Dziesięć lat temu, dzięki małemu wydawnictwu Kwiaty Orientu, mogliśmy przeczytać najsłynniejszą powieść tegorocznej noblistki Han Kang, Wegetariankę. Potem przeczytałam dwie jej kolejne książki, a Wegetarianka została wznowiona przez dużą oficynę.
Tegoroczna nagroda cieszy mnie zdecydowanie bardziej niż zeszłoroczna, ale dziś wszystkich cieszy. Potraktuję ją zatem jako okazję, żeby podziękować wszystkim, szczególnie tym najmniejszym wydawcom, którzy podejmują ryzyko wprowadzenia na polski rynek książek z odleglejszych kultur i krajów, takich, które może nie od razu „sprzedadzą się”, ale z czasem, tak jak Wegetarianka, zyskują renomę i czytelniczki, a czasem niespodziewanie też pięć minut medialnej sławy.
I teraz już wiemy, iż Korea to nie tylko K-pop i Squid games.
Zadie Smith, Oszustwo, przeł. Justyna Hunia, Znak 2024
Przed drzwiami stał umorusany chłopak. Na upartego może i dałoby się wyszorować go z brudu, ale z tych wszystkich pomarańczowych piegów już nie.
Oszustwo, co może nas zaskoczyć, jest powieścią historyczną i wiktoriańską. Oba te określenia warto jednak może wziąć w cudzysłów, podobnie jak tytułowe oszustwo.
Wiktoriańska, bo jest dość rozwlekłym, realistycznym opisem społeczeństwa XIX-wiecznej Anglii, ze szczególnym uwzględnieniem salonów literackich, i sięga w warstwie formalnej po wzory powieści wiktoriańskiej. Jednak za zasłoną wiktoriańskiej hipokryzji kryją się tam zachowania, których Dickens by nie opisał.
Historyczna, bo w dużej mierze oparta na faktach historycznych, tyle iż nam, a podejrzewam, iż również miejscowym czytelnikom, mało znanym. Chociaż kiedyś żywo zajmującym opinię publiczną. Pewno tę wiedzę historyczną możecie pominąć – o ile chcecie czytać to po prostu jako powieść. Bo w końcu jakie to ma znaczenie, czy to fakty, które autorka obudowuje mięsem narracji, a czasem przeinacza, czy fikcja? Może czytanie tego po prostu jako powieści da czytelnikowi więcej satysfakcji i pozwoli na powolniejsze wnikanie w istotę tytułowego oszustwa.
Początkowo właśnie w ten sposób podchodziłam do tej książki, jednak mnogość przypisów odnoszących się do kompletnie mi nieznanych postaci z życia intelektualnego XIX-wiecznej Anglii sprawiła, iż jednak postanowiłam sprawdzić, jak to jest z głównymi bohaterami (prawdziwi?) i o co adekwatnie chodziło z tą sprawą Tichborne’ów. Trzeba przyznać, iż taka wiedza ułatwia lekturę, ale czy łatwiej zawsze oznacza lepiej, tego nie wiem.
Oto William Harrison Ainsworth – urodzony w 1805 roku pisarz, autor wierszy, sztuk teatralnych i przede wszystkim czterdziestu często wielotomowych i bogato ilustrowanych powieści historycznych, a czasem gotyckich. Komplementowany w swoich czasach jako „angielski Victor Hugo”. Niektóre z nich uzyskiwały wyższe nakłady od książek Dickensa, ale chyba nie były zbyt dobre. Utrzymujący kontakty z wieloma postaciami ówczesnego życia literackiego – z Dickensem też. Z czasem jednak jego popularność osłabła, a od stu lat jego powieści nie są wznawiane. Przystojniak – możecie sprawdzić w internecie. W książce Smith naiwny, próżny narcyz o miękkim sercu.
Jest też jego rodzina: córki, chyba autentyczne, pierwsza żona i druga żona – tu chyba autorka niedokładnie trzymała się faktów. Ale druga żona, Sarah, jest w powieści ważna, chociaż nie wiem, czy w ogóle istniała. To dużo młodsza od niego kobieta z ludu, córka prostytutki i pucybuta, co zostaje zatuszowane. Jej głos w powieści jest właśnie głosem ludu. Nie zawsze sympatycznym, nie była bowiem zbyt mądra, ale już nauczyła się pogardzać biedkami. Ale swoje wiedziała. I miała całkiem dobre rozeznanie w strukturze klasowej. „A jakież to rzeczy są miłe takiemu dżentelmenowi? Ano powiem wam jakie: bijatyki, pijatyki, chędożenie i kopanie piłki. A co jest miłe mojemu staremu i wszystkim moim wujom, braciom i kuzynom? Nic innego. Tylko ci na dole i na górze wiedzą, jak żyć! jeżeli mam być szczera, to ci pośrodku są dziwni”.
Pierwszoplanową postacią jest jednak Eliza Touchet, to z jej perspektywy patrzymy na wydarzenia. Kuzynka Ainswortha, której autorka dała dłuższe życie niż w rzeczywistości, i pewno ciekawsze. Dysponuje niewielkim dochodem i prowadzi mu dom, kiedyś przez krótki czas zamężna. Bystra, czasem złośliwa, dobra obserwatorka, szczególnie iż inni często jej nie dostrzegają. Kobieta, niby z klasy wyższej, ale biedna, katoliczka w Anglii, abolicjonistka – ta pozycja poznawcza, pod wieloma względami marginalna, pozwala jej patrzeć na wiele spraw mniej konwencjonalnie. Choćby na miejsce kobiet w społeczeństwie, ale to dość oczywiste. I dodam jeszcze, iż jej życie emocjonalne i seksualne niekoniecznie pasuje do określenia „stara panna”.
I wreszcie oszustwo. Roger Tchiborne, dziedzic starej, ogromnej fortuny, w roku 1854 zaginął na morzu po katastrofie statku. Jednak po dwunastu latach pojawia się w Anglii Pretendent, w rzeczywistości Artur Orton – mężczyzna, który twierdzi, iż jest sir Rogerem. Po jego stronie staje ulica, prości ludzie, choć naprawdę z wielu powodów trudno w to uwierzyć. Zwolenniczką Pretendenta jest prostacka żona Ainswortha. I pierwsze rozmowy Sarah i Elizy na ten temat wyglądają jak rozmowy osoby racjonalnej ze zwolenniczką teorii spiskowych. Wobec dość oczywistych argumentów Elizy „Sarah peroruje bez ładu i na temat »ukrytych masonów trzęsących sądem karnym« i »niecnych katolików«, którzy wręczają łapówki trzęsącym sądem masonom, jak również o »hebrajskich lichwiarzach«, którym za każdą duszę wtrąconą do Newgate wpada do kieszeni gwinea”. A jednak, kiedy po kilku latach (1871) dochodzi do procesu, Eliza zaczyna jeździć z Sarah do sądu, żeby go obserwować. I tam zwraca jej uwagę popierający rację Pretendenta świadek obrony, dobry mówca, budzący zaufanie i ogólną sympatię stary czarny mężczyzna, były kamerdyner Tchiborne’ów.
To Andrew Bogle, urodzony w 1901 roku jako niewolnik na Jamajce (niewolnictwo teoretycznie zniesiono tam w 1834 roku, potem był jeszcze kilkuletni okres przystosowawczy), później sprowadzony do Anglii. W Anglii ożenił się dwukrotnie z białymi kobietami – to jak na tamte czasy wyjątkowa historia. Potem mieszkał w Australii, gdzie spotkał i rozpoznał „sir Rogera” i wrócił z nim do Anglii. Eliza nawiązuje z Bogle’em znajomość i wysłuchuje historii jego życia oraz losów jego bliskich żyjących na wyspie. Przypomnijmy, iż matka Zadie Smith urodziła się Jamajce, więc to temat istotny dla autorki i istotny w powieści.
Ostatecznie Pretendent, po bardzo długim procesie, w którym zeznawały setki świadków, zostaje uznany za oszusta i skazany na czternaście lat więzienia, podobnie jak niektórzy z uznanych za oszustów świadków. Ale nie Bogle, którego uczciwości i dobrej woli nikt nie podważył, uznano, iż sam został oszukany przez Ortona. Bogle – już nie w powieści – ostatecznie umarł w nędzy, ale pozostawił po sobie wielu potomków.
Czy przekonał do sprawy „sir Rogera” panią Touchet? Tu sprawa się komplikuje. Nie potrafi ona wprost tego nazwać, ale jej serce skłania się coraz bardziej ku popierającym Pretendenta. Pretendent jest oszustem, ale racje prostych ludzi, stających przeciwko bogaczom, są dla niej coraz bardziej zrozumiałe. Nie są oszustwem.
To tylko szkielet, zarys historii, na kanwie której autorka tworzy bogaty obraz, gdzie fikcja literacka okazuje się żywiołem, za pomocą którego zapomniane historie zyskują całkiem współczesny wymiar. Nie musicie być miłośnikami Dickensa, żeby dać się wciągnąć lekturze, ale trzeba się pogodzić z tym, iż to nie jest lektura na jeden wieczór. I nie musicie zgadzać się z panią Touchet, iż „z takiej wyświechtanej materii i podkradanej prawdy tworzą się powieści. Cała ta praktyka mierziła ją coraz bardziej, aż do obrzydzenia”.