"Devil in Disguise: John Wayne Gacy" to serial, który warto obejrzeć zamiast historii Eda Geina – recenzja

serialowa.pl 2 godzin temu

Macie wrażenie, iż gdy telewizyjna fascynacja prawdziwymi mordercami rośnie, to jej ekranowe efekty są coraz gorsze? Ucieszy was więc, iż serial o Johnie Waynie Gacym jest wyjątkiem.

Październik miesiącem seryjnych morderców na małym ekranie. Dopiero co Ryan Murphy do spółki z Netfliksem męczyli nas fantazjami na temat Eda Geina, a już konkurencja odpowiada historią innej niesławnej postaci. Tym razem jest jednak lepiej, bo „Devil in Disguise: John Wayne Gacy” to rzadki przykład historii potwora w ludzkiej skórze, która nie stawia zabójcy na piedestale.

Devil in Disguise: John Wayne Gacy – o czym jest serial?

W 1. sezonie antologii głównym bohaterem jest John Wayne Gacy, którego ofiarą padło w latach 70. przeszło trzydziestu nastoletnich chłopców i młodych mężczyzn. Jak to możliwe, iż facet w typie wąsatego wujka z wesela (polskie korzenie nie mogą być przypadkowe), który był znany m.in. z zabawiania chorych dzieci w przebraniu klauna, okazał się jednym z najbardziej niesławnych zabójców w historii Ameryki?

„Devil in Disguise: John Wayne Gacy” (Fot. Peacock)

Serial autorstwa Patricka Macmanusa („Dziewczyna z Plainville”) odpowiada na to pytanie, jednak sam Gacy, w którego wciela się Michael Chernus („Rozdzielenie”), jest tylko jednym z elementów tej historii i to nie najważniejszym. Twórcy zrealizowali bowiem cel, o którym głośno wypowiadało się wielu wcześniej, ale mało kto potrafił go wcielić w życie – skupili się na ofiarach.

Narracja serialu, którego trzy pierwsze odcinki są już dostępne na SkyShowtime (cały sezon liczy ich osiem, kolejne będą się ukazywać co tydzień), została poprowadzona w niechronologiczny sposób. Wychodząc od grudnia 1978 roku, gdy makabryczne zbrodnie ujrzały światło dzienne, fabuła biegnie dwutorowo. Pracę śledczych i wymiaru sprawiedliwości oglądamy w dużej mierze przez pryzmat sprawcy. Gdy jednak cofamy się do przeszłości ofiar, Gacy praktycznie znika z pola widzenia, a miejsce proceduralnego chłodu i mrożących krew w żyłach detali zajmują historie o bardziej ludzkich obliczach.

Devil in Disguise: John Wayne Gacy skupia się na ofiarach

Oczywiście skala omawianych zdarzeń jest tak duża, iż przeniesienie na ekran ich wszystkich nie wchodziło w grę. Zamiast upychać całość w ośmiu godzinach, twórcy postawili na wybranych bohaterów, ich rodziny i bliskich. Wyszło dobrze, bo nie dość, iż serialowi trudno coś zarzucić pod względem merytorycznym, to jeszcze z fabularnego punktu widzenia otrzymaliśmy kawał mocnego i poruszającego, ale też niełatwego w odbiorze dramatu.

„Devil in Disguise: John Wayne Gacy” (Fot. Peacock)

Przeskakując swobodnie po wydarzeniach z lat 1972-1978, „Devil in Disguise” opowiada o chłopcach, których tragiczny los nadaje prostym historiom jeszcze większej mocy. Brak lub marginalna rola Gacy’ego w ich wątkach sprawia, iż oddanie głosu pokrzywdzonym to tutaj nie pic na wodę, ale realna zmiana względem podobnych produkcji. Dzięki temu zamiast pozbawionych znaczenia numerków na morderczej liście otrzymujemy ludzi z krwi i kości.

Bolesna świadomość tego, gdzie i jak wszyscy Ci młodzi ludzie skończą swoje życia, tylko wzmacnia przekaz, który rzecz jasna i bez tego jest przygniatający. Okoliczności śmierci każdej z ofiar to bowiem druzgocący cios prosto w twarz wymierzony w amerykańskie społeczeństwo i przeżarty uprzedzeniami system, który odgrywa tu kolejną z kluczowych ról.

Jego twarzami, choć już niekoniecznie celami ataku, są w serialu lokalni detektywi z Des Plaines – Joe Kozenczak (James Badge Dale, „1923”) i Rafael Tovar (Gabriel Luna, „The Last of Us”). Angażują się w sprawę przypadkiem, gdy pod ich jurysdykcję trafia zaginięcie młodego chłopaka, którego matka, Elizabeth Piest (Marin Ireland, „Złodziej dragów”), nie pozwala zbyć się słowami o tym, iż „dzieciaki zwykle wracają”.

„Devil in Disguise: John Wayne Gacy” (Fot. Peacock)

Potem jest banalnie proste śledztwo, gwałtownie pojawia się podejrzany, a następnie rusza prawdziwa lawina. Detektywi odkrywają rzeczy, które nie dadzą im spokojnie spać, obrońca Sam Amirante (Michael Angarano, „Minx”) boksuje się z własnym sumieniem, a prokurator Bill Kunkle (Chris Sullivan, „This Is Us”) zaciera ręce na myśl o ogólnokrajowym rozgłosie. Gdzieś w tym wszystkim jest też sam Gacy, którego jowialny charakter i zachowanie w zestawieniu ze skalą koszmaru jeżą włosy na głowie.

My natomiast obserwujemy rozlewające się coraz bardziej szambo. Bo nie da się przecież zignorować faktu, iż przez sześć lat tuż pod nosem chicagowskiej policji zamordowanych zostało tylu młodych ludzi, prawda? Zwłaszcza gdy ich bliscy wielokrotnie prosili o interwencję i wręcz wskazywali służbom Gacy’ego, a on sam miał kartotekę przestępstw przeciwko nieletnim. Wystarczyło sprawdzić.

Devil in Disguise: John Wayne Gacy szokuje w inny sposób

Podczas seansu „Devil in Disguise: John Wayne Gacy” najmocniej uderzają nie szczegóły zbrodni, ale kompletny brak reakcji na nie. Pewnie, systemowe zaniedbania, uprzedzenia i homofobię widzieliśmy na ekranie już nie raz. Ale gdy mają one tak realne i dodatkowo uwiarygodnione przez serialową konwencję skutki, to jednak coś innego. Siła serialu tkwi właśnie w nich, nie w pościgu za tanią sensacją.

„Devil in Disguise: John Wayne Gacy” (Fot. Peacock)

Twórców zupełnie nie kręci (porno)graficzna ilustracja historii Gacy’ego, której wręcz unikają. Fizyczna przemoc pokazywana jest bardzo rzadko, opisy potwornych okoliczności zbrodni są krótkie i rzeczowe, a proszące się o fetyszystyczne przedstawienie pikantniejsze fragmenty biografii mordercy pojawiają się w powściągliwej formie. jeżeli Ryan Murphy to oglądał, pewnie aż go skręcało ze zmarnowanej okazji.

Jako widzowie z takiego podejścia możemy się jednak cieszyć (a jako recenzenci odetchnąć z ulgą), bo uniknęliśmy dzięki temu kolejnej ciężkostrawnej makabreski albo czegoś jeszcze gorszego. Sami pomyślcie, co by było, gdyby twórcy pociągnęli motyw klauna-zabójcy! W rzeczywistości podchwycony i wyeksponowany przez media, w serialu na szczęście pozostawiony bardziej adekwatnej konkurencji i dobrze, bo prawdziwa historia Gacy’ego nie powinna być w żaden sposób ubarwiana.

Devil in Disguise: John Wayne Gacy – czy warto oglądać?

Biorąc pod uwagę oczekiwania widowni i doświadczenia konkurencji, na największą odwagę ze strony twórców „Johna Wayne’a Gacy’ego” wyrasta odrzucenie pokusy pójścia na łatwiznę. Rzetelne odwzorowanie rzeczywistości? Cierpliwe budowanie napięcia? Przesunięcie emocjonalnego centrum historii poza jej najefektowniejsze fragmenty? Tak się dziś nie robi telewizji i nie, to wcale nie jest ironia.

Mając z jednej strony historie złodziejaszka próbującego wyjść na prostą, zakochanego po raz pierwszy nastolatka i pary męskich prostytutek, a z drugiej spowiedź psychopaty z daddy issues, łatwo zgadnąć, co z nich sprzeda się lepiej. O wiele trudniej wybrać te mniej popularne opcje, a jednak to właśnie ich jest w „Devil in Disguise” więcej i to im poświęca się większą uwagę, niż wszystkiemu, co wyczynia na ekranie Michael Chernus. A zaznaczam, iż znany z luźniejszych ról i obsadzony wbrew swojemu emploi aktor jest absolutnie znakomity.

„Devil in Disguise: John Wayne Gacy” (Fot. Peacock)

Tak, twórcy czasami się w swoim podejściu gubią, zwłaszcza pod koniec tracąc nienaganny rytm i fundując widzom przydługi epilog. To i inne możliwe zastrzeżenia (np. dotyczące wyboru i rozmieszczenia retrospekcji czy liczby postaci drugoplanowych) giną jednak w ogólnym wrażeniu, jakie pozostawia za sobą serial. Bo tak dobrze przemyślanej, rozsądnej i nieefekciarskiej telewizji współcześnie adekwatnie się nie spotyka, zwłaszcza w gatunku true crime.

Nie mam co prawda złudzeń i ani nie wierzę, iż nauczeni przykładem konkurenci porzucą krwawe widowiska, ani iż widzowie zmienią swoje upodobania. Bardziej prawdopodobne, iż „Devil in Disguise: John Wayne Gacy” znudzi oglądających, a w kolejnym sezonie antologii (ma być poświęcony Richardowi Ramirezowi) podejście zmieni się o 180 stopni. Na dziś jednak, i mówię to jako osoba nieprzepadająca za historiami o seryjnych mordercach, nie mam wątpliwości, iż jeżeli już macie coś o nich obejrzeć, to powinien to być właśnie ten serial.

Devil in Disguise: John Wayne Gacy – odcinki w soboty w SkyShowtime

Idź do oryginalnego materiału