"Przygnębiająca panorama nastoletniego piekła w jednym ujęciu" – pisaliśmy w recenzji serialu "Dojrzewanie", który ucieleśnił wewnętrzny strach większości rodziców. Stephen Graham ("Punkt wrzenia") i Jack Thorne ("Toksyczne miasto") pokazali bezradność dorosłych wobec tego, co dzieje się z ich dziećmi poza domem i w jakim stopniu zewnętrzne środowisko wpływa na rozwój moralności u najmłodszych.
Ciekawy przypadek "Dojrzewania"
Początek serialu, oddział policji wyważa drzwi domu rodziny Millerów. Matka w panice kładzie się na ziemi, ojciec zalewa funkcjonariuszy serią pytań, a starsza córka cała we łzach pada w progu łazienki. Uzbrojeni policjanci wchodzą na piętro, gdzie znajdują 13-letniego Jamiego leżącego jeszcze w piżamie w łóżku. To jego właśnie szukają. Chłopiec dowiaduje się, iż służby zamierzają aresztować go pod zarzutem morderstwa.
"Dojrzewanie" bierze na warsztat przede wszystkim "filozofię" spopularyzowaną przez redpillowców, samozwańczych guru internetu (m.in. Andrew Tate'a) i przedstawia, jak łatwo znajduje ona swoich wyznawców wśród młodzieży, która z seksistowskimi sloganami na ustach coraz szybciej żegna się z dzieciństwem.
Jamie Miller, grany przez zupełnego nowicjusza, Owena Coopera, który właśnie przeszedł do historii jako najmłodszy aktor z nagrodą Emmy (telewizyjnym Oscarem) na koncie, jest winny, choć z początku nie wydaje się to oczywiste. W pierwszych minutach serialu kamera z nim sympatyzuje, pokazując brutalny proces wtrącenia go do aresztu.
Dalej widzimy, jak nauczyciele nie radzą sobie z uczniami w szkole; jak policja nie nadążą za internetowymi trendami, przez co śledztwo rozciąga się w czasie; jak rodzice próbują pogodzić miłość do syna z faktem, iż zabił swoją koleżankę.
W ostatnich sekundach miniserialu ojciec płacze w pokoju Jamiego, a potem czule przykrywa kołdrą misia należącego do swojego syna. – Powinienem dać z siebie więcej – mówi, a jego słowa wybrzmiewają jak dzwon.
Brytyjczycy są piekielnie dobrzy w tworzeniu kina społecznego. W "Dojrzewaniu" operują dokumentalnym wręcz naturalizmem, który efektywnie zmusza widzów do reakcji – tym bardziej iż fabuła serialu nie wzięła się z próżni.
Jamie jako narzędzie zbrodni wybrał nóż, a zgodnie z raportem brytyjskiego Urzędu Statystyk Narodowych w latach 2023-2024 aż 83 proc. zabójstw dokonanych przez młodzież dotyczyło ataku nożownika.
Internet zalały komentarze przerażonych rodziców, na których czteroodcinkowe "Dojrzewanie" zadziałało lepiej niż niejeden horror. Część dorosłych dopiero po obejrzeniu serialu dopuściła do siebie myśl, iż takie rzeczy dzieją się tu i teraz.
"Musimy temu przeciwdziałać"
Tyle zjawisk nałożyło się na siebie, tyle było po cichu ignorowanych przez społeczeństwo – niepokojący poziom mizoginii, epidemia nożowników w Wielkiej Brytanii, radykalizacja chłopców, cyberprzemoc. I jak z tego wybrnąć, kiedy brakuje optymistycznych perspektyw?
Tuż po debiucie hitu Netfliksa premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer poparł apel twórców dotyczący emisji serialu nie tylko w szkołach, ale i w parlamencie. – W domu oglądamy "Dojrzewanie". Mam 16-letniego syna i 14-letnią córkę – podkreślił szef brytyjskiego rządu podczas marcowego wystąpienia w parlamencie.
– Przemoc, której dopuszczają się młodzi mężczyźni – pod wpływem tego, co widzą w internecie – jest realnym problemem. To odrażające i musimy temu przeciwdziałać – mówił w Izbie Gmin. Wspomnijmy, iż Netflix faktycznie dał Starmerowi pozwolenie na projekcję "Dojrzewania" w placówkach edukacyjnych.
Brytyjski rząd położył też nacisk na zmianę prawa o bezpieczeństwie w sieci. Od lipca część stron internetowych w Wielkiej Brytanii wymaga weryfikacji wieku – to wynik regulacji ustawy Online Safety Act, której celem jest ochrona dzieci przed niepożądanymi treściami. Po jej wejściu w życie media donosiły o wzroście zainteresowania VPN i darknetem.
Portal X (dawny Twitter), który należy do Elona Muska, stał się jednym z największych przeciwników ustawy OSA. "Ten plan (...) może poważnie naruszyć prawo społeczeństwa do swobody wyrażania swoich opinii" – mogliśmy przeczytać w komunikacie serwisu. Wydaje się więc, iż bezpieczeństwo dzieci i młodzieży wcale nie leży w internecie portali społecznościowych.
"Światowy sektor technologii uważnie śledzi eksperyment regulacyjny Wielkiej Brytanii, gdyż jego pomyślne wdrożenie może doprowadzić do wprowadzenia podobnych przepisów na całym świecie, co potencjalnie zmieni praktyki cyberbezpieczeństwa i standardy prywatności w całym środowisku cyfrowym" – zauważył portal Cyber Magazine.
Gdy nie ma w domu dzieci
Szwajcarski psycholog i epistemolog Jean Piaget jako jeden z pierwszych badał rozwój rozumowania moralnego u dzieci, wskazując jego dwa najważniejsze etapy – heteronomiczny do 7. roku życia (zasady, które obowiązują, są sztywne) i autonomiczny od 8. roku życia (zasady można negować w oparciu o indywidualną myśl).
Piaget sugerował, iż dziecko rozwija się poprzez interakcje z własnym otoczeniem, a rodzic, choć częściowo wpływa na procesy myślowe swojej pociechy, nie może ich kontrolować – decydować, jak dziecko odbierze i wykorzysta pewne informacje oraz bodźce. Na tym kończą się nie tylko granice "jurysdykcji" rodziców, ale i nauczycieli.
Niemalże każdy przeżył czasy nastoletniego buntu i pamięta, jak działała presja ze strony rówieśników; jak okropne było poczucie wyalienowania. W dobie internetu na horyzoncie pojawił się nowy i zabójczo skuteczny zawodnik w walce o wpływ na dzieci.
Według badań Royal Society for Public Health media społecznościowe, bez których nie potrafimy wyobrazić sobie życia, doprowadziły do nasilenia się depresji, złego samopoczucia, a także samotności zarówno u nastolatków, jak i młodych dorosłych.
– Młodzi ludzie, którzy doświadczają długotrwałej samotności i ostracyzmu, są bardziej narażeni na poszukiwanie przynależności w anonimowych społecznościach internetowych i na wpływy ekstremalnych ruchów – tłumaczył po premierze "Dojrzewania" dr Apurv Chauhan, wykładowca psychologii społecznej i kulturowej na uczelni King's College London.
Góra kłopotów związanych z mediami społecznościowymi rośnie, a prowadzący na nią szlak staje się jeszcze bardziej wyboisty i zgubny.
Nawoływanie o pilną zmianę w sposobie postrzegania problemów narażonych na cyberprzemoc dzieci i domaganie się od social mediowych gigantów, by podjęły poważne kroki w celu zagwarantowania "najsłabszym" bezpieczeństwa w internecie, ucichło wraz ze zniknięciem "Dojrzewania" z topki Netfliksa. Teraz mówi się tylko o obiecującym talencie Owena Coopera.
Wspólna sprawa
Mizoginia w mediach społecznościowych nie dotyczy wyłącznie wysp brytyjskich. Mamy tu do czynienia z globalnym zjawiskiem. W liceum Bacchus Marsh w stanie Wiktoria w Australii 50 uczennic zgłosiło dyrekcji, iż ich wizerunek został użyty do wygenerowania "drastycznych" deepfake'ów. Wcześniej w tej samej okolicy licealista w identyczny sposób przerobił zdjęcie swojej nauczycielki.
W Polsce było ostatnio głośno o "szon patrolach", które polegają na urządzaniu polowań na czarownice. Ofiarami chłopców w odblaskowych kamizelkach padają "zbyt skąpo" ubrane dziewczyny. Zdjęcia i nagrania z nastolatkami lądują bez ich zgody w internecie.
– Gdy widzimy niewłaściwe zachowanie, trzeba je nazwać wprost: "To, co robisz, jest przemocą. Krzywdzisz kogoś i powinieneś natychmiast przestać. (...) Społecznie powinniśmy również zastanowić się nad prawem – (...) warto sprawdzić, czy przepisy dostatecznie chronią ofiary przemocy w sieci – stwierdziła psycholożka i socjolożka Żaneta Rachwaniec w rozmowie z Aleksandrą Tchórzewską w naTemat.
Możemy machnąć ręką i powiedzieć, iż "nas to bezpośrednio nie dotyczy", tyle iż wszystko, o czym właśnie przeczytaliście, jest "wspólną sprawą". Ci młodzi chłopcy, którzy szykanują swoje rówieśniczki i czują się bezkarni, kiedyś będą mężczyznami. Na naszych oczach kształtuje się przyszłe społeczeństwo. Czy tak powinno wyglądać zdrowe podejście mężczyzn do kobiet?