga Mleczna zderzy się z sąsiadem i dojdzie do ogromnej katastrofy kosmicznej. Z czasem, czyli kiedy?
Wielki Obłok Magellana krąży w odległości 160 tys. lat świetlnych od Drogi Mlecznej. To całkiem niedaleko, jak na kosmiczne odległości, mniej więcej w odległości równej połowie rozpiętości całej naszej galaktyki. Sądząc po tempie wzajemnego przemieszczanie się obu galaktyk do zderzenia może dojść za około dwa mld lat.
2
Czytam doniesienia naukowców i się zastanawiam. Z jakim zdarzeniem ludzkiego wymiaru porównać to, co się stanie za dwa miliardy lat?
Przecież wiadomo, iż za dwa miliardy lat, cały nasz Układ Słoneczny, choć pewnie jeszcze będzie istniał, będzie jedynie galaktyczną pustynią. Na Ziemi, po jakimkolwiek życiu śladu już nie będzie od dwóch miliardów lat, bo albo już niedługo wykończymy się sami, albo proces przemiany naszego Słońca w olbrzymiego karła zamieni otoczenie w spalone na popiół resztki rachitycznych planet, na dodatek, nie wszystkich, bo Merkury i Wenus zostaną już do tego czasu przez rozszerzające się słońce wchłonięte i spalone. I jedyna odpowiedź jaka mi się nasuwa to śmierć. Taka zwyczajna, ludzka śmierć. Zdarzenie, po którym nie ma już niczego albo jest, jak utrzymują wierzący. Choć w tym drugim przypadku przy tylu różnych wizjach tego, co nas czeka po tamtej stronie, aż trudno uwierzyć, iż cokolwiek, bo są to wizje wzajemnie wykluczające się.
3
Czytam po raz kolejny i zastanawiam się ponownie. Jaki cel miał Stwórca tego całego międzygalaktycznego spektaklu in spe?
Przyjmując naiwne rozumowanie, iż jednak cel jakiś miał i w tym planie mieści się też rodzaj ludzki, moglibyśmy się spodziewać, iż po Wielkim Bum, Stwórca zafunduje nam wszystkim Niebo, czy jak kto woli Raj, a tam sobie będziemy hasać do woli po niebiańskich łąkach w wiecznej szczęśliwości i bez żadnych innych potrzeb. Niby fajnie, ale jakoś niezbyt racjonalnie to wygląda. Szczególnie w sytuacji, gdy owe Wielkie Bum, dotyczyć będzie jednej, niewielkiej jak na rozmiary znanego nam Wszechświata, jego części. A skoro tak, to coś się tutaj w tym rozumowaniu o Raju vel Niebie nie zgadza.
4
Czytam więc jeszcze raz, dla lepszego zrozumienia i zadaję sobie ostatnie pytanie. Po kiego grzyba Stwórcy tyle zachodu, by jakiś marny, pełen wad i słabości rodzaj ludzki, najpierw stworzyć, potem dać mu Ziemię we władanie, następnie pozwolić mu przekształcić Ziemię w sobie poddaną i przez siebie zniszczoną, a na koniec zabrać cały ten ludzki rodzaj żywy i martwy, a adekwatnie już całkiem martwy (widomo, po Wielkim Bum) do siebie i tam się z nim męczyć?
Jakoś tego nie ogarniam. Na miejscu Stwórcy dałbym sobie z nami spokój, bo w pozostałej części niemożliwego do ogarnięcia rozumem Wszechświata, prawdopodobnie poumieszczał niepoliczalne wersje naszej Ziemi lub naszej Ziemi podobnych światów i tamże zasiał życia takie jak nasze, nam mniej lub więcej podobne lub całkiem od naszego różne. I prawdopodobnie gdzieś tam, na którejś z tych Ziemi, jakiś inny rodzaj, niekoniecznie ludzki, wyewoluował w pożądanym przez Stwórcę kierunku. W kierunku, który dla nas, Ziemian, okazał się niemożliwy do osiągnięcia. I w tym kontekście, całe to zdarzenie, które nie pozostawi śladu po nas i całym naszym najbliższym otoczeniu wydaje się dobrze zaplanowanym dziełem, choć uczeni i tak będą dowodzić, iż to wszystko było, jest i będzie wynikiem zdarzeń nie tyle nadprzyrodzonych, co zwykłych, fizycznych i całkiem przypadkowych.
5
Ten felieton też powstał przypadkowo. Pod wpływem przypadkowo przeczytanego artykułu. Ten z kolei powstał pod wpływem przypadkowo dokonanego odkrycia, iż grozi nam Wielkie Bum. Jednak perspektywa dwóch miliardów lat, kiedy ten Wielki Bum ma się dokonać, jest dla mnie i dla Państwa prawdopodobnie tak niemożliwa do ogarnięcia wyobraźnią, iż jej realne znaczenie jest z naszego punktu widzenia całkiem nierzeczywiste. Jedyne, co z tego rozmyślania wynika, iż wiadomo dokąd zmierzamy. Do czarnej dziury. A funkcjonujące od lat skojarzenie owej czarnej dziury, jako miejsca ostatecznego acz niekoniecznie elitarnego, każe przypuszczać, iż będzie to miejsce nie tylko ciemne ale i mocno nieprzyjemne. Dla tych, co już dzisiaj czują się tak jakby tam byli, przypomnę jedynie to, co nieodżałowany Stefan Kisielewski, już dawno na ten temat powiedział, mówiąc, cyt:
„To, iż jesteśmy w dupie to jasne. Problem w tym, iż zaczynamy się w niej urządzać.” – Stefan Kisielewski, koniec cytatu.
Bydgoszcz, 21 lutego 2025 r.,
© Wojciech Majkowski
