Dlaczego dzieci oddalają się od ojca po rozwodzie? Moje dzieci mnie unikają, bo kiedyś odszedłem

newsempire24.com 1 dzień temu

Czy córki mogą odwrócić się od ojca po rozwodzie? Moje dzieci nie chcą mnie znać, bo kiedyś odszedłem.

Z Natalią spędziliśmy razem dwanaście lat. Myślałem, iż nasze małżeństwo jest trwałe, aż zauważyłem, jak się od siebie oddalamy. Po narodzinach córek – Oli i Kingi – moja żona całkowicie oddała się macierzyństwu. Nie mam jej tego za złe, rozumiem, iż dzieci wymagają uwagi. Ale ja zacząłem czuć się jak powietrze – jakbym miał obok nie żonę, tylko matkę moich dzieci, i tyle.

Prawie nie rozmawialiśmy. Latami spaliśmy w osobnych pokojach. Brakowało mi ciepła, wsparcia, choćby tego spojrzenia, w którym byłbym ważny. I wtedy poznałem inną kobietę – Magdę. Była młodsza, słuchała mnie, interesowała się moimi sprawami, patrzyła na mnie tak, jak żona nie patrzyła od lat. Nie chciałem zdradzać. Wróciłem do domu i powiedziałem Natalii wprost: odchodzę.

Spodziewałem się awantury, łez, histerii. Ale Natalia zareagowała spokojnie. Tylko skinęła głową i powiedziała, iż rozumie. Żadnych próśb, żebym został, żadnych wyrzutów. Rozwiedliśmy się. Ożeniłem się z Magdą. Na początku wszystko wydawało się nowe i piękne: wspierała mnie, dbała, była blisko. A potem zaczęło się psuć – znowu brak zrozumienia, znowu chłód, znowu dystans.

Starsza córka była wtedy nastolatką, młodsza chodziła do podstawówki. Natalia uznała, iż dzieci nie powinny się ze mną spotykać. Mówiła, iż będzie im łatwiej bez wstrząsów. Przez moją matkę przesyłałem prezenty i pieniądze, bo ona utrzymywała kontakt z Natalią. Przynajmniej w ten sposób byłem blisko – choćby przez czyjeś ręce.

Później urodził mi się syn – Tomek. Z nim chciałem zrobić wszystko inaczej. Nosiłem go na rękach, uczyłem mówić, każdego wieczoru się z nim bawiłem. Ale i Magda odeszła. Miał wtedy ledwie cztery lata. Znalazła kogoś młodszego, bardziej sukcesywnego, jak się później dowiedziałem. Postawiła warunki: spotkania tylko według harmonogramu, ścisła kontrola, pieniądze na każdą drobnostkę. Potem jej nowy mężczyzna oświadczył, iż nie ma dla mnie miejsca w ich życiu. Kontakt z synem się urwał.

Teraz mam sześćdziesiąt siedem lat. Moje córki mają własne rodziny, własne dzieci – wnuki, których nigdy nie trzymałem na rękach. Mój syn już dorosły, ale nie wiem, gdzie jest, jak żyje, kim się stał. Nikt z nich nie dzwoni. Nikt nie pisze. Jakbym przestał istnieć. Popełniłem błędy, odszedłem – tak. Ale czy za to należy mnie wymazać na zawsze?

Przecież starałem się być blisko. Pomagałem, jak mogłem. Ale każdy ma swoje granice. Nie szukam usprawiedliwienia, chcę tylko, żeby mnie wysłuchano. Tak, odszedłem, ale nie przestałem być ojcem.

Teraz jestem sam. Ani rodziny, ani dzieci przy mnie. Święta – puste. Telefon milczy. Czasem boję się, iż umrę – i nikt się nie dowie. Czasem myślę: może napisać list? Zadzwonić? Ale co powiedzieć? Przepraszam, iż byłem słaby? Przepraszam, iż nie utrzymałem rodziny?

Czy nie zasługuję chociaż na jeden telefon? Czy nie mam prawa wiedzieć, jak żyją moje dzieci? Dlaczego ich milczenie brzmi jak wyrok?

Czasem siedzę na ławce pod blokiem i patrzę, jak inni dziadkowie spacerują z wnukami. Słyszę, jak wołają: „dziadku, chodź tu!” A mnie nikt tak nie zawoła.

Czas ucieka. Nie chcę umierać z poczuciem, iż dla tych, których kochałem najbardziej, byłem nikim. Byłem niedoskonały, popełniałem błędy. Ale czy miarą miłości są tylko czyny?

Nie wiem, czy mi wybaczą. Ale wciąż mam nadzieję. Wciąż czekam.

Idź do oryginalnego materiału