Deszcz
Nareszcie pada. Pada. Nareszcie.
Deszcz zwilża pola, ostępy leśne.
Deszcz na chodniki, na ludzkie głowy…
Pada. Nareszcie. Pada. Lutowy…
Dziwne, nieprawda? Luty mży deszczem.
Ni grama śniegu, bezśnieżna przestrzeń.
A w tej bezśnieżnej, czarnej połaci,
deszcz pada – Maciej zimę utracił.
Mądrość w przysłowiach. Mądrość ludowa.
Deszcz kończy w rynnach, na mokrych głowach,
a gdy na ziemię spadnie, ta szepcze:
„Deszczu mi trzeba. Padaj, więc. Jeszcze!”
Jedynie w mieście ludzie markotni.
Wciąż zabiegani, bardziej samotni.
I ciągle jeszcze jakby zimowi.
Na deszcz, na wiosnę, nie są gotowi.
Tylko poeci, mokrym chodnikiem,
całkiem na boso, przed siebie, z krzykiem,
są w stanie pędzić i śmiać się głośno.
Tylko poeci nie chcą dorosnąć.
Biegnę i krzyczę: „Pada! Deszcz pada!”
A deszcz za kołnierz, na głowę spada.
I tylko sąsiad puka się w czoło…
„A ten od rana znów na wesoło”
Nareszcie pada. Pada. Nareszcie.
Deszcz zwilży pola, ostępy leśne.
Zmyje chodniki i ludzkie głowy.
Pada. Nareszcie. Pada. Lutowy…
Bydgoszcz, 26 lutego 2025 r.,
© Wojciech Majkowski