Dlaczego dzieci w przestrzeni publicznej budzą irytację? Skąd bierze się niechęć do ich obecności w samolocie, restauracji, na ulicy? Michał R. Wiśniewski, autor książki "Zakaz gry w piłkę. Jak Polacy nienawidzą dzieci", stawia mocną diagnozę: mamy problem z akceptacją dzieci i ich rodziców. W rozmowie z Pauliną Dudek z weekend.gazeta.pl wytłumaczył, dlaczego tak bardzo przeszkadza nam dziecięcy śmiech, ruch czy nauka życia w społeczeństwie.
REKLAMA
Zobacz wideo Jaką mamą jest Anna Wendzikowska? "Jeśli ktoś krzywdzi moje dziecko, budzi się we mnie matka lwica" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]
Dzieci jako problem. Ale czy naprawdę chodzi o nie?
W polskim dyskursie publicznym dzieci coraz częściej przedstawia się jako "małych terrorystów" – głośnych, rozbrykanych, niegrzecznych. Michał R. Wiśniewski zauważa, iż to nie dzieci przeszkadzają, ale nasza potrzeba komfortu i niechęć do dzielenia przestrzeni. Krytykuje się maluchy i ich rodziców za to, iż są zbyt pobłażliwi, zbyt zmęczeni, za brak dyscypliny. Tymczasem, jak mówi, dziecko nie kopie w fotel złośliwie. Ono po prostu funkcjonuje w świecie, który nie został zaprojektowany z myślą o jego potrzebach.
Mikroagresja codzienna. Sapanie, syczenie, spojrzenia
W książce Wiśniewskiego i w wywiadzie pojawia się wiele przykładów zachowań, które, choć pozornie błahe, są wyrazem społecznej niechęci. Dzieci biegające w McDonaldzie, opóźniające kolejkę przy kasie samoobsługowej, stojące na siedzeniu, żeby coś zobaczyć – każda z tych sytuacji wywołuje reakcję. Krzywe spojrzenie, sapanie, komentarze o "niewychowanych bachorach". Autor zwraca uwagę, iż takie reakcje nie tylko stresują rodziców, ale mogą przeradzać się w realną przemoc emocjonalną wobec dzieci. Tymczasem dziecko nie nauczy się funkcjonować w społeczeństwie, inaczej niż próbując.
Społeczeństwo dla dorosłych. Dzieci są w nim tylko gośćmi?
Dlaczego w kraju, który tak chętnie mówi o "świętości rodziny", dzieci traktowane są z taką podejrzliwością? Wiśniewski sugeruje, iż to kwestia społecznych frustracji, nieprzepracowanych traum z dzieciństwa i kulturowego napięcia. W porównaniu do społeczeństw skandynawskich widać przepaść: tam dziecko jest pełnoprawnym uczestnikiem życia publicznego. W Polsce często przeszkodą. Zatem nie oczekujmy od dzieci idealnego zachowania, jeżeli nie dajemy im przestrzeni, by się uczyć. Rodzice nie muszą nikogo przepraszać za to, iż dziecko jest dzieckiem.
Czy uważasz, iż rodzice są za bardzo oceniani w przestrzeni publicznej? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.