Dlaczego to ja mam się nią opiekować? Niech Woytek, ulubiony syn, pomoże: Dlaczego odmówiłam troski o chorą matkę

newsempire24.com 3 tygodni temu

“Dlaczego akurat ja mam się nią opiekować? Oto Wojtuś — ukochany syn, niech on pomaga” — dlaczego odmówiłam zajmowania się chorą matką

Od dawna wiem: w rodzinach, gdzie jest więcej niż jedno dziecko, prawie zawsze ktoś jest “ulubieńcem”, a ktoś inny — zbędny. Tego, kto jest bezgranicznie kochany, ciągle się usprawiedliwia, wspiera i rozpieszcza. Drugiego, tego “niechcianego”, obarcza się winą za każdy rodzinny problem. U nas było dokładnie tak.

Mama uwielbiała mojego młodszego brata, Wojtusia. A ja… ja byłam tym dzieckiem “przez pomyłkę”. Kiedyś podczas kłótni rzuciła mi w twarz: “Gdyby nie ty, nie rozwiódłabym się z twoim ojcem”. Te słowa wbiły się we mnie tak głęboko, iż choćby po latach nie potrafię o nich zapomnieć. Wtedy nie rozumiałam, jak można tak mówić do własnego dziecka. Przecież ja nie prosiłam, żeby mnie urodziła. Nie moja wina, iż przyszłam na świat. Ale mama widocznie myślała inaczej.

Po rozwodzie oddała mnie pod opiekę dziadkom ze strony ojca. Miałam siedem lat. Nagle znalazłam się w obcym domu, bez mamy. Babcia i dziadek byli dla mnie dobrzy. Stali się moją prawdziwą rodziną. A mama przez cały ten czas była przy Wojtusiu. Otaczała go opieką, biegała za nim, wyciągała z kłopotów, choćby gdy jako dorosły mężczyzna pakował się w podejrzane interesy. Spłacała jego długi, ratowała przed policją, poprawiała mu reputację.

Później sprzedała swoją dużą, czteropokojową mieszkanie w centrum Warszawy, żeby kupić mu własne. Dowiedziałam się o tym przypadkiem, od znajomych. choćby o mnie wtedy nie pomyślała. Włożyła w niego wszystko — miłość, pieniądze, nerwy. A o mnie zapomniała, jakbym nigdy nie istniała.

Od lat mieszkam w innym mieście. Wyszłam za mąż, wychowałam córkę. Teraz mamy już wnuka — nasza córka urodziła chłopca i mieszka w mieszkaniu, które odziedziczyła po moich dziadkach. Żyjemy spokojnie, zgodnie, nikomu nic nie jesteśmy winni. Matka nie utrzymywała ze mną kontaktu. Ja też nie zabiegałam. Po co, skoro jesteśmy sobie obcy?

A potem wydarzyło się coś, co wszystko zmieniło.

Mama złamała szyjkę kości udowej. W szpitalu powiedzieli, iż potrzebna jest operacja, oczywiście płatna. I wiecie, kto za nią zapłacił? Ja. Tak, ja. Z własnych pieniędzy. Bo mimo wszystko to moja matka. Nie chciałam, żeby cierpiała.

Ale po operacji okazało się, iż potrzebuje długiej rehabilitacji i iż ktoś musi być przy niej — pomagać, gotować, prać, wozić na wizyty.

I wtedy Wojtuś nagle “rzucił mi piłkę”. Zaczął dzwonić, przekonywać, potem naciskać: “Musisz! Jesteś córką!”.

Odmówiłam…

I wtedy zaczęło się… Oboje — zarówno mama, jak i brat — rzucili się na mnie. Oskarżali. Przypominali stare urazy, które rzekomo im wyrządziłam. Mama powtarzała: “Przecież cię urodziłam, wychowałam!”, a ja słuchałam i myślałam: co adekwatnie we mnie wychowała? Odesłała do obcych i zapomniała? Miłość, troskę, czułość — to wszystko dostała tylko jedna strona. Tylko Wojtuś.

Więc dlaczego teraz, gdy jest jej ciężko, nagle sobie o mnie przypomniała? Gdzie byłam w jej życiu przez te wszystkie lata?

Nie wytrzymałam i powiedziałam wprost:

— Mamo, dokonałaś wyboru. Postawiłaś na jedno dziecko, dałaś mu wszystko. Drugie odrzuciłaś. Teraz przyszedł czas na zbiory. Oto twój ulubieniec. Jest silnym, dorosłym mężczyzną. Niech on się teraz tobą zajmie. Już nie jestem tą małą dziewczynką, której można powiedzieć “musisz”. Nikomu nic nie jestem winna.

Nie spodobało im się to. Zaczęli mnie obrażać. Mówili, iż jestem bez serca, okrutna, niewdzięczna. Ale we mnie już nic nie drgnęło.

Nie czułam winy. Tylko gorycz. Gorycz od tego, jak niesprawiedliwie potoczyła się nasza rodzinna historia.

Teraz mama leży w ośrodku rehabilitacyjnym. Wojtuś odwiedza ją, kiedy może. A ja — żyję swoim życiem. Czasem śni mi się babcia — ta, która mnie przygarnęła, ocierała łzy i czytała bajki. Tylko ona naprawdę była moją matką.

Niech mówią, iż chowam urazę. To prawda. Nie jestem aniołem. Ale nie zamierzam znów oddawać siebie tym, którzy kiedyś mnie odtrącili.

Idź do oryginalnego materiału