Już sto razy żałowałam, iż wybraliśmy się z moim nowym chłopakiem Mariuszem na świąteczne spotkanie do mojej mamy, Grażyny. Z pozoru rodzinne święta powinny być przecież miłe: babki, pisanki, bliscy przy stole. Ale gdy zobaczyłam, ile osób wcisnęło się do domu mojej matki, aż zapragnęłam zawrócić i uciec. Wszystkie moje trzy siostry – Kinga, Agnieszka i Beata – przyjechały z mężami i dziećmi. Do tego wujek Jarek, brat mamy, z żoną i dwoma dorosłymi synami. A jeszcze jacyś dalsi krewni, których imion szczerze mówiąc ledwie pamiętałam. I w samym środku tego rodzinnego cyrku – ja i Mariusz, mój nowy chłopak, którego postanowiłam przedstawić rodzinie. Lepiej byłoby tego nie robić.
Od progu zaczęły się przygody. Ledwo przekroczyliśmy próg, a mama już rzucała się na Mariusza z pytaniami: „Mariusz, a czym się zajmujesz? Ile masz lat? Jakie macie plany?”. Mariusz trzymał się dzielnie, odpowiadał spokojnie z uśmiechem, ale widziałam, jak się spinał. A moje siostry, jakby się zmówiły, postanowiły urządzić mu prawdziwy egzamin. Kinga, najstarsza, od razu zaczęła opowiadać, jak jej mąż dostał awans i kupili nowe auto. Agnieszka przechwalała się, iż jej córka już tańczy w balecie i występuje na scenie. Beata, najmłodsza, tylko dolewała oliwy do ognia, szepcząc z przekąsem: „No, siostrzyczko, gdzieś takiego młodego znalazła?”. Mariusz jest ode mnie pięć lat młodszy i najwyraźniej to stało się główną sensacją wieczoru.
Grażyna, moja mama, uznała, iż jej misją jest najeść Mariusza do syta. Co chwilę dokładała mu kawałek babki, mówiąc: „Jedz, synku, taki chudziutki jesteś, trzeba się wzmocnić!”. Mariusz dziękował zawstydzony, ale widziałam, iż ledwo daje radę z mamioną gościnnością. A potem mama puściła się w opowieści: „Wiesz, Mariusz, nasza dziewczynka marzyła w dzieciństwie, iż wyjdzie za pilota! Ty może i nie pilot, ale chłopak przystojny, nie zawiedź!”. Stół wybuchnął śmiechem, a ja marzyłam, żeby się pod ziemię zapaść. Mariusz tylko się uśmiechnął, ale wiedziałam, iż czuje się niezręcznie.
Wujek Jarek, brat mamy, postanowił sprawdzić Mariusza na wytrzymałość. Nalał mu domowego wina i wzniósł toast: „Za młodych! Ale, chłopcze, wiesz, iż u nas w rodzinie jest twardy reżim? Kobiety mamy z charakterem!”. Mariusz skinął głową, wypił, ale zauważyłam, jak mocniej ścisnął moją dłoń pod stołem. A gdy wujek Jarek zaproponował mu wyjście na podwórko i „pokazanie, jak rąbie drewno”, nie wytrzymałam. „Wujku, dosyć, on nie jest drwalem!” – wyrzuciłam z siebie. Wszyscy się zaśmiali, ale Mariusz najwyraźniej już szukał w myślach drogi odwrotu.
Dzieci moich sióstr dodały jeszcze więcej chaosu. Biegały po domu, krzyczały, przewróciły wazon z kwiatami. Jeden z siostrzeńców, syn Agnieszki, podbiegł do Mariusza i wykrzyknął: „A ty będziesz naszym nowym tatą?”. Omal nie zakrztusiłam się kompotem. Mariusz, na jego szczęście, nie stracił rezonu: „Na razie jestem tylko Mariusz, ale mogę zostać twoim kolegą”. Chłopiec kiwnął głową i pognał dalej, a ja w duchu biłam mu brawo za takt.
Najgorszy moment nadszedł, gdy zaczęto grzebać w mojej przeszłości. Kinga, niby od niechcenia, przypomniała mojego byłego męża: „No tamten był starszy, z dobrą posadą, a teraz, widzę, w młodszych gustujesz?”. Poczułam, jak płoną mi policzki. Mariusz udawał, iż nie słyszy, ale wiedziałam, iż go to zabolało. Mama, próbując rozładować atmosferę, zaczęła opowiadać, jak w młodości piekłam babki, ale tylko pogorszyło to sytuację. Siostry i wujek Jarek zaczęli na wyścigi przypominać moje dawne romanse, szkolne wybryki, a choćby ten przypadek, gdy przypadkiem podpaliłam firankę na poprzednim święcie. Mariusz słuchał, uśmiechał się, ale widziałam, iż czuje się obco.
Pod koniec wieczoru byłam już na skraju wytrzymałości. Chciałam złapać Mariusza i uciec do domu. On jednak, jakby wyczuwając mój nastrój, szepnął: „Wszystko gra, daję radę. Twoja rodzina jest… pełna życia”. I wtedy zrozumiałam, iż robi to wszystko dla mnie. To dodało mi sił. Gdzie wszyscy zasiedli do kolejnego toastu, zebrałam się w sobie i zabrałam głos. „Dzięki, iż tu jesteście – powiedziałam. – Ale chcę, żebyście wiedzieli: Mariusz jest dla mnie istotny i jestem szczęśliwa, iż jest ze mną. Więc może po prostu świętujmy Wielkanoc bez przesłuchań, dobrze?”. Mama skinęła, siostry ucichły, a wujek Jarek wzniósł kieliszek: „Za mądrą kobietę!”.
Pod koniec wieczoru atmosfera stała się cieplejsza. Z Mariuszem choćby zatańczyliśmy przy starych piosenkach, które puściła Beata. Złapałam się na tym, iż mimo całego tego szaleństwa jest mi droga ta chwila z bliskimi. Tak, potrafią być nie do wytrzymania, ale to moja rodzina. A Mariusz… przeszedł tę próbę z klasą. Gdy wsiadaliśmy do samochodu, by wrócić do domu, odwrócił się do mnie i powiedział: „Wiesz, twoja mama ma rację. Jesteś dziewczyną, której nie można zawieść”. Rozśmieszyło mnie to i zrozumiałam, iż ten szalony dzień zbliżył nas do siebie.
Teraz myślę, iż następnym razem przyjedziemy do mamy tylko na herbatę, bez całej tej gromady. Albo przynajmniej poproszę siostry, żeby trzymały swoje żarty na wodzy. Ale jedno wiem na pewno: Mariusz jest wart tych wszystkich rodzinnych spotkań.
Dzisiaj uświadomiłem sobie, iż każda rodzina ma swoje dziwactwa, ale to właśnie one czynią ją wyjątkową. I czasem warto przez nie przebrnąć – byle z odpowiednią osobą u boku.